Zakorzenieni

Nie sądziłam, że tak szybko zostanę wyrwana z kokonu błogości. 

Ledwie ruszyłam w kierunku domu, a na poboczu zobaczyłam poobijane samochody obrócone tyłem do kierunku jazdy. Musiała zadziałać siła odśrodkowa... Kilka kilometrów dalej leżała w rowie ciężarówka. Biała paka wystawała ponad zielony płacheć trawy, celując w niebo ostrym końcem. Ale najgorsze czekało na mnie kilka minut później.

Z daleka widać było migające niebieskim światłem koguty wielkich wozów strażackich. Policja wstrzymała ruch, robiąc oględziny. Czarny samochód zawinął się maską wokół latarni czy słupa energetycznego, a parę metrów dalej białe auto stało wbite w barierki. Żółty helikopter pogotowia lotniczego stał z nieruchomym śmigłem. Ratownicy próbowali reanimować leżącego na noszach człowieka. Tuż obok leżał podłużny kształt w czarnym worku. A niebo... Niebo było tak srebrzyste i perłowe...

Kilkudziesięciu ludzi w ciężkich strojach uwijało się jak w ukropie: walczyli o czyjeś życie, zabezpieczali przejezdność drogi wojewódzkiej, starali się zapewnić bezpieczeństwo. 

Trzy wypadki w ciągu 30 minut. Korytarz życia. Powaga każąca z szacunkiem spojrzeć na tych, którzy służą i na ofiary. 

Ktoś tam zginął. Wyszedł rano z domu i już nie wrócił. Miał plany, miał marzenia. Zostawił wyrwę, którą ciężko będzie załatać. 

Ktoś walczył o życie. A może to inni walczyli za niego? Czy chciałby żyć dalej wiedząc, że plastikowy worek skrywa zwłoki kogoś, kto jeszcze przed chwilą był całym światem? A może to był człowiek z drugiego samochodu, który z całych sił chce wrócić do najbliższych? 

Rzadko myślimy o śmierci, a jeśli nawet to raczej w formie epizodu. Ot, myśl przyszła i poszła. Niezdrowo jest żyć w jej cieniu. Jest zimny i ciężki. 

Świat będzie się kręcił nawet wtedy, kiedy nas już nie będzie. Czyjś zatrzyma się, to pewne. Gdy zabraknie tego jednego głosu, uśmiechu, wpieniającego tiku - ktoś zawyje, osunie się na kolana, zapadnie w sobie. Świecące słońce będzie niestosownością, kwitnące kwiaty szyderstwem, ale to minie. 

Mali jesteśmy, krusi. Mocniejszy podmuch może poszarpać nam płatki, albo połamać łodygę. Może dlatego powinniśmy coraz bardziej ukorzeniać się w drugim człowieku? Dawać innym miłość, uwagę, dobre słowa i gesty. Tylko to po nas zostanie. Wspomnienie wspólnych chwili, głębokich rozmów, śmiechu. Tylko tak zakorzenieni - przetrwamy.

Fot. Meghna R / Unsplash


Komentarze

  1. Bardzo ładna grafika pasuje do treści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieskromnie powiem, że ten cel przyświeca mi od 90 postów :p

      Usuń
  2. Niestety, odnoszę wrażenie,że w tych czasach ludzie chcą przede wszystkim brać - a nie dawać cokolwiek od siebie. Strasznie to przykre,kiedyś było inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem... Mityczne kiedyś, a ludzie jednak nie zmieniają się diametralnie. Może to nasza perspektywa jest inna, bo byliśmy mali i świat dorosłych ogniskował się na naszych potrzebach, a teraz już musimy sobie radzić sami.
      Zawsze chcemy brać i dawać - nie zawsze w równych proporcjach i nie każda jednostka, ale ogólnie, jako ludzie, nie jesteśmy skomplikowani. Chcemy bezpieczeństwa, miłości, zdrowia, bliskości - to nas łączy. Czasem tylko nie potrafimy tego okazać

      Usuń
  3. Może się mylę albo uogólniam, ale to chyba przychodzi z wiekiem. Zaczyna się myśleć o śmierci, kiedy umierają ci, których znasz. Nie chodzi mi tylko o rodzinę, ale i o osoby z telewizji, gwiazdy, muzyków, aktorów, w których się durzyliśmy etc. Zaczyna się przyzwyczajać do myśli, że mamy tylko to jedno życie i warto dobrze je przeżyć. Bo po nas zostaną tylko czyny. Śmierć jest realna, namacalna, zwykła. Nieuchronna, ale to nic strasznego. Tak po prostu jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadzam się. Myślę jednak, że to nadal są ulotne myśli: "umarł, ojej.." - wiesz, bez mielenia w sobie i zamawiania nagrobka :)

