Emancypantka
Mówią, że dorosłość to odpowiedzialność. Że obowiązki powinny być na pierwszym miejscu. Że podejmując się czegoś powinniśmy w tym trwać już na zawsze.
Czy to dobrze? I tak, i nie. Lubię poczucie stabilności –
tego, że nie jestem konikiem polnym i najpierw zadbam o opłacenie rachunków, a
dopiero potem zastanowię się czy mi starczy na bilet do kina. Najpierw
obowiązek, a potem przyjemność.
Ogromnie podoba mi się wizja miłości do śmierci – tego, że
będziemy do siebie wracać po męczącym dniu i wspólnie cieszyć się z drobiazgów.
Wierzę, że da się być z drugim człowiekiem nie tracąc swojej odrębności.
Jednocześnie nie wyobrażam sobie życia, w którym nie ma
miejsca na zmiany. Zawsze znajdzie się pole do popisu: można kupić wygodniejszą
kanapę, znaleźć lepiej płatną pracę, spróbować nowego dania. To rzeczy małego
kalibru. Może czytając te słowa uśmiechacie się pod wąsem, że nie ma o czym
mówić. A przecież są ludzie, którzy drętwieją na samą myśl o tym, że mieliby
zmienić fryzurę, albo zjeść pomidorową z makaronem, a nie – jak zwykle – z
ryżem. Taki drobiazg, który może rozwalić misterną konstrukcję.
Można też być ryzykantem, gdy chodzi o wyzwania, a
kompletnie nie radzić sobie w świecie emocji i interakcji międzyludzkich. Nie
chodzi zaraz o związek, chociaż tam chyba najdobitniej widać rozjeżdżające się
wizje. Niewiele osób żyje w totalnej bańce: mamy przecież relacje z rodzicami,
rodzeństwem, przyjaciółmi, sąsiadami, współpracownikami. W skrajnych wypadkach
wystarczy kurier, z którym też trzeba ustalić godzinę dostarczenia paczki.
Każdy człowiek to kłębowisko uczuć i myśli, wstrząśnięta mieszanka
hormonów i charakterologiczne puzzle. Ciężko jest lawirować między rafami
niedopowiedzeń i oczekiwań tak, by nie zranić drugiej osoby i samemu nie zmienić
się we wrak człowieka.
Czasem trzeba zawalczyć o związek, czasem o samego siebie.
Raz chodzi o usprawnienie pracy, a innym razem o to, by nie pożarła ona każdego
aspektu życia. Odwaga życia pociąga za sobą gotowość do przyjmowania
rzeczywistości takiej jaka jest, a jednocześnie naginania jej do swojej woli.
Dlatego mam w sobie ogromną niezgodę na stwierdzenie, że „tak
już jest i się nie zmieni”. Jeśli pragniesz zmian, zacznij je wprowadzać. Czy
to łatwe? Skąd!
Znacznie łatwiej jest żądać, by świat się zmienił, ludzie,
okoliczności. Trudniej jest przyjąć na klatę to, że mamy siłę sprawczą. Może
niewielką, ale czasem taka wystarczy. Zmiany nie muszą być spektakularne, by zmieniało
się nasze wnętrze i nastawienie. Wielkie rewolucje pożerały własne dzieci, bo chciały
rządzić duszami innych. Tymczasem chodzi o ewolucję sposobu myślenia z „Wy” na „My”,
z „Oni” na „Ja”.
***
Dziś nie poszłam do pracy. Cieszę się, że istnieją urlopy na
żądanie, bo po prostu nie mogłam wstać z łóżka. Bolała mnie głowa, nie miałam
siły. Myślę, że to zwykły jesienny spadek formy, ale jestem niesamowicie dumna
z tego, że pierwszy raz od dawna posłuchałam tego, co mówi moje ciało.
Zazwyczaj zagryzam zęby w imię dorosłości. Łykam tabletkę,
zakładam cieplejszy sweter i wlekę się na autobus, żeby być tą odpowiedzialną.
I lubię to w sobie. Serio. Ale dziś rano poczułam, że odpowiedzialność to też
umiejętność wsłuchania się we własne potrzeby.
Coś dla ciała, coś dla ducha, coś dla intelektu. Ta głupia
jajecznica z pomidorem, której przygotowanie zajmuje więcej minut, niż
wyciągnięcie owsianki z lodówki, urosła do rangi symbolu mojej emancypacji. Obejrzę
film, do którego zbieram się już od miesiąca.
