Gra o miłość
Był taki dzień – niedawno temu, gdy w czasie spotkania
rozejrzałam się po sali i zdębiałam. Był to moment pełen transcendencji:
pierwszy raz filmy, książki i opowieści koleżanek splotły się w warkocz
rzeczywistości i przyłożyły mi w twarz. Wolni faceci są gatunkiem na wymarciu!
Tak było, nie ściemniam. Siedzimy, robimy burzę mózgów,
trybiki pracują, ale fakty są nieubłagane: rozwódka, samotna matka, wdowa,
panna, panna i zodiakalny Byk. A po drugiej stronie żonaty, żonaty, żonaty
dzieciaty i żonaty dzieciaty tak bardzo, że za chwilę Ministerstwo Rodziny i
Polityki Społecznej pozwie go o zniszczenie programu 500+. OK, był w tym gronie
jeden singiel, ale prawdę mówiąc nie wiem jakim cudem się uchował.
***
Tak się jakoś porobiło, że wiele moich koleżanek jest
samych. Niekoniecznie samotnych, bo zdecydowana większość jest zadowolona z
życia i czerpie z niego pełnymi garściami. Mają bliskich i przyjaciół. Mają
hobby. Niektóre mają zwierzęta. Za to koledzy błyskają obrączkami i chwalą się
dziećmi. Czy to znak czasów?
Jeszcze 200 lat temu dwudziestopięcioletnie panienki były
kwiatkami nie pierwszej świeżości, a o trzydziestoletnich (baaardzo) starych pannach
nikt nawet nie wspominał. Inaczej podchodziło się wtedy do związków, inaczej
jest teraz, ale jeśli spodziewacie się smętnego zawodzenia to… nope.
Nie będzie analizy możliwości, świadomości i otwartego rynku
pracy. Chyba każdy z nas ma doświadczenia w tym względzie, a ja nie mam
zacięcia Głównego Urzędu Statystycznego. Będzie za to masa podziwu. Serio.
***
Wiecie co uwielbiam w ludziach? Zdecydowanie. Umiejętność
wytyczenia drogi do portu i podążania we właściwym kierunku. Pewnie – zdarzają
się cyklony, połamane maszty i piraci – nikt nie mówił, że wody życia to
spokojna sadzawka. Dobrze jednak wiedzieć czego się chce od życia i próbować to
zdobyć.
Czy to łatwe? Przeważnie nie. Czy możliwe? Jak najbardziej.
Myślę o tych wszystkich znajomych, którzy są już po ślubie – każdy z nich miał
w sobie marzenie. Chcieli spotkać kogoś wyjątkowego, założyć rodzinę, starzeć
się razem. Zaufali miłości i odważnie podjęli decyzję o wspólnym życiu. Wow.
Ale zanim zabrzmiał marsz Mendelsona musieli wykonać tytaniczną pracę: pozbyć
się łusek, które mieli na oczach.
***
Wymyślamy sobie nie tylko wygląd i charakter ideału. I nie
chodzi o to, że niektórzy skrupulatnie rozpisują ścieżkę zawodową i nie
tolerują odstępstw nawet w kwestii perfum. Naturalnym jest, że wyobrażamy sobie
jak dochodzi o pierwszego spotkania, potem do zaręczyn i jak wygląda wspólne
życie. Tylko żeby nas rzycie nie bolały, powinniśmy pozwolić na konfrontację
wyobrażeń z rzeczywistością.
Jedna z moich kumpelek zapowiedziała, że prędzej padnie niż
pozwoli chłopakowi zobaczyć się bez makijażu. Inna twierdzi, że wystarczy, że
spojrzy kolesiowi w oczy i już wie, że nic z tego nie będzie. Głównie dlatego,
że chodzi na randki z facetami, którzy jej się nie podobają. Regularnie za to
spławia tych, przy których miękną jej kolana. Moim zdaniem bez sensu, ale może
w tym szaleństwie jest metoda?
Znam dziewczyny, które zakochiwały się głęboko, zatracały
się wręcz w tym uczuciu, a jednak nigdy nie odważyły się wyjść poza własną
głowę. Idealizowały związki, które rozgrywały się jedynie w myślach.
Analizowały każdy gest, miały nadzieję na „długo i szczęśliwie”, a potem
płakały w poduszki, bo okazywało się, że obiekt ich uczuć się żeni.
