Obdarowani
Nie wiem czy tez tak macie, ale ja czuję się wspaniale żyjąc w tych właśnie czasach. Owszem, widzę to co się dzieje na świecie: widzę wojny, kataklizmy, spadek wartości pieniądza. Czasem myślę sobie, że za bardzo zapędziliśmy się w konsumpcjonizm. Mimo tego doceniam możliwości dzisiejszego świata.
Zobaczcie, kilkaset lat temu wyprawa z Polski do Stanów zajęłaby kilka miesięcy. Dziś – 12 godzin łącznie z odprawą i krzyżówką na lotnisku. Kiedyś kunsztem Chopina mogli zachwycać się nieliczni – dziś wystarczy odpalić YouTube.
Zawsze gdy wchodzę do zamku – obojętnie czy to zameczek w Oporowie, czy monumentalne zamczysko w Malborku – mam poczucie, że mogę więcej niż przodkowie. Ilu maluczkich zastanawiało się jak wyglądają królewskie komnaty? Setki tysięcy. A dziś wchodzisz na Wawel i spacerujesz po Wilanowie.
Możemy próbować nieznanych smaków, poznawać obce kultury, uczyć się, tworzyć. Glinę czy podobrazia kupi się dziś bez większego problemu. Wystarczy włączyć internet, by znaleźć tutorial, który przeprowadzi nas krok po kroku przez zawiłości podłączania kabli i pieczenia indyka. Dziesiątki programów dostępnych za darmo, projekty aktywizujące ludzi. Naprawdę mi się to podoba.
Czy tak jest wszędzie? Nie. I nie mówię tu o krajach trzeciego świata, które borykają się z innymi problemami. W Polsce też inaczej żyje się w dużym mieście, inaczej na maleńkiej wiosce. Na milion mieszkańców znajdzie się wystarczająco dużo amatorów brydża, siatkówki i szydełkowania żeby stworzyć klubik. W małej populacji niekoniecznie, ale czy nie warto spróbować?
Może jednak znajdzie się kilku pasjonatów teatru, którzy będą raz na kwartał jechać razem do większego miasta, by obejrzeć dobrą sztukę? Można zacząć od swoich najbliższych i stopniowo rozszerzać krąg. Przecież tak rodzą się dorosłe przyjaźnie. Wyrośliśmy z chodzenia na trzepak, ale ciągle potrzebujemy ludzi.
A jeśli się nie uda? To się nie uda. Po prostu. Porażki też są wpisane w życie. Wiele rzeczy można robić samemu. To nawet w pewien sposób odkrywcze.
Jakiś czas temu wyjechałam sama na tydzień. Właściwie pierwszy raz w życiu. Do tej pory zawsze byłam z rodziną, z chłopakiem, albo z przyjaciółmi. To było wyzwanie. Trochę naturoterapia, trochę rekolekcje, trochę nauka bycia ze sobą tu i teraz.
Muszę przyznać, że to było interesujące doświadczenie.
Wyjeżdżałam podekscytowana. To miała być moja pustelnia: tylko ja, Bóg i natura. Pierwszego dnia myślałam, że kociokwiku dostanę. Jeszcze nigdy, ale to naprawdę NIGDY nie miałam takiego natłoku myśli. Istna woda na młyn: jedna przelewała mi się w drugą, a ja nie potrafiłam ściągnąć cugli. Nie pomagała modlitwa, medytacja, skupienie się na otoczeniu. Nic. Kompletnie nic. Położyłam się tak zmęczona, że coś strasznego.
Kolejne dni przyniosły narkolepsję: wstawałam, jadłam, szłam spać, potem zjeść, mały spacerek, drzemka, msza i spanko. Wyrobiłam senną normę na miesiąc z hakiem.
W łeb wzięły też wszystkie wzniosłe plany. Próbowałam wejść na niedostępny mi poziom duchowy i odprawiać jutrznię i nieszpory. Wytrzymałam dwa dni. Męczyłam się straszliwie, żadne słowo nie trafiało do mnie. Aż wreszcie poczułam, że nie muszę się zmuszać. Bóg jest większy niż ja i Jemu te formułki nie są potrzebne. A skoro mi też nie, to w imię czego mam się katować? Bardziej się sprawdza rozmowa z Przyjacielem.
W końcu osiągnęłam ten cudowny stan spokoju i radości. Zaczęłam dostrzegać motyle, dzięcioły, zięby. Zachwycał mnie zapach pracującej ziemi. Cieszyły mnie krople deszczu na twarzy i dotyk słońca. Przestałam mieć natłok myśli, zostało światło.
Odblokowało mi się pisanie, ugruntowało poczucie tego jak chcę iść przez życie. Oderwanie się od codzienności dało mi bezcenną możliwość spojrzenia na swoje potrzeby.
I to też jest obdarowanie.