Wybiłam się na niepodległość myślenia o sobie, a nie tylko o
innych.
Fot. Fuu J / Unsplash |
Wszystko zaczyna się od nas i od naszej głowy. To my kreujemy rzeczywistość wokół siebie. Bardzo mądry i skłaniający do refleksji wpis.
OdpowiedzUsuńTak, nasza głowa to 'przywódca' naszego życia i warto sugerować się co ona nam podpowiada.
UsuńA nie macie wrażenia, że zbyt często uciekamy od tych podszeptów? Że tak mocno zakorzeniamy się w utartych schematach, że nawet nie pomyślimy o tym, że można coś zrobić inaczej
UsuńA u mnie z biegiem czasu i ilości lat coraz wyraźniej odczuwam walkę z "odpowiedzialnoscia". Męczy mnie jej potrzeba, wrażenia niedocenienia i budzi się bunt widząc podejście innych.
OdpowiedzUsuńMoże to zmęczenie codziennością? Chyba każdy to zaliczył, szczególnie przy rutynie, jaką wymuszają małe dzieci. Dni są podobne do siebie i nawet człowiek nie zauważył, że minęło kia miesięcy, albo lat.
UsuńFajnie napisane :) Przyjemnie mieć swoją strefę komfortu, ale czasem można się w niej zasiedzieć i pokryć pajęczynami. Jak zwykle, złoty środek by się przydał.
OdpowiedzUsuńI poczucie, że nie ma nic na zawsze ;) Żeby się nie rozleniwiać.
Właśnie kompletuję dekoracje na Halloween, więc te pajęczyny są na czasie :D Czasem wystarczy sama świadomość, że można coś zmienić, żeby poczuć się lepiej ;)
UsuńJak zwykle wartosciowy post, bardzo podobaja mi sie twoje wpisy, sa tak dobitnie prawdziwie opisane i dobrze ubrane w slowa... Co do obowiazkow, mam to samo najpierw rachunki ,a pozniej przyjemnosci. W domu staram sie troche wyluzowac i zamiast brac odkurzacz zaraz po wejsciu do domu z pacy , przymykam na to oko i najpierw robie sobie chwile dla siebie,a potem reszta obowiazkow. Jak ktos powyzej napisal, meczy mnie ta walka z odpowiedzialnosc. Mam konkretne wzorce z domu , w ktorym dorastalam i niekoniecznie zgadzam sie z powielaniem ich. Nie chce juz robic tak jak wypada, a tak jak na prawde chce i w taki sposob ,zebym sama dobrze sie z tym czula. Twoje wpisy zawsze sklaniaja mnie do dalszej refleksji i motywuja :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥
Tak się cieszę :* Wielkie dzięki za miłe słowa :) Tak jak powiedziałaś o wzorcach z domu zaczęłam sama zastanawiać się nad matrycami wkodowanymi w człowieka - dużo tego! Ile widzę w sobie rzeczy z rodziców, dziadków, nawet pradziadków. W pewien sposób to budujące, że mamy w sonie zapisany taki pokoleniowy łańcuch, z którego można czerpać siłę, a jednocześnie możemy swój kawałek wykuwać po swojemu :)
UsuńŻyczę wszystkim spełnienia takich marzeń, miłości do samego zgonu i jeszcze dłużej, ale nic gorszego jak chęci są jednostronne. W tej chwili walczę już tylko o siebie i swój dobrostan. Za dużo oddawałam, za mało brałam od życia. Urlop na żądanie to świetny pomysł, warto korzystać, jeśli jest taka potrzeba :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie jest za późno, by zatroszczyć się o siebie. Życzę ci, żebyś umościłą się wygodnie w swoim kąciku świata i brała z życia to co najlepsze :)
Usuńteż mi się podoba idea miłości aż do śmierci, nie podoba mi się tylko idea bycia ze sobą aż do śmierci i udawania, że to miłość, mimo że ją już dawno szlag trafił /czasem zresztą z niczyjej winy/... akurat tak zwykle jest, gdy ludzie wkręcają się w związek aby być w związku, a z kim, to już jakby dla nich sprawa drugorzędna...