Wiecie na czym polegał ich błąd? Żadna z nich nie zaprosiła
chłopaka na randkę. Mało tego! Wiele z nich nie dało nawet sygnału, że są
zainteresowane rozwinięciem znajomości. Pal licho, gdyby to były nastolatki –
wtedy świat wygląda inaczej. Problemem jest jednak to, że wiele dorosłych
kobiet i mężczyzn nadal tkwi na etapie dziewczynki i chłopca i wcale nie chce
brać odpowiedzialności za swoje życie.
Może właśnie dlatego tak bardzo imponują mi ludzie, którzy
nie boją się próbować. Czasem wyjdzie, czasem nie, czasem się przelicytuje, ale
żeby wygrać trzeba usiąść do gry.
***
Wiele osób zapomina też o prostej prawdzie: poznawanie się
jest procesem dwustronnym. Chcą poznać kogoś, ale nie chcą być poznane.
Zakładają – często błędnie – że kiedy ktoś dokopie się do ich głębszych warstw
to ucieknie z krzykiem. Łatwiej udawać, że jest super, niż narazić się na
odtrącenie. Dumna poza pozostaje jednak tylko iluzją, bo tęsknota nie znika.
Za miłością tęsknimy wszyscy, niezależnie od płci. Myślę, że
jedną z oznak dojrzałości jest przyznane się do tego pragnienia i
zaakceptowanie go z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nie da się wiecznie
udawać, że jest dobrze, kiedy coś człowieka zżera od środka.
Nikt nie da nam gwarancji, że przysłowiowa druga połówka
istnieje i kiedyś ją spotkamy. To mrzonka. Ale dajmy sobie szansę na szczęście.
Idźmy na spacer, na film, na kolację, przegadajmy parę godzin. Jeśli to nie to
– ok, trudno. Spróbujmy jeszcze raz z kimś innym. A kiedy poczujemy, że warto
inwestować w znajomość czas i uczucia to zaryzykujmy.
Życie nie ma ścieżki dźwiękowej, która pozwoliłaby nam
przewidzieć czy nadciąga amant czy nasz najgorszy wróg. Motylki w brzuchu mogą
być jakimś wyznacznikiem, tak jak mimowolny uśmiech i niepohamowana chęć
sprawdzania czy przyszło powiadomienie na WhatsAppie. Załóżmy roboczo, że tam
po drugiej stronie też jest człowiek z całym wachlarzem emocji. Też chce
bliskości, bezpieczeństwa, codziennej radości. A żeby to zdobyć musi zdrapać
odrobinę pozłotki.
***
Jest różnica pomiędzy marzeniem, a niedosięgłym ideałem.
Marzenie ogrzewa nas od środka i pozwala przygotować się na przyjęcie
rzeczywistości w pełnej krasie. Rzeczywistość ma inne włosy, inne oczy i jest o
wiele ciekawsza niż nasze wyobrażenia. Bywa jednak, że ludzie stawiają na
piedestale ideę, nawet jeśli ma ona imię i rysy realnego człowieka. Z
hołubionego obrazu staje się wymówką – przecież nikt nie dorasta jej do pięt.
Opancerzamy się i nawet nie wiemy kiedy. Takie siedzenie w fortecy sprawia, że
coraz trudniej jest wychodzić poza własne ramki. Rodzi to strach, niechęć, a
docelowo samotność – matkę smutku.
Życie jest ciekawsze wtedy, gdy rozwijamy żagle. Cieszmy się tym rejsem. Będą okresy pogody i niepogody, piękne widoki i okresy stagnacji, ale najgorzej byłoby zamknąć się pod pokładem i udawać, że nas nie ma. Strach ma tylko wielkie oczy.
***
I chociaż twarde dane mówią, że większą mamy szansę na
spotkanie prawdziwego sprzedawcy fotowoltaiki niż wolnego trzydziestolatka, to
kto powiedział, że nie można wierzyć w jednorożce? Jakby co mam paru całkiem
ogarniętych kolegów ;)
Fot. Erik Mclean / Unsplash |
Ok, to nawiązując do ostatniego zdania - chętnie poznam Twoich wolnych, ogarniętych kolegów po trzydziestce 😁
OdpowiedzUsuńPowiem tak: mają Tindera ;) A na serio, przez znajomych chyba najfajniej jest się poznawać - największy luz jest przy tym :)
UsuńJak dobrze, że ja już mam męża, bo nie wiem, jak odnalazłabym się w obecnej, randkowej rzeczywistości. Jak byłam nastolatką to chłopaków poznawałam na dyskotekach, a nie na Tinderze he he.
