Ból istnienia
Ideał sięgnął bruku. Tak było. A w każdym razie jest to wersja, której będę bronić jak niepodległości.
***
Mój kumpel zaczął ostatnio namiętnie randkować. Tu kawka, tam winko, czułe smsy i trzymanie za łapkę w ciemnym kinie. Tak mu się nastrój udzielił, że postanowił i dla mnie uszknąć kawałek tego tortu. Jednym słowem przegonił mnie po mieście z radosnym okrzykiem: "Nika, znajdziemy ci chłopaka". Taa, próbuj- rzekłam w myślach, ale okazja do zjedzenia tajskiego żarcia sama pcha się w ręce więc co, ja nie skorzystam?
Jest na mapie Warszawy miejsce dość nowe, chociaż czerpiące z przedwojennej historii. W sercu Woli, przy Krochmalnej 59, od 1846 istniał browar Haberbuscha i Schielego. Rodzinna firma produkowała piwo, które nie tylko podbijało Europę, lecz także kraje Dalekiego Wschodu. W czasie powstania warszawskiego zapasy jęczmienia z browarnianych magazynów stały się podstawą zupy plujki. Po wojnie browar znacjonalizowano. Spółka - pod różnymi nazwami - działa jeszcze do 2004 roku. To jednak nie jest ważne dla naszej opowieści. Ważne są budynki starych browarów: warzelnia, laboratorium, stacja uzdatniania wody i długa sieć podziemnych korytarzy. To właśnie tam powstało zagłębie gastronomiczno-lansiarskie, do którego wybraliśmy pewnego listopadowego wieczora.
Najpierw poszliśmy na pad thaia. Całkiem całkiem. Wstyd się przyznać, ale pierwszego w życiu zjadłam jakieś 2 lata temu. Potem poszliśmy na piwo - w końcu nie na darmo są to Browary, prawda? I gdy tak sobie siedziałam przy barze, sączyłam grzańca i delektowałam się chwilą uświadomiłam sobie, że jestem strasznym leniem. Pełny żołądek nie nastraja do biegów przełajowych, ale chodzi raczej o postawę kota na zapiecku. Mój kumpel szuka miłości - wychodzi na randki, działa w sieci. A mi się nie chce. Tęsknię za czasami, gdy wystarczyło podejść do sympatycznie wyglądającego człowieka i zapytać, czy chce się wspólnie bawić. Jeszcze 25 lat temu to się sprawdzało. Może zabawa w biletowania wejść na zjeżdżalnię nie wymagała rozkminiania jak zagadać, ale jednak nadal chodziło o jakąś międzyludzką relację. Nawet jeśli miała być tylko na jedno popołudnie. A teraz człowiek głowi się gdzie poznać ludzi, jak to zrobić, jak utrzymać to zainteresowanie nie tylko sobą, ale i w sobie.
***
Zgodnie z przewidywaniami wypiłam piwo i grom z jasnego nieba mnie nie powalił. Ot, normalni ludzie zajęci swoimi sprawami. Miał pan taki ładny plan i kto to panu tak zepsuł? Nie ja - byłam stosownie ubrana i nie marudziłam. Po prostu udało nam się zapomnieć, że wszystkiego nie da się ogarnąć w pojedynkę. To że człowiek się stara i napina nie oznacza, że druga strona zareaguje według naszych oczekiwań. Jest osobnym światem uczuć i emocji i nie ma obowiązku rozbłysnąć, kiedy ktoś inny włącza przycisk.
***
Wracałam do domu po naprawdę miłym wieczorze. Moje założenie, by w ładnym otoczeniu spędzić czas w towarzystwie kumpla, zjeść i wypić coś dobrego, spełniły się co do joty. Szłam zatopiona w myślach, że dzieciństwo było prostsze, gdy zaliczyłam przeskok w czasie. Jak dzieciak zawadziłam o deskę, którą jakiś geniusz rzucił w poprzek drogi. Kolana mam teraz fioletowo-niebieskie, zdartą skórę z połowy dłoni. Ból istnienia w pełnej krasie. A nie, przepraszam! Ból istnienia był większy, gdy musiałam sama sobie zdezynfekować te rany. Przecież już jestem dorosła...
I tak, bolało jak cholera!
Fot. Wilhelm Gunkel / Unsplash |
Wstyd się przyznać ? ja jeszcze nie jadłam!
