Endorfinowa kąpiel mózgu

Zastanawiałam się ostatnio co takiego jest w filmach i książkach, że potrafią pochłonąć człowieka. Dobra, mnie pochłaniają. Zupełnie inaczej niż teatr, który przecież ubóstwiam. Tak sobie to rozkładałam na atomy, aż doszłam do wniosku, że wszystko kręci się wokół bohatera i odrobinkę zahacza o akcję. Nie wierzycie?

W teatrze ośrodek ciężkości koncentruje się na problemie. Sztuka jest w dużej mierze oparta na wyobrażeniach. Wiadomo, że scena ma pewne ograniczenia przestrzenne, a i budżet spektaklu z reguły nie jest zbyt powalający. Gdy wybrzmiewa trzeci dzwonek i gasną światła zaczyna się magia, bo nagle zamiast gołych desek widzimy zamki, drapacze chmur, odległe galaktyki. Farsa, oparta na prostych gagach, nie wymaga wiele od widza. Co innego dramat – on często wbija w fotel, ale efekty specjalne są tam sprawą drugorzędną.

Nie ma też znaczenia czy to monodram, czy przedstawienie na 20-osobową obsadę. Teatr rządzi się innymi prawami. Jego zadaniem jest dotknąć czegoś w duszy, co będzie można tygodniami obracać. Wzrastać. Szukać jakiejś odpowiedzi. Zastanawiać się nad kondycją swoją i świata. Uwielbiam takie trudne spektakle.

Za to książki i filmy… Dajcie mi moje romansidła! I przygodówki. I jeszcze takie fajne kryminały, z mocną postacią po dobrej stronie mocy, która oczywiście wygra. Happy end mi potrzebny i nawet dziury w fabule nie będą aż takim grzechem. Niech akcja płynie wartko, humor się skrzy, a ja mogę pogłaskać bohatera.

Naprawdę bardzo dużo zależy od głównej postaci. Chyba, że to romans, wtedy ważny jest też ten bohater „do pary” – może nawet ważniejszy.

Już jako mała dziewczynka lubiłam utożsamiać się z bohaterkami bajek. Gdy się kończyła, wcielałam się w ulubioną postać i dalej przeżywałam przygody. „Długo i szczęśliwie” to sporo przestrzeni, nie sądzicie? W dodatku z gwarancją, że bez szwanku wyjdzie się z każdej opresji. Moje księżniczki biegały z mieczami, latały na smokach, władały magią. Nie było to tak krwawe, jak „Gra o tron”, ale wojownicza Xena mogłaby dołączyć do paczki…

Teraz nie wymyślam dalszego ciągu ulubionych historii, ale zawsze z przyjemnością odnajduję cząstkę siebie w bohaterkach, które pozwalają się lubić. Nie zawsze tak się da, ale najlepsza przyjaciółka, ulubiona kuzynka, albo subtelna pomagierka detektywa też może być– ważne, by odgrywała jakąś rolę w historii. Wtedy mogę mieć nadzieję, że każda z nich doczeka się własnej opowieści.

Potrafię też zafiksować się na wymyślonych facetach.

Oczywiście musi być uroczy, dowcipny, inteligentny, przystojny, na tyle męski, by umieć stawiać granice i ustawić do pionu antagonistę. Zawsze jakiś się trafi.

Pamiętajmy przy tym, że nasz potencjalny bohater jest empatyczny, bez traum, nałogów, lękowego stylu przywiązania, zawsze wie co powiedzieć i potrafi zorganizować coś takiego, że potem trzeba zbierać zęby rozsypane po dywanie. Wiecie, kolacja na dachu. Wycieczka-niespodzianka. Przyniesienie do roboty rosołu w kubku termicznym – takiego na smuteczki i pierwsze oznaki przeziębienia.

Albo żeby nie być ckliwym weźmy na tapet Indianę Jonesa i agentów wszelkiej maści. Wiadomo, że będą latać czołgami, spacerować po dnie Rowu Mariańskiego i gołą ręką wyjmować z wrzątku jajka na twardo. Fizyka i logika na prawo, panowie i Lara Croft na lewo.

Spadające głazy, serie z kałachów, 40 ninja na jednego bohatera czy bohaterkę… rany, wielkie rzeczy. Potrzymaj mi kawę i patrz. Czy to mi przeszkadza? Nie. No dobra, jak elita półświatka próbuje protagonistę ukatrupić i zostaje rozgromiona w 2 minuty to mam pewien niesmak. Wiem, że o dobrych pracowników jest trudno, ale żeby aż tak i w każdej branży?

To skoro już wiemy kto, dowiedzmy się dlaczego.

Odpowiedź tylko pozornie jest prosta. Jeśli weźmiemy to na zasadzie zero-jedynkowej to nic się nie klei.

Romanse jako substytut miłości, przygodówki dla znudzonych, a horrory dla kogo? Dla tych co się lubią bać? W sumie lepiej gdy chodzi o strach, a nie wcielanie się w rolę… Ale co z ludźmi w szczęśliwych związkach, którzy kochają komedie romantyczne? Czy reporter wojenny, który lubi filmy akcji ma w życiu za mało adrenaliny? A jak ktoś czyta tylko fantastykę, to co? Ma niedobór krasnoludów w otoczeniu?