OdpowiedzUsuńWiesz, jak pomyślę, że miałabym iść na dyskotekę to chyba wolałabym Tindera :D Ale fakt, jakoś łatwiej było poznać się chodząc do szkoły niż w dorosłym życiu. Chociaż... znam tylko dwie pary z mojego rocznika, które są ze sobą od liceum.
UsuńJakoś na razie nie szukam partnera i może to lepiej 😂
OdpowiedzUsuńHeh, nic na siłę 😁 wychodzę z założenia, że jest czas na wszystko i nie ma co przesadnie napinać się i planować. Czasem wystarczy po prostu otwarta głowa i serce ❤️
UsuńŻycie to trochę taka gra. Tak, to banał, ale tak to działa. Jedni wygrywają, drudzy niby też ale tak jakby niekoniecznie ;) Żeby wygrać trzeba grać - ciężko za pierwszym razem poznać kogoś kto będzie super pod każdym względem, ale na błędach człowiek się uczy. Na pewno po stronie i kobiet (chyba częściej) i mężczyzn występuje tzw. syndrom nieodnalezionego ideału. Czyli w wieku 40 lat orientuje się, że w sumie, to fajnie było żyć na własną rękę, być wszędobylską, mieć hobby, robić regularne tourne po warszawskich knajpach z psiapsiółkami i "przebierać" albo co chwila "sprawdzać, który się nada" ale finalnie, to jakoś tak się zadziało, że jestem sama mimo, że robiłam wszystko, żeby nie być. No i jeszcze 5 lat temu śmiałam się z koleżanek, które podporządkowują wiele rzeczy pod "chłopaka z osiedla/internetu" a teraz widzę, że rodzi Im się drugie dziecko i właśnie zmieniają mieszkanie na takie "o pokój większe". A co ja mam? Za 5 minut mam czwartek, ale teraz jeszcze środę.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego wszystkim czytelnikom :)
Ale to jest dobry czwartek - taki przed majówką ;) Co jakiś czas dopada nas faza podsumowań i zastanawiania się, czy idziemy w dobrą stronę. Można być szczęśliwym, a i tak przyjdzie myśl, czy podjęte kiedyś decyzje były dobre. Czy dobrze, że związał się człowiek z tym konkretnym partnerem, podjął taką a nie inną pracę, że nie wyprowadził albo wręcz przeciwnie - nigdy nie wyjechał? Rozliczanie ma sens tylko wtedy, gdy po zrobieniu bilansu zysków i strat wyciąga się wnioski i - jeśli jest się na minusie - zmienia się coś w życiu, a nie biadoli.
UsuńCzasem człowiek faktycznie robi piramidalne głupstwo, ale bardzo często życie idzie torem wytyczonym przez setki małych decyzji. Nie ma sensu gdybać i żałować. Przecież zawsze wybieramy to co jest dla nas najlepsze: gdybyśmy w danym momencie mieli inną wiedzę, może zrobilibyśmy inaczej, ale dysponujemy tylko tym co jest. Nie każdemu jest pisane to samo, ale każdy może być szczęśliwy na swój całkowicie unikalny sposób. To jest fajne!
Zgadzam sie w 100%. A wiem, co piszę, bo jestem nałogowym singlem po przejściach:))). Ale dodam jeszcze jedną rzecz. Nasze wydumane ideały, to jedno, a drugie, to brak odwagi mężczyzn w podejmowaniu decyzji. Znam takich, którym nic nie brakuje, przystojni i w ogóle, a wciąż niezdecydowani. Myślę, że nawalamy na dwie strony. :)))
OdpowiedzUsuńPewnie, że w dwie - do tanga trzeba dwojga :P Chociaż powiem Ci, że akurat ja trafiam na zdecydowanych facetów. Może tak akurat się złożyło w tym konkretnym kręgu znajomych, ale z reguły potrafili szybko odpowiedzieć sobie na pytanie: "Czy to jest TO i co dalej z tym zrobić?".
UsuńA może to nie kwestia decyzyjności, a wewnętrznego przekonania, że coś jednak nie gra?
U mnie jest mąż od wielu lat, więc nie poszukuję nikogo.