OdpowiedzUsuńale jeszcze bardziej podoba mi się idea eksperymentowania z zupą pomidorową, ostatnio jadłem ją z ciecierzycą i czosnkiem, tak dla zdrowotności, nie bolało...
za to dorosłość, czy dojrzałość, jak to się czasem zamiennie mówi... ileż to głupot ludzie potrafią wykonać, aby być postrzegani jako "dorośli"... tymczasem prawdziwa dorosłość jest wtedy, gdy mamy wywalone na to postrzeganie, na cudze definicje dorosłości, a także na własne: po prostu nie myślimy o tym... zaprawdę lepszym wykorzystanie własnych zasobów jest upichcenie najnowszego wariantu pomidorowej...
p.jzns :)
O tak, dorosłość zaczyna się od "wdupiemania" :D Od tego, by nie żyć pod dyktando innych, ale w zgodzie ze sobą. Metryka nie ma tu nic do rzeczy. I ta walka o miłość to też cecha dojrzałych ludzi - nic co wartościowe nie przychodzi samo. Wymaga troski, zainteresowania, uwagi. Jeśli tego zabraknie to cóż... zdechnie z głodu
UsuńJa tez lubię stabilność, poczucie bezpieczeństwa, choćby finansowego, ale to nie kłóci się z potrzebą zmian, choćby nowy kwiatek, nowa trasa wycieczki, małe przemeblowanie itp.
OdpowiedzUsuńW pracy nie miałam urlopu na żądanie, dlatego tak doceniam emeryturę.
Czerp z niej jak najwięcej <3 Mamy mało czasu na życie, często to sobie uświadamiam. Dlatego dla mnie każda nowa trasa, nowy smak, zapach, widok to już radość sama w sobie :)
UsuńPomysł z urlopem na żądanie był dobrym pomysłem, czasami warto pomyśleć o sobie.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Warto słuchać siebie i dbać o swoje potrzeby
UsuńTylko wcale nie tak łatwo się tego nauczyć... :/
UsuńJa nie lubię zmian, chociaż wiem, że są one potrzebne, bo wszystko w życiu dzieje się po coś. Jednak najlepiej czuje się w swojej dobrze znanej strefie komfortu.
OdpowiedzUsuńNic na siłę :) Mnie za to cieszy sama świadomość, że będę mogła zmienić coś, gdy zacznie mnie uwierać - nieważne czy to będzie kolor ścian, czy praca :)
UsuńTo brzmi jak wypracowanie sobie niezłego work-life balance, a przynajmniej dobra droga do tego ;) Mam nadzieję, że czujesz się lepiej!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie :) Tego work-life balance wciąż się uczę, ale w końcu nikt nie zaczyna z poziomu mistrza Jedi ;)
UsuńOdpowiedzialność to zdecydowanie nie rezygnacja ze swoich potrzeb ;) Odpowiedzialność to myślę bardzo pojemne pojęcie - warte nie jednej refleksji.
OdpowiedzUsuńW ogóle to rozkładanie na czynniki pierwsze jest fajne - można się dowiedzieć wiele o mechanizmach, które nami rządzą, ale i o swoich potrzebach i ograniczeniach.
UsuńZ biegiem lat człowiek uczy się pewnej odpowiedzialności, albo popada w rutynę i wie już co do niego należy... Bo są przecież rzeczy ważne i ważniejsze... U mnie zawsze były i są po dzień dzisiejszy rachunki, dzieci i ich potrzeby, a potem ja :)
OdpowiedzUsuńMnie rutyna ratuje rano, kiedy na autopilocie odpalam mycie, ubieranie, śniadanie i lot koszący na autobus :) W innym wypadku wolę sama dzierżyć ster ;)
UsuńZgadzam się z tobą w stu procentach. Teraz wydaje mi się to takie oczywiste, że aby osiągnąć marzenie, albo poprawić swoją sytuację, trzeba wyjść z inicjatywą, zrobić coś, pomyśleć o swoich potrzebach i zadziałać. Kiedyś brałam wszystko takie jakie jest, uważając właśnie że widocznie tak ma być. Wiadomo, że wszystko co się dzieje jest po coś, ale to nie oznacza że mamy jedynie leżeć na fali i dawać się porwać gdzie jej się podoba, w odpowiednim momencie można zmienić kurs na bardziej korzystny.