Tu dochodzimy do clou – oczywiście, że to wszystko wypływa z jakiegoś braku. W dodatku z takiego nie do zaspokojenia w całości.

Tak z ręką na sercu: kto chciałby od jutra rzucić wszystko, jechać to supertajnej bazy na biegunie i szkolić się na agenta? Albo dać się ugryźć radioaktywnemu robalowi i zacząć pomykać po mieście w rajtuzach? Po trzydziestce to już chyba nikt – człowiek zaczyna cenić sobie rytm dobowy i zdrową dietę. Jednocześnie jest w nas pragnienie przeżycia czegoś wielkiego. Chcemy być niezbędni, dostrzeżeni, docenieni. Nie chodzi o to, by wyrywać drzwi z zawiasów, ale o to, by mieć świadomość swojej ważności.

Wielu ludzi pozwala, by życie ich pchało, a sami puszczają ster. Może nie da się być cały czas na wachcie i nieustannie pilnować kursu, ale nawet, gdy los rzuci człowieka na mieliznę, to można się z niej wydostać.

Jeśli jest do dupy, a ty nie robisz nic by to zmienić, to tak naprawdę czyja to wina?

Bo to, że jest do dupy to zwykła rzecz. Życie składa się z górek i dołków. Jeśli jednak ten dołek trwa zbyt długo, a człowiek zamiast próbować z niego wyjść, zaczyna się w nim mościć – narzekając jednocześnie na niesprawiedliwość dziejową – oj, nie tędy droga.

Można udawać, że jest ok, że nie plują tylko pada deszcz. Można nie zmieniać pracy ze strachu przed nieznanym. Można dawać się wykorzystywać, być emocjonalnym workiem do bicia. Można rezygnować z marzeń. Jesteśmy wolni, możemy to wszystko. Tylko czy warto?

Bo może jednak lepiej jest się pokłócić z całą rodziną, wygarnąć co się nam nie podoba i spróbować budować relacje na zdrowych zasadach? Może lepiej rzucić pracę, która nie służy i poszukać nowej? Albo uciąć niezdrowe relacje i odłożyć kasę na wymarzony lot balonem?

Mam wrażenie, że nasze ciało jest mądrzejsze niż my. Nauczyliśmy się ignorować wiele znaków, łącznie z bólami somatycznymi, a często to jest wołanie o uwagę i zastanowienie się czy wszystko w życiu mi służy.

Nie na wszystko mamy wpływ i jesteśmy zależni od ludzi. Nikt nie może sobie z dnia na dzień rzucić pracy, gdy ma dzieci na utrzymaniu. Nie wyjeżdża się na 2 miesiące, gdy opiekuje się leżącą babcią. Ale czy to znaczy, że nie można zrobić sobie wolnego popołudnia? Czy nie można podnosić kwalifikacji i wysyłać CV?

Już samo podjęcie działania daje człowiekowi zupełnie inną energię. To czym promieniujemy, czym się dzielimy, to do nas wraca. I znowu: to nie jest zero-jedynkowe.

Wiecie, że mam fioła na punkcie historii o miłości. Uwielbiam dobre romanse w wersji książkowej, filmowej i rzeczywistej. Mogę godzinami słuchać takich opowieści, ale powiedzmy sobie szczerze – ten idealny facet nie istnieje.

Ideał z romansu jest idealny, bo jest zlepkiem 18 innych facetów. Szarmanckie gesty dziadka, humor ojca, słodki uśmiech kolegi z liceum i granatowe oczy po bohaterze z ulubionej mangi. Zawsze mówi właściwe rzeczy, bo wziął się z tego, co CHCEMY usłyszeć. Biegle włada 5 językami miłości, tylko dlatego, że jest sklejony z ludzi o wielu różnych cechach i dlatego trafia w czułe struny tak wielu osób.

To w niczym nie umniejsza mojej przyjemności, a jednocześnie wiem, że w realnym świecie się nie spotkamy. Bo może być ktoś wspaniale dopasowany do mnie, ale z całą pewnością nie będzie chodzącą doskonałością. I ok, ja też nie jestem.

Czasem tylko fiksujemy się na tym, by znaleźć kogoś, kto wypełni wszystkie nasze deficyty. Jasne – bez przyjaźni żadne małżeństwo nie przetrwa. Mąż, przyjaciel i kochanek w jednym – tu się podpisuję. Ale już nie terapeuta, już nie lekarz, a przede wszystkim: nie ojciec. W drugą stronę też to działa, drodzy panowie. Kazirodczym związkom mówimy nie.

Trzeba przepracować swoje zranienia i nauczyć się stać na własnych nogach. Gdy już to się potrafi to można wchodzić w relację. Trzeba jednak zacząć od lubienia siebie, od przyjaźni z człowiekiem, którym jestem w tej chwili. Nie z takim, jakiego sobie wyobrażam, nie z takim jakim byłam kiedyś, czy będę w przyszłości.

Za dużo oczekiwań pakujemy w innych. Idealizujemy do granic możliwości, a gdy okazuje się, że rzeczywistość nie przystaje do wyobrażeń, wszystko się wali. Tylko znowu: to