OdpowiedzUsuńNo, mam nadzieję! :P Moja romantyczna natura opowiada się za monogamią :) Życzę wam wielu lat w szczęściu
UsuńMoim zdaniem planeta oczyszcza się z gatunku, który ją niszczy ;)
OdpowiedzUsuńO nie, nie ma takiej opcji!
UsuńDwie rzeczy skojarzyły mi się z Twoim tekstem: ostatnio kuzynka (lat 29) opowiadała, że jest w takim miejscu w życiu, że w roku chodzi średnio na dwa śluby i słyszy o dwóch rozwodach wśród swoich znajomych rocznie. I druga, że być może wizja, którą sprzedaje nam wiele wytworów kultury, a już szczególnie seriali, że spotka się jedną, jedyną i pierwszą osobę, aby być w związku na całe życie jest niemożebnie toksyczna.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy toksyczna, jest w niej coś urzekająco romantycznego :) Nasi pradziadkowie, dziadkowie i rodzice poznawali się jako nastolatki i najczęściej przeżywali ze sobą całe życie. Rozwody istnieją od dawna, różne były też te związki, ale gdy rodziny były dobre, to kolejne pokolenia powielały ten schemat. Nawet jeśli w pewnym momencie to się zachwiało, to i tak pozostawało "idealną wersją". Trochę bajkową ;) Teraz tempo życia przyśpieszyło - nastolatki muszą zasuwać jak małe parowozy, żeby dostać się na wymarzone studia, potem zaczyna się walka o praktyki, staże, pięcie się po szczeblach kariery. Ludzie rozjeżdżają się po świecie i trudniej jest stworzyć trwałe więzi. Znów jest to pewne uogólnienie, ale przesuwa się granica wejścia w stały związek. Natomiast sama potrzeba pozostaje niezmienna. Dobrze jest przyjąć po prostu, że nie ma jednego idealnego modelu i cieszyć się życiem. Da się je przeżyć pięknie, nawet jeśli odbiegnie od pierwotnego scenariusza. W zasadzie to zwroty akcji czynią opowieść ciekawą ;)
UsuńMoże teraz trochę uogólniam, ale chyba trzeba trochę przeżyć i poobserwować, żeby dojść do wniosku, że w życiu niekoniecznie chodzi tylko o znalezienie miłości. Fakt, to fajna sprawa, zwłaszcza kiedy ma się świetną osobę u boku, ale najważniejsze to kochać siebie. Wtedy samej czy w pojedynkę - i tak jest super :) A jeśli się skupić na szukaniu tej drugiej połówki, po jej znalezieniu można się złapać na myślach, że wciąż czegoś nam brakuje.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy udało mi się wyartykułować, o co mi chodzi. Tak trochę skojarzyło mi się to z seksem u nastolatków. Myślą o nim, fantazjują, marzy się im po nocach, a kiedy w końcu zaczną... No, jest fajnie, ale to tylko jeden z elementów życia. I tak samo ze związkami.
Pragnę podkreślić, że ten strumień świadomości to luźne myśli, które nasunęły mi sie przy czytaniu. Z niczym nie chcę polemizować, tak mi się po prostu pomyślało. Może w części dlatego, że ostatnio trochę się nudzę w tej mojej stagnacji. Ale zrobi się ładniej, więc przestanę kisić się w domu i zmienię podejście do życia ;)
Rozumiem o co ci chodzi :) Dla mnie miłość do samego siebie jest w ogóle podstawą życia i punktem wyjścia do relacji z innymi ludźmi. Obsesyjne myślenie o związku nie służy nikomu. Z drugiej strony widzę, że ten brak związku potrafi być znacznie bardziej dotkliwy, niż deficyt w innych dziedzinach życia. Może dlatego, że wiele interakcji społecznych przeniosło się do sieci, a to jednak nie zastąpi fizycznej obecności? A może głód, który człowiek odczuwa ogniskuje się w jednym punkcie i łatwiej jest zrzucić wszystkie problemy na karb samotności niż np.: nieprzepracowanych traum? Świetne porównanie z seksem i nastolatkami - idealizujemy różne rzeczy, wyolbrzymiamy ich znaczenie, a potem okazuje się, że jest inaczej. Niekoniecznie gorzej, ale właśnie inaczej.
UsuńMoże niektórzy za bardzo chcą, za bardzo wymyślają, kombinują, odgrywają role...a doborem często rządzi przypadek.
OdpowiedzUsuńSama znam koleżanki, które zawarły stałe związki w późnym wieku, już po 40-ce.
Naprawdę, przedziwne scenariusze życie układa.
