Rzut na granat
Widzieliście kiedyś uśmiechniętego lwa? No dobra, może nie jest to uśmiech sensu stricto, ale rozczula mnie widok grymasu na pysku tego wielkiego kota. Kocham wszystkie pory roku, ale jesień ma dla mnie szczególny urok. Nie ma nic lepszego niż szuranie butami w opadłych liściach. Już zaliczyłam grzybobranie, herbatę z malinami, dłuuuugi wieczór pod kocykiem. Obłożyłam się książkami z jesienią w tle i chłonę je, jak kania deszcz. Spacer w deszczu też mam zresztą odhaczony. A na pysku mam dokładnie ten sam uśmiech co kocur ze zdjęcia: omniomniom, jak ja nic nie muszę! I nie chodzi o permanentny tumiwisizm, ale o wewnętrzne poczucie, że siła jest we mnie i żaden czynnik zewnętrzny jej nie zaburzy. Wiecie, chodzi o drobiazgi. Chociażby to, że uwielbiam mieć pomalowane paznokcie i zrobione oczy, a piszę te słowa całkowicie sauté. I nie tylko dlatego, że siedzę w domeczku, okutana w gruby sweter. Byłam bez makijażu na spacerze przez pół Warszawy, na poczcie i w kawiarni. Nie muszę dodaw...