OdpowiedzUsuńBól istnienia codziennie nas dopada, wiele jeszcze przed Tobą...byle nie za bardzo filozofować.
Podpisuję się. Też nie jadłam. KABOOM TSSS! :)
UsuńMam taką ambicję, żeby spróbować wszystkich kuchni narodowych, które są w Warszawie. Pad thai odhaczony, ramen odhaczony, a o ilu rzeczach jeszcze nie wiem? Mniam😋
UsuńTez sie podpisuje hahahaha
UsuńGeneralnie, ludzie coraz bardziej oddalają się od siebie, nie ma już tej spontaniczności w kontaktach, co była kiedyś.
OdpowiedzUsuńKalkulujemy za dużo, a czasem naprawdę nie trzeba ;)
UsuńTeż jestem tego zdania, teraz mam wrażenie, że bez kalkulowania nie ma kontaktów...
UsuńHeh, teraz przekornie powiem, że ocena ryzyka jest jednak istotna. Lepiej nie chodzić na oglądanie kotków w piwnicy :P
UsuńBól istnienia- brzmi to bardzo przygnębiająco i smutno. Niestety rzeczywistość może skłaniać do takich refleksji.
OdpowiedzUsuńTo raczej był zabieg stylistyczny... Mimo wszystko największym bólem jest ten z obtartej ręki...
UsuńWspółczuję zbyt bliskiego spotkania z deska. Niektórzy zupełnie nie myślą,a część ludzi naprawdę...no nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńDzięki ❤️ trochę to też moje gapiostwo 🤕🥴
UsuńCzy kiedyś było łatwiej? Zależy dla kogo. Ja byłam cholernie nieśmiałym dzieckiem, przez co zwykle nie miałam się z kim bawić. Teraz nadal jestem nieśmiała ale internet mnie zbawił przed samotnością. Gdyby nie portale randkowe, pewnie bym się w życiu z nikim nie umówiła.
OdpowiedzUsuńWspółczuję spotkania z deską, ajć :/
No tak, każdy jest inny 😉 jak byłam dzieciakiem z przedszkola to bez problemu znajdowałam towarzyszy do zabawy. Później przestało być tak łatwo... Ale zawsze trzeba mieć nadzieję na zwrot akcji, prawda? Szczególnie wtedy, gdy zdarza się w realu 😉
UsuńRelacje międzyludzkie są bardzo skomplikowane. Myślę, że w dzisiejszych czasach ciężko jest stworzyć fajne znajomości i przyjaźnie. Ludzie wpadli w ten niebezpiecznie przyspieszający pęd życia...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Chyba w każdych czasach znalezienie prawdziwego przyjaciela jest wyzwaniem. Na pewno tempo życia ma wpływ na utrzymanie relacji, ale najważniejsze jest znalezienie właściwej osoby. To o to się wszystko rozbija, ale z pewnością nie jest to niemożliwe 😉
UsuńBól istnienia przeżywam właśnie, bom chora. Wirusik... Kontakty z ludźmi - moje polegają na uniku 🤓
OdpowiedzUsuńO nie! Najgorzej:( zdrowiej szybko i bez powikłań.
UsuńDobrze, że w tym całym unikaniu ludzi da się funkcjonować internetowo. A jak się czujesz?
Ciekawe zestawienie "bólów" :>
OdpowiedzUsuńPoza tym - nawet jeśli piszesz, że poznawanie ludzi jest trudne, to coś tam robisz, korzystasz z okazji!
