Wieczór gier
Od pewnego czasu umawiamy się z przyjaciółmi na planszówki. To jedna z moich ulubionych tradycji. Najpierw wygibasy przy ustalaniu terminu, potem wykłócanie się o wybór gry i płacz, że nikt nie chce przerżnąć ze mną w Scrabble, półgodzinne deliberowanie w sklepie nad tym, które żelki przynieść. Przygotowania są super. Sobotni wieczór zaczęliśmy od plot, drinków i prób pogłaskania kota, który miał nas centralnie pod ogonem. Można było kici-kiciać do upadłego. Człowieki mają jednak swoją dumę i po dotkliwym zranieniu przez puchatą kulkę wróciliśmy do swoich zajęć. Trzeba było obgadać możliwości wyjazdu na Sylwestra i przejechać się po nowych serialach z uniwersum Star Wars. Do wyboru planszówki jeszcze nie doszliśmy. Byliśmy jednak w trakcie miłego przeglądu repertuaru kinowego, gdy zadzwonił domofon i wyrwał nas z naszej bańki. Zbliżała się 22.00, nikt nie zamawiał jedzenia, wszyscy zaproszeni już byli, więc o co chodzi? Okazało się , że pękła rura w piwnicy i chłopcy na 5 piętro wno