Niespodziewany element baśniowości
Styczeń anno Domini 2021.
Park Saski.
Godziny wczesnopopołudniowe.
***
Idę sobie parkiem, zadowolona z tego, że widzę wreszcie zimę w mieście. Tak, "widzę" to słowo-klucz, a nie, że w drodze do pracy to jeszcze ciemno, a po pracy to już ciemno. Gałązki - jak koronki, alejki - bez soli, ja - cała w zachwycie. Rozmyślam, że trochę nudno ostatnio, nic się nie dzieje i nagle łup... wyrwałam ze śnieżki.
Co więc robi kobieta dorosła, pracująca w poważnej instytucji, oaza spokoju? Dokładnie to co każdy normalny człowiek - lepi własną. Helloł, nie będzie obcy koleś bezkarnie wyzywał mnie na bitwę :D
To historia bez dalszego ciągu ni morału, ale miałam z tego niezły ubaw :) Wyobrażacie to sobie w ogóle? Swoje obcych ludzi naparza się śnieżkami, a potem każdy idzie w swoją stronę. Jak jakiś flesh mob. W sumie mogliśmy zacząć tańczyć i byłby Bollywood :p
Wbrew pozorom filmowe akcje nie zdarzają się wcale tak rzadko. Jedną z moich ulubionych historii jest opowieść o epickiej randce, która zaczęła się spokojnie od "cześć", a skończyła pocałunkami w jeziorze. On w koszuli, ona w sukience, a gwiazdy nad nimi. Ach... romantyzm w czystej postaci ;)
Niestety, ta bajka nie jest moja, ale możecie powiedzieć Zatorskiemu, że gdyby potrzebował statystów do pigułowej wojny, to jestem już po próbie generalnej :D
A wam przydarzyło się kiedyś coś podobnego?
Fot.: Jelleke Vanooteghem / Unsplash |
Komentarze
Prześlij komentarz