Posty

Ramen z przypałem

Obraz
Jedni wywar z kurczaka jedzą z marchewką i natką pietruszki, inni wrzucają w to glony i jajka Nitamago i zmieniają swojski rosół w egzotyczny ramen. W obu przypadkach to danie z rodzaju comfort food. Takie cieplutkie, sycące, uspakajające brzuszek. A jak w środku jest tak miło, to można zrzucić to co leży na bebechach. Oczywiście w metaforycznym sensie. Poszliśmy ekipą do knajpeczki, w której serwowali właśnie tę japońską zupę bogów. Panteon Kraju Kwitnącej Wiśni jest przebogaty, dlatego imiona z ich mitologii posłużą za pseudonimy w tej opowieści. Byłam więc ja, Benten i Okame, Susamoo i Ninigi. Mieliśmy do obgadania kawał życia, bo nie widzieliśmy się od kilku miesięcy, a wiadomo, że w tym czasie życie może się przewrócić o 180 stopni. Faktycznie. Zaczęliśmy od rzeczy mniejszego kalibru: ot nowa miejscówka do tańca, albo wakacyjne plany. Potem przeszliśmy do rzeczy poważniejszych, jak zmiana mieszkania i kryzysy związkowe. A na koniec wjechała moja ulubiona część: ostry przyp

Obdarowani

Obraz
Nie wiem czy tez tak macie, ale ja czuję się wspaniale żyjąc w tych właśnie czasach. Owszem, widzę to co się dzieje na świecie: widzę wojny, kataklizmy, spadek wartości pieniądza. Czasem myślę sobie, że za bardzo zapędziliśmy się w konsumpcjonizm. Mimo tego doceniam możliwości dzisiejszego świata. Zobaczcie, kilkaset lat temu wyprawa z Polski do Stanów zajęłaby kilka miesięcy. Dziś – 12 godzin łącznie z odprawą i krzyżówką na lotnisku. Kiedyś kunsztem Chopina mogli zachwycać się nieliczni – dziś wystarczy odpalić YouTube.  Zawsze gdy wchodzę do zamku – obojętnie czy to zameczek w Oporowie, czy monumentalne zamczysko w Malborku – mam poczucie, że mogę więcej niż przodkowie. Ilu maluczkich zastanawiało się jak wyglądają królewskie komnaty? Setki tysięcy. A dziś wchodzisz na Wawel i spacerujesz po Wilanowie.  Możemy próbować nieznanych smaków, poznawać obce kultury, uczyć się, tworzyć. Glinę czy podobrazia kupi się dziś bez większego problemu. Wystarczy włączyć internet, by znaleźć tutori

Boski pierwiastek

Obraz
Zawsze fascynowało mnie stwierdzenie, że zostaliśmy stworzeni na podobieństwo Boga. Wizerunki Boga Ojca z rozwianą siwą brodą i Jezusa w wydaniu środkowoeuropejskim nie pomagały w zrozumieniu na czym to podobieństwo ma polegać. Długo myślałam, że chodzi o ciałokształt. Wiecie: dwie ręce, dwie nogi. Trochę miałam zgrzytu w kwestii płci, bo mamy gołębia, a w dodatku Ojciec rodzi Syna.  Z biegiem lat zrozumiałam, że nie o wygląd tu chodzi – przecież Bóg jest duchem. Chodzi o relacyjność i zdolność do miłości. W ogóle wierzę, że miłość jako taka przenika nasz świat. Widzę ją w kwiatach, drzewach, w majestacie gór, w całym świecie zwierząt. W ludziach też ją widzę. Jest jej o wiele więcej niż zła, które też w nas tkwi.  Od pewnego czasu uderza mnie jednak coś innego. Konkretnie moc słowa. Ale nie tego Bożego, które stworzyło świat. Nie Słowa Wcielonego. Chodzi o moc słów, które mamy jako ludzie. One też kształtują rzeczywistość. Może na mniejszą skalę, ale bardzo realnie. Myślę, że to jest