Fot. Amy Shamblen / Unsplash |
Uwielbiam czas, w którym żyję, miejsce, które wyznaczył mi los, mój zakątek świata praktycznie pozbawiony kataklizmów i niebezpiecznej przyrody, a nade wszystko być świadkiem niesamowitych przemian społecznych i technologicznych. Izabela Bookendorfina
OdpowiedzUsuńWspaniałe uczucie, prawda? 🤗
UsuńŚwietny pomysł. Chyba tez muszę kiedyś spróbować, dlaczego nie?
OdpowiedzUsuńMoże każdemu z nas jest potrzebny taki reset, bo jak to mówią, odbijamy się zawsze w czyichś oczach...lubię być sama i samej decydować, jak wypełnić czas:-)
Właśnie, czemu nie? Fajnie jest próbować nowych rzeczy tylko dlatego, że można 😉
Usuńpierwsze godziny, czy nawet dzień takich odosobnień jest zawsze najtrudniejszy... pomińmy kwestie czysto organizacyjne, techniczne, bo akurat pan pikuś... główny kłopot to SPRAWY, STRASZNIE WAŻNE SPRAWY, które nie mogą się pogodzić z tym, że je zostawiono, więc kotłują się w głowie i krzyczą: "JESTEŚMY! ZAJMUJ SIĘ NAMI!"... a przecież ich wcale nie ma, to tylko puste iluzje, niemniej jednak tak z sekundy na sekundę pozbyć się ich nie da...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Oj nie, nie da się 🤣 one mają naprawdę głębokie korzenie i uparte są potwornie. Za to jak lekko się robi, kiedy wreszcie przestają wrzeszczeć 🥰
UsuńNa pewno zapędziliśmy się w konsumpcjonizm. Nie ma, co ukrywać, że determinuje życie większości z nas i bardzo trudno jest to zmienić.
OdpowiedzUsuńNie wiem. Nie umiem się do tego odnieść. W moich kręgach ludzie kupują raczej po to, by coś przeżyć dzięki nabytkom, a nie dla samego posiadania.
UsuńJa mam różnie czasem się cieszę, a czasem bym chciała żeby było inaczej bez wojny, chorób i innych . Ale generalnie dużo dobrego się wydarzyło w naszym kraju. Jesteśmy wolni, mamy mnóstwo sukcesów sportowych itd.
OdpowiedzUsuńBez wojen i chorób - też bym tak chciała 😊
UsuńCoś w tym jest co mówisz . Ale jest jeden minus który ja zauważyłam . Że mam więcej ale mniej potrafimy być za to wdzięczni i po porostu cieszyć z tego co mamy .
OdpowiedzUsuńNajpierw się zjeżyłam, że nie, wcale nie, ale po namyśle dochodzę do wniosku, że masz rację. Łatwo możemy zaspokoić większość potrzeb i zachcianek - jasne, nie wszystkie, ale dużo. Przez to przestajemy doceniać momenty. Dlatego jestem fanką uważności. Tego, by naprawdę poczuć smak herbaty, zapatrzeć się w chmury, powąchać kwiaty. Być tu i teraz ze sobą, ale i z bliskimi ludźmi. Zbierać dobre chwile do skarbczyka wspomnień.
UsuńWiele osób chciało by żyć w starych czasach, a ja zawszę czuję się taka odmienna, bo mnie ciągnie do przyszłości! :D Bardzo doceniam jakie możliwości daje nam teraźniejszy świat i z wielką fascynacją obserwuję co naukowcy odkrywają i tworzą, bardzo mnie to fascynuje. :) Niestety są też minusy, tak jak wspomniałaś dzieje się również wiele przykrych rzeczy, ale jak dla mnie i tak jest więcej plusów. Nie mamy wpływu na niektóre rzeczy, choćby na czasy w których żyjemy, trzeba korzystać z dóbr jakie zostały nam dane. ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie - nie mamy wpływu na to gdzie i kiedy się urodziliśmy, ale mamy wpływ na to jak przeżyjemy to życie. Można czerpać.z tego co mamy, można strzelać fochy, że chcemy czego innego. Z tej samej cytryny jeden zrobi lemoniadę, drugi cytrynówkę, trzeci dorzuci ją do herbaty, a czwarty będzie rozdzierał szaty, że chciał mandarynkę 😜
UsuńZgadza się! Świetne porównanie! :D
UsuńDzięki :)
UsuńOd jakiegoś czasu chodzi mi po głowie samotna wycieczka na kilka dni... gdzieś... ale również znam siebie i wiem, że ogromnie bym się męczyła, a na pewno wisiałabym na telefonie z ludźmi, którzy zostali w domu, by móc do kogo japę otworzyć, powiedzieć co widzę, gdzie byłam, co robiłam itd. Po za tym nie lubię być sama. Nawet będąc w domu, czuję się o wiele lepiej kiedy wiem, że wszyscy są w pobliżu. Oczywiście do wszystkiego można się przyzwyczaić. Kiedy mój brat wyjechał w delegację, to cieszyłam się, że go nie ma. Teraz kiedy ma wyjechać np. na tydzień, to na początku mam poczucie pustki, nawet jeśli na chacie mijamy się jak obce sobie osoby :D Dopiero po dwóch dniach dostosowuję się do nowej sytuacji. Pewnie na samotnej "wycieczce" byłoby tak samo. Pierwsze dni czułabym się samotna i osaczona przez obce mi osoby, a potem może jakoś by poszło. MOŻE bo muszę wziąć też pod uwagę fakt, że raczej jestem aspołeczna i tkwi we mnie jakaś fobia społeczna. Czułabym się niekomfortowo chodząc sama... cóż...