OdpowiedzUsuńDobrze, że zostałaś w domu, mam nadzieję, że to było tylko przejściowe i energia wróciła ❤️ Życzę zdrowia ❤️
No właśnie! Ja też wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, ale siedzenie 'w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży" to średnia opcja. Jeśli człowiek nie wyrazi na głos czego chce (albo nie chce), to zawsze będzie musiał zadowalać się ochłapami. A nie o to chodzi w życiu.
UsuńDo takiego działania zgodnie ze swoimi potrzebami trzeba dorosnąć. Trzeba znaleźć w sobie siłę i odwagę, żeby zmienić to, co uwiera. Czasem wolimy nie ryzykować i trwać w rutynie, w codzienności. Można też odkryć coś, co sprawia przyjemność, daje satysfakcję, a nie niszczy tej bezpiecznej bańki w której żyjemy. Tak chyba jest najlepiej. Rozwijamy się, uczymy czegoś nowego, odkrywamy umiejętności ale wracamy do tego, co pewne.
OdpowiedzUsuńNie chodzi o to, by palić mosty i iść na żywioł. Myślę jednak, że gdyby królewna przetrzepała te 40 materacy i znalazła ziarnko grochu, to wygodniej byłoby jej potem położyć się na jednym i spokojnie przespać noc. A tak - pozornie miała wszystko, a i tak ją uwierało. Jeśli człowiek nie ma odwagi, by przyjrzeć się temu co mu nie pasuje, to nigdy nic nie zmieni. A czasem wystarczy diagnoza sytuacji, by poczuć się lepiej samemu ze sobą
UsuńOd czasu do czasu lubię zmiany, ale ważne, by nie były one zbyt gwałtowne.
OdpowiedzUsuńOj tak , bo mogą odbić się na wielu aspektach życia np. na relacjach z innymi.
UsuńTo zależy czego te zmiany dotyczą :)
UsuńA ja zawsze sądzę, że osoby, które tak deklarują chęć robienia czegoś "wreszcie" dla siebie zamiast dla innych, miały niewłaściwe motywacje w tych działaniach, przez co się zawiodły, gdyż właściwe działanie na rzecz innych, daje radość, pewne spełnienie, nie gorycz. Myślę, że warto raczej pomyśleć o własnych motywacjach. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie. Ja patrzę na to jak na jedzenie tortu. Dobry jest, słodziutki, idealnie wyważony i nawilżony, a jednak nie da rady jeść go dzień w dzień. Nie zastąpi siermiężnej kanapki z masłem. Dawanie od siebie, dbanie o innych ludzi, o relacje to wspaniała rzecz. Myślę jednak, że czasem człowiek musi pobyć sam ze sobą, postawić siebie na pierwszym miejscu i zatroszczyć się o swoje potrzeby. To jak z zakładaniem maski w samolocie - najpierw sobie, potem innym. A wiele ludzi drenuje się, aż wreszcie zrobienie czegoś dla siebie jest jak bunt wobec rzeczywistości.
UsuńW ten sposób, to tak, zgadzam się - "kochaj bliźniego swego jak siebie samego", tylko najpierw musisz się nauczyć kochać samego siebie.
UsuńJa w piątek zostałam w łóżku, bo posłuchałam swojego ciała, więc dokładnie wiem, o czym mówisz. Ostatnio zawsze w takich momentach zastanawiam się, jak zatroszczyłabym się o kogoś innego, kto byłby w mojej sytuacji. Zwykle okazuje się, że lepiej niż o siebie i wtedy zmieniam punkt widzenia.
OdpowiedzUsuńŚwietny przykład. To niesamowite (i trochę smutne) ile mamy empatii dla innych, a jak mało dla siebie
UsuńTeż uważam, że jeśli naprawdę pragniemy zmian to zrobimy wszystko, by je wprowadzić :D
OdpowiedzUsuńNiektórzy nie mają odwagi nawet pomyśleć o zmianie, to jest problem. Czasem odwaga przychodzi, gdy minie się granicę wytrzymałości, a wtedy koszty są ogromne
UsuńNie lubię zmian, ale jeśli mnie już dopadną, staram się podołać nowemu. Czas to lekarstwo na wszystko... po tygodniu zmiana zostaje... oswojona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie 😊!!!
Jak dzikie zwierzę :) Jak to mówił Lis: "jesteś odpowiedzialny za to co oswoisz" ;)
UsuńI co odpowiedzieć na to pytanie ;)
OdpowiedzUsuń