Umiarkowanie w jedzeniu człowieka

Obraz
Człowiek człowiekowi wilkiem? Daj Boże! Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Silni bronią słabych, najwolniejsi nadają rytm wędrówce, nikt nie pozwala zrobić krzywdy dziecku, rodzice mają autorytet. Takie są fakty moi drodzy. A jednak obrażamy się na ludzi, wtłaczając ich w ramki Złego Wilka z bajki. *** Chyba wszyscy mamy tendencję do tego, by szukać zaspokojenie swoich potrzeb w drugim człowieku. Chcemy jego czasu, uwagi, zaangażowania, czułości. Chcemy by nas zaskakiwał, ale w obrębie akceptowalnych przez nas granic. Chcemy by był obrońcą, opiekunem, przyjacielem, kochankiem, towarzyszem przygód, terapeutą, powiernikiem. W zależności od relacji jaka nas łączy dokładamy jeszcze mniej, lub bardziej uświadomione role do odegrania. Pożeramy w całości i obrażamy się, kiedy nie chce oddać ostatniej kosteczki. Człowiek jest tylko człowiekiem. Tylko i aż. Nie aktorem, któremu rozpisujemy scenariusz; nie marionetką, która zatańczy według naszych upodobań. Jest osobnym bytem z całym tego

Oszlifowani

Obraz
Wiecie, że piosenka Myslowitz „Długość dźwięku samotności” ma już 25 lat? Jest coś pociągającego w myśli, że nasze działa nas przetrwają. W dodatku są ciągle żywe. Inaczej patrzymy na nie z biegiem lat. Filtrujemy je przez pryzmat własnych doświadczeń i kulturowe sito. I nawet kiedy będę sam Nie zmienię się, To nie mój świat. Przede mną droga, którą znam, którą ja wybrałem sam. Szczerze mówiąc nie przepadam za tym utworem. Leciał w radio tyle razy, że już znam go na pamięć, ale mój ci on nie jest. Chociaż… Dawno temu, w czasie burzy i naporu, wydawało mi się, że to taki manifest buntownika. Idzie sam, swoją drogą, wszyscy mogą mu skoczyć. Żadnych skrótów. Nonkonformizm na pełnej petardzie. A dziś… Dziś słucham i współczuję. Współczuję skostnienia, okopania się i braku otwartości na zmianę. Przecież na tym właśnie polega życie, by wejść w jego nurt. Trochę nas to życie musi oszlifować i wygładzić. Szlif łagodności Większość ludzi łagodnieje na starość, zauważyliście? Owszem

Świetliki

Obraz
Ostatnio dowiedziałam się fantastycznej rzeczy na temat świetlików. Wiecie, tych robaczków z błyszczącym kuperkiem. Ich świecące tyłki służą przywabianiu partnera, albo… odstraszaniu wrogów. Wiem, wiem, zwykła chemiluminescencja, nie ma się czym podniecać. Ale kurczę, jednak jest! Już samo to, że w wyniku reakcji chemicznych następuje emisja fal świetlnych zakrawa o magię. Dołóżmy jeszcze opowieści o Nocy Kupały, kiedy maleńkie robaczki świętojańskie wabią śmiałków w las, by szukali mitycznego kwiatu paproci… Nie czujecie tego przyjemnego dreszczyku emocji? Ja już jestem w połowie drogi do krainy fantazji. Ciekawsze jest jednak to, że ludzie zachowują się tak samo. Wabimy światłem, albo chowamy się za nim. Znam mnóstwo ciepłych, uśmiechniętych osób, które są jak małe słoneczka. Wszyscy przy nich rozkwitają, odpoczywają, chcą się grzać w ich blasku. Mają w sobie taką nieprawdopodobną radość i wiarę, że wszystko się ułoży. Co ciekawe, są w tym autentyczne. Ich ciepło nie spala, nie

Ludzie bezdomni

Obraz
Zima to ciężka pora roku. Chłód przenika kości, wdziera się do gardła. Ludzie, zakutani w grube kurtki i płaszcze, przemykają szybko, by jak najkrócej wystawiać się na działanie mrozu. Gdy opada grudniowa euforia związana z pierwszym śniegiem, iluminacją miast i oczekiwaniem na Boże Narodzenie zderzamy się z ciemnością i chłodem pierwszych tygodni roku. Niby już każdy dzień jest odrobinę dłuższy, a jednocześnie jest tak daleko do wiosny. Nie widać jeszcze przebiśniegów, nie przyleciały dzikie gęsi. Widać za to ludzi bezdomnych. *** Ostatnio przeżyłam kilka sytuacji, które mocno mnie dotknęły. Przeżyłam to zresztą za duże słowo – one gdzieś zahaczyły o moją świadomość, a jednocześnie wbiły się w mózg i domagają się uwagi. Tak jak ludzie bezdomni – oni też nie są nachalni ze swoją obecnością. Gdy idę do pracy bardzo wcześnie, widzę ich śpiących na ławkach, w progu teatru, pod ścianą w przejściu metra. Wystarczy jednak, że idę do pracy pół godziny, czy godzinę później – już nie