Maj majem pogania
O Bożenko, cóż to jest za maj 🔥 Zaczęło się ogniskiem u przyjaciółki, więc jak widzicie zaczynamy z wysokiego pułapu. Piękna pogoda, aperol, papryka z grilla i Queen grane na akordeonie. Czy można to przebić? Maj mówi: Spoko, potrzymaj mi piwo. Zaraz w pierwszy weekend pojechałam na ślub i wesele brata. Do tej pory nie wiem dlaczego nie płakałam, chociaż zawsze płaczę na ślubach. Pięknie było. Babcia zrobiła oczepiny już w kościele, bo elegancko nadepnęła na welon. Wiecie, że strój Panny Młodej ważył jakieś 20 kg? Prawdziwa siłaczka. W ogóle było cudownie, pogadałam z rodzinką, której nie widziałam od dawna (czasem aż wstyd mówić ile lat), potańczyłam. Tym razem Freddie Mercury nie śpiewał, ale co zrobić. Na szczęście na brak muzyki nie narzekam: dwa koncerty w tym miesiącu i to nawet nie juwenalia na krzywy ryj. Jazz i muzyka musicalowo-filmowa. Naprawdę, chłonę kulturę jak kania deszcz. Bo przecież jak maj to i Warszawskie Spotkania Teatralne, mój ulubiony festiwal. Przy okazji...