Kult słonia z porcelany
Każdy może wierzyć w co chce i nie będę tego trywializować. Dla mnie siłą napędową jest pewność, że będę żyła wiecznie, inni w śmierci widzą prawdziwy koniec. Dla mnie Jezus to Bóg, który kocha bez granic, ale wiem, że są też tacy, którzy wyszydzą Go jako zombie z ciągotami do kanibalistycznych praktyk. I tak jest z każdą religią: jedno widzą wymalowaną na kolorowo mućkę, inni cielesną postać Prythiwi. Jedni oddają cześć przodkom i drżą przed ich gniewem, inni olewają zaduszkowe kwestie i YOLO. Drażni mnie jednak wiara w słonia z porcelany. Najpierw jest malutki i nikomu nie zawadza. Jest pewną nowością i wszyscy cackają się z nimi i podziwiają. A potem zaczyna rosnąć i rosnąć, zajmuje półkę, potem cały salon, myśli, czas wolny. I to, proszę słonia, jest problem. To znaczy, proszę Państwa. Wcale nie chodzi mi o sympatycznego Dominika z książki Kerna (ani kreskówki na jej podstawie). Mam na myśli wszystkie sytuacje i sprawy, które pochłaniają człowieka i jego jestestwo....