Huśtawka
Siedzę i siedzę, myślę i myślę, czego najbardziej mi żal...
... i przypominała mi się huśtawka u babci przed blokiem. Była stara, nawet gdy ja byłam mała. W oryginale pokrywała ją żółta i niebieska farba, ale w mojej pamięci jest piękną mozaiką odłażących płatów emalii i świeżej rdzy. Miała siedzisko lekko nadpęknięte, tak że tyłek zwisał, a ideału dopełniały niesamowicie wyrobione zawiasy.
Pamiętam, jak ustawiała się do niej cała kolejka - najpierw najstarsi, potem młodsi, każdy grzecznie zajmował swoje miejsce w szeregu. Trzeba było rozbujać się do sztangi, a potem skoczyć jak najdalej.
Na tym samym podwórku rosła też jarzębina, o którą codzienne rano toczyła się wojna. Bandy dziewczyn i chłopaków rywalizowały, kto wcześniej wstanie i zajmie strategiczną bazę. Gdy pociągnęło się odpowiednią gałąź to można było odrzucić wroga na 2 metry. Piękna sprawa.
Był jeszcze murek, na który wchodziłyśmy z siostrą cioteczną po bzie. Siedziałyśmy tam całymi godzinami wymyślając zabawy, dyskutując o tym, która czarodziejka jest najlepsza (i nie, wcale nie ta z Księżyca) i skutecznie unikałyśmy młodszego rodzeństwa.
A pewnego dnia po prostu zeszłam z tego murku i już więcej nie wróciłam. Bujaczkę wykopali i postawili nową, potwornie ciężką i sztywną, z której już nie dało się tak skakać. Jarzębina stała jeszcze długi czas, ale nie wiem czy jeszcze istnieje.
To słoneczne wspomnienia, jedne z wielu puzzli w mojej głowie. Wcale nie najważniejsze, ale lubię do nich wracać. Przenoszą mnie do świata, w którym było prościej. Do świata, którego już nie ma, ale który zostawił niezatarty ślad.
Kiedyś pewnie wrócę do dzisiejszego dnia, do początków blogowej przygody. Ciekawa jestem czy będę wspominać to z nostalgią, czy odsądzać się od czci i wiary?
Na razie cieszę się, że spróbowałam. Może dlatego, że z żółtą huśtawką mam też mniej miłe wspomnienie - nigdy się do tej sztangi nie rozbujałam. Prawie, ale nie do samego końca. I ta stracona szansa czasem mnie uwiera.
Fot.: Klara Kulikova / Unsplash |
Przyznam, że rzadko wracam do przeszłości. Skupiam się na tym co dzieje się teraz. :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię od czasu do czasu porozkminiać o tym co było, co będzie i co by było gdyby ;)
UsuńCzytając opowieść o tej huśtawce naszła mnie refleksja, że czasy naszego dzieciństwa były cudowne, szkoda, że przeminęły. Nie było smartfonów, internetu, ale wszyscy byliśmy szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńFakt, było super :D zawsze można było znaleźć kogoś do zabawy, wrzeszczeliśmy "Maaaamooo" pod blokiem, okupowaliśmy trzepaki :) ale teraz dzieci też mają fajnie - inaczej, ale świat po prostu jest inny. Chociaż ja swoje wspomnienia uwielbiam :D
UsuńSzkoda że bujawka już inna nie tak fajna, cieższa w zamyśle pewnie bezpiezniejsza.
OdpowiedzUsuńTaa... tak bezpieczna, że mało kto miał siłę ją rozbujać :p
UsuńCzytając opowieść o tej huśtawce rozmarzyłam się. Przypomniała mi się moja huśtawka w sadzie. To były naprawdę piekne czasy mojego dzieciństwa. Nie było smartfonów, mimo wszystko nie było czasu na nudę i byliśmy szczęśliwi. Bardzo szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńW sadzie ❤ wow! Musiało tam cudnie pachnieć ;) Fajnie jest pielęgnować takie wspomnienia i ładować baterie od tamtego słońca :)
UsuńCiekawa opowieść faktycznie można się rozmarzyć.
OdpowiedzUsuń:)
Usuń