Ej, ja na brak znajomych i przyjaciół nie narzekam 😎 aczkolwiek poznawanie nowych ludzi po zakończeniu szkoły jest trudniejsze. Mnóstwo ludzi koncentruje się na tym co ma i nie chce wychodzić poza swoje bezpieczne poletko
UsuńTez wydaje mi sie, ze kiedys bylo latwiej ,chociaz wydaje mi sie ,ze to zalezy od tego ,ile odwagi w sobie mamy. Ale zeby trafic na kogos "normalnego " to tez nie ala wyzwanie. Przynajmniej mialas udany wypad ,wyrwalas sie :) A jak Twoje samopoczucie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam serdecznie! KLIK
Pomijając kontuzje na wszystkich 4 kończynach - jest ok :) lubię życie i ludzi, którzy już w nim są. Trafienie na nowych, z którymi złapie się flow jest ciężkie, ale do ogarnięcia ;)
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńKiedyś, dla mnie, wszystko było jakieś łatwiejsze. Pewnie dlatego, że wiele rzeczy robił za mnie ktoś. Np. polewanie rany wodą utlenioną :) Przyznam, że nadal mam z tym problem bo wiem jak to piecze xD Ale czy cofnęłabym się do tamtych czasów? Zdecydowanie nie. Lubię ten ciag życia, i nawet jeżeli niemiło mnie zaskakuje to mimom wszystko czekam na wszystkie jego niespodzianki z niecierpliwością :) Relacje międzyludzkie zawsze były dla mnie problemem, jednak kiedy poznawałam kogoś lepiej kontakt był naprawdę wspaniały. Chyba muszę częściej się przełamywać, szkoda, że to takie trudne... Cudowny wpis Kochanie :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
Nie przypominaj mi tej wody utlenionej! Aż mnie wzdryga na samo wspomnienie 🙀 pod tym względem dzieciństwo było o wiele łatwiejsze 😉 ale to dorośli mogą urządzać życie tak jak chcą 😎
UsuńTwoja historia to idealny wstęp do komedii romantycznej ;-) Przyznam szczerze, że sama z chęcią spędziła bym taki miły wieczór (oprócz tej deski w poprzek drogi)
OdpowiedzUsuńNie patrzyłam tak na to, ale masz rację! Kurczę, to było niezłe zawiązanie akcji - tylko bez akcji. Ale jest potencjał :D
UsuńJa powiem, że jestem wdzięczna za tę samodzielność. Czuję sie znakomicie. Nie narzekam, i uwielbiam tak istnieć, żyć.
OdpowiedzUsuńI lać sobie samej wodę utlenioną na rozbite kolano? Odważna jesteś :) A na serio - ja też lubię dorosłe życie. Wbrew smętkom o tym, że było a nie jest, to jednak dorosłość jest bardzo fajna.
UsuńJa się podobnie wyłożyłam,idąc na rozmowę o pracę. Robotę dostałam,ale byłam obolała przez tydzień.
OdpowiedzUsuńSiostra w bólu <3 miałaś jeszcze gorzej niż ja, bo przed rozmową kwalifikacyjną nerwy są i tak już napięte jak postronki. Chociaż może to ta buzująca adrenalina otworzyła ci drzwi? I to wcale nie przypadek, tylko Anioł Stróż z premedytacją podstawił ci nogę? ;)
UsuńJeszcze będzie pięknie jeszcze będzie normalnie....
OdpowiedzUsuńW sensie? Normalność jest względna - czasem po prostu trzeba się dopasować do realiów. A jeśli chodzi o piękno to dziś skłaniam się do tezy, że jest ono związane z decyzją: jeśli decydujemy się je zauważać to nagle robi się go więcej :)
UsuńKiedyś było łatwiej, jedzenie było lepsze, a wokół więcej zieleni ;) Być może ludzie byli też jacyś bardziej przyjaźni, ale pewna nie jestem.
OdpowiedzUsuńW każdym razie zazdroszczę chęci robienia... czegokolwiek. Ja ostatnio tak zdziadziałam, że nie chce mi się nigdzie wychodzić. Z jednej strony umówiłabym się z koleżanką na jakieś ploty, a z drugiej wolałabym posiedzieć w domu. Może tak umówić się na siedzenie w domu? (myśli intensywnie)
Ponieważ dziś mam dzień leniwca, powiem jedno: rozumiem cię :) I polecam ploty na kanapie, z wielkim kubłem herbaty w ręku. Od razu robi się jakoś tak milej. A jak dodać do tego kilka świeczek i miseczkę pistacji to już w ogóle błogość ^^ Aż chyba sama zrobię taką posiadówkę :D
UsuńMi też się nie chce udzielać towarzysko. A może tak myślę, bo nie mam ku temu sposobności? Odkąd mam dzieci, wychodzę gdzieś bez nich... tak z 5 razy w roku 🙃. Z drugiej strony, z dziewczynkami całkiem fajnie spędzamy czas 😊!!!
OdpowiedzUsuńHeh, jak dla mamy na pełen etat to i tak niezły bilans :D Nie ma sensu robić niczego wbrew sobie. Jest czas na wojaże i na wygniatanie kanapy :)
UsuńOh very interesting darling
OdpowiedzUsuń👍
Usuń