Ja też znam ludzi, którzy związali się w późniejszym wieku (i mówiąc o późniejszym nie mam na myśli 40 lat, a 60 z hakiem). Nie ma reguły, ale wierzę, że szczęście w dużej mierze zależy od tego, czy będziemy umieli korzystać z szans, które posuwa nam los :)
UsuńPrzypominało mi się, jak kiedyś przeczytałam, że na jednego mężczyznę przypada 5 kobiet. Nasuwa mi się jeszcze taka myśl, że może za rzadko dajemy sobie czas, by kogoś lepiej poznać, rzucamy okiem i od razu np. kogoś skreślamy, ze względu na wygląd, czy pierwsze wrażenie po zamienieniu kilku słów. Znam kilka osób, które są z tych, co się odrzuca na wstępie, a ja poznałam ich wspaniałą stronę, mnogość zalet, ale faktycznie minęło wiele czasu, zanim zrozumiałam, jakie te osoby są wartościowe i godne uwagi.
OdpowiedzUsuńMoże to przez to, że wiele interakcji przeniosło się do Internetu? Łatwo jest przesunąć palcem w lewo albo w prawo - nie wymaga to żadnego zaangażowania emocjonalnego. Może to przekłada się też na rzeczywisty świat? Nie spełniasz moich oczekiwań w 100%, więc nara? Smutne to. Ja też znam wiele wspaniałych osób, które w pierwszej chwili mogą przytłoczyć ekspresją lub wręcz przeciwnie - zmrozić. A jednak kiedy pozna się ich bliżej okazuje się, że pierwsze wrażenie jest mylne i są o wiele, wiele fajniejsi.
UsuńMuszę powiedzieć, że gdybym miała teraz szukać faceta, to chyba bym została starą panną xD sama wizja poznawania kogoś nowego, uczenia się tej osoby i życia z nią gdy ma się już 31 lat i swoje przyzwyczajenia brzmi jak totalna abstrakcja! :P jestem w związku już prawie 9 lat, i choć wkurza mnie ten chłop czasem tak niemiłosiernie, że nic tylko zabić, to bym go chyba nie zamieniła xD a tinder i inne randkowe aplikacje to już w ogóle dla mnie jakis kosmos xD
OdpowiedzUsuńOj tam, różnie bywa. Niektórzy odnajdują się dopiero na starość i to też jest rozczulające :) A czego jak czego, ale przyzwyczajeń po siedemdziesiątce to człowiek ma sporo :D Wydaje mi się, że wiek nie jest aż tak istotny - ważniejsza jest otwartość na to co przynosi życie. Nie każdy ma łatwą historię, ale każdy może żyć pięknie :)
UsuńJa męża poznałam przez wspólnych znajomych, ale "gówniarze" wtedy byliśmy. Mnie otaczają same pary i nie wiem, jak wygląda rynek matrymonialny po trzydziestce. Za to znam kila par skojarzonych przez portale randkowe. Są bardzo szczęśliwe.
OdpowiedzUsuńWychodzę z założenia, że jak ludzie są sobie pisani, to spotkają się nawet na kocu świata. A to czy pomogą im w tym znajomi, portale, czy burze śnieżne to już nie ma znaczenia. Ważne, by mieć otwarte serce i oczy ;)
UsuńUżyłaś słowa klucz: odpowiedzialność! Kiedyś przeczytałam u Fromma bardzo ważne zdanie: miłość to odpowiedzialność za drugiego człowieka. Chyba coś w tym jest... :)
OdpowiedzUsuńChyba tak :) To też decyzja, że chcę twojego dobra i będę się o ciebie człowieku troszczyć. W jakiś sposób takie pojmowanie miłości przynosi poczucie bezpieczeństwa - inaczej niż poryw uczuć, namiętności. Miłość ma tyle odcieni i warstw, że chyba nigdy nie zdefiniujemy jej do końca ;)
UsuńKobietom się często wydaje, że miłośc spadnie do nich z nieba jak w komediach romantycznych, a niestety nie ma tak łatwo i często trzeba nieco pomóc, żeby kogoś znaleźć. Ja mam zarówno troche koleżanek jak i kolegów w okolicach +-30, którzy są nadal singlami :)
OdpowiedzUsuńJa też :) A także starszych i młodszych - bo różnie się w życiu układa. Chociaż prawdą jest też to, że szczęściu trzeba pomóc ;)
Usuń