OdpowiedzUsuńDlatego nic na siłę :) W dodatku nie zawsze musi to być skok na główkę. Przecież można się umówić we 2-3 osoby, jechać do jakiegoś domku w lesie, albo wynająć mieszkanie w jakimś turystycznym mieście i trochę być razem, a trochę osobno :)
UsuńNatłok myśli w końcu minie i będzie można się zachwycać drobiazgami. Nie każdy daje sobie na to szanse, a szkoda :/ Niektórzy wyjeżdżają na urlop i wracają z niego jeszcze bardziej zmęczeni, bo chcą jak najwięcej zobaczyć i przeżyć, zamiast wypocząć.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś (w bliższej niż dalszej) przyszłości uda mi się wyruszyć na podobną wyprawę. Niekoniecznie sama. Mogę wykorzystać np. moment o poranku, kiedy chłop jeszcze śpi. Przycupnę z kubkiem kawy na schodkach i będę patrzeć, jak przyroda przygotowuje się na kolejny dzień. Japa się cieszy na samą myśl :)
Wiesz, że mi też, jak to sobie wyobraziłam? Kurczę, nigdy nie byłam jakoś mocno związana z naturą, a teraz mnie jara, że tu sikorka, a tam stokrotka :)
UsuńBycie samemu ze sobą to największa sztuka! Gratuluję!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Chociaż muszę przyznać, że dużo rzeczy działo się jednak "poza mną" - jak chociażby ta senność, czy myśli, które napływały. To było wspaniałe doświadczenie i myślę, że jeszcze kiedyś je powtórzę :)
UsuńCieszę się, że o tym napisałaś. Przebywanie samemu ze sobą nie jest proste. Ja akurat cierpię na lęk, że jeśli pójdę sama na spacer to się zgubię, albo ktoś mnie zgwałci (nic nigdy mi się nie stało, ale widziałam wielu zboczeńców w moim rodzinnym mieście i chyba jednak została jakaś trauma). Jednak staram się przełamywać i spędzać czas sama ze sobą. W domu potrafię doskonale się sobą zająć. Potrafię na tydzień lecieć do Polski bez mojego chłopaka i cieszyć się towarzystwem rodziny i przyjaciół, ale cieszę się również gdy mój chłopak leci ze mną, a także dy wracam do niego po tygodniu nieobecności.
OdpowiedzUsuńCoś takiego tydzień na jakimś wygwizdowie, chyba dobrze by mi zrobił *_*
A może dobrym rozwiązaniem byłoby zamieszkanie na te kilka dni w jakimś klasztorze albo domu rekolekcyjnym? Bo wtedy jest cisza, ale i bezpieczeństwo, bo tuż obok są ludzie. Albo może pensjonat/agroturystyka - tak żeby nawet nie musieć błąkać się samotnie, ale posiedzieć w ogrodzie, poczytać, porysować czy po prostu pobyć ze sobą :)
UsuńMasz całkowitą rację, te czasy są cholernie niedoceniane. Dużo ludzi narzeka, bo owszem problemy są, ale w każdych czasach były. Teraz przyzwyczailiśmy się do pewnej wygody i jej nie dostrzegamy. Mamy bardzo dużo możliwości. Marudzimy na samotność, a możemy poznać kogoś z innego kraju, stworzyć przyjaźnie, związki, bez ograniczeń. Ja sama jako introwertyk i społeczny fobik nie poradziłabym sobie w innych czasach. Teraz dowiem się wszystkiego z sieci, mogę też znaleźć osoby, które mnie zrozumieją i z którymi będę się czuła swobodnie.
OdpowiedzUsuńTakie samodzielne podróże tez są łatwiejsze. Sama czasem jeżdżę i w telefonie mam dokładne rozkłady jazdy, mapy itd. jeju bez tego to ja bym była kompletnie zagubiona. Raz mi internet odmówił posłuszeństwa, to wiem xD.
Natłok myśli za to moja codzienność, czasem potrzebuję takich chwil sama ze sobą, żeby właśnie te myśli uspokoić, poukładać i wyciszyć :)
Tak, nawet w starożytności narzekali ludzie, że kiedyś to było, a teraz to nie jest :P Wychodzę z założenia, że zawsze lepiej jest szukać pozytywów. Nie po to, by udawać, że nie ma wad, ale po to, by pielęgnować w sobie pozytywne nastawienie. Im lepszy jest nasz stosunek do świata, tym łatwiej żyć.
UsuńDuchowa gimnastyka bywa ciekawa🙂. Fajny tekst. A bycia samemu ze sobą można się nauczyć. Ja to bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńJa też, chociaż do tej pory nie miała aż tak długich momentów samotności. To naprawdę oczyszczające :)
Usuń