      Usuń
  4. To miałaś mocne zderzenie z rzeczywistością... kruche jest nasze życie, a wypadków coraz więcej.
    Gdy widzę zachowania kierowców na drodze, to dziwię się, że nie ginie więcej ludzi.
    Smutne to, niektórym chyba zamiera instynkt samozachowawczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ciężkie to było... Zwykle jest to daleka informacja, a teraz było to niemal namacalne :(

      Usuń
  5. Trudny temat, dostaję zawsze gęsiej skórki, nie lubię wypadków, ale niestety też byłem świadkiem i to nie jeden raz ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. Każda śmierć jest inna. Taka nagła powoduje, że zatrzymujemy się z niedowierzaniem.. Śmierć na którą się już czeka, i z którą się oswaja rodzina będzie miała nieco inny wymiar, także dla bliskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że śmierć zawsze jest szokiem. Zawsze nas wyrywa z ułożonego świata i każe zmierzyć się z zupełnie inną rzeczywistością.

      Usuń
  7. Przerażające są takie wydarzenia...

    OdpowiedzUsuń
  8. Za bardzo myśleć o śmierci też nie możemy, bo pogrążymy się w smutku i strachu nad kruchością życia. Czasem przyłapywałam się na myśli "i tak umrę". Niesamowita myśl, która potrafi być jednocześnie tak bardzo motywująca i demotywująca. Bo czemu mam się bać, czemu mam tego nie spróbować, nie pojechać, nie zobaczyć, nie narazić się na wyśmianie mówiąc swoje zdanie? I tak umrę więc mogę zrobić co zechcę póki jeszcze żyję. Z drugiej strony "i tak umrę" więc czy to wszystko ma sens?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma! Pewnie, że ma :) ja akurat wierzę w życie wieczne, więc mam bardziej długofalową perspektywę, ale nawet gdyby miało się wszystko skończyć to dobrze jest przeżyć czas, który się ma w szczęściu. A jeśli przy okazji uda się zostawić świat odrobinę lepszym to już w ogóle bajka :)

      Usuń
  9. Niestety, takie wydarzenia jak te, które opisałaś idealnie pokazują kruchość naszego istnienia, jednak po kilku dniach zapominamy o nich i żyjemy dalej. A przecież nikt nam nie powiedział, że jutro wstaniemy, że te jutro jest na pewno. Dlatego tak ważne jest bycie z ludźmi, których kochamy. Poświęcanie im swojego czasu i czerpanie także od nich bliskości, obecności. Myślę, że o to właśnie chodzi w tym całym "carpe diem". O ludzi, a nie o to co zobaczę, lub co zjem, choć takie przyziemne przyjemności też są mega ważne. Dlatego twierdzę, że należy poświęcać i sobie i innym tak samo sporo czasu, by na końcu pomyśleć sobie, miałem piękne życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak: "To było dobre życie" to chyba najlepsze podsumowanie, jakie człowiek może mieć na sam koniec :) Obyśmy wszyscy tak mogli powiedzieć.

      Usuń
  10. ..lubię Cie czytać, świetnie piszesz, podoba mi się Twój styl pisania ;)
    ..dość często piszę o kruchości życia i mówię, że nie można tak naprawdę nic przewidzieć ..
    sama przez to przeszłam .. gdy nagle zupełnie przypadkowo dowiedziałam się, robiąc po prostu prześwietlenie rtg klatki piersiowej, że coś jest nie tak i.. okazało się, ze mam guz w sercu, który pilnie trzeba usunąć .. to było rok temu.. na szczęście operacja się udała, to już jest inne życie niż było dotychczas ..mam protezy zastawek i wszczepiony stymulator serca, więc musiałam się uczyć wszystkiego od nowa.. ale żyję i to się tylko liczy, jestem! i to jest cudowne <3
    napisałam wiersz o tym : https://szept-mgielki.blogspot.com/2020/09/

    - pozdrawiam cieplutko, cudownej niedzieli Kochana ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo przeżyłaś, ale PRZEŻYŁAŚ! A co ważniejsze ŻYJESZ - tak prawdziwie, czerpiąc radość i siłę każdego dnia. To, że tak otwarcie potrafisz mówić o chorobie nowotworowej, operacji i o depresji świadczy o wielkiej sile. Tyle w tobie dobroci i światła, że cieszę się, że do mnie wracasz - jak taki promyczek :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nika – connecting people

Endorfinowa kąpiel mózgu

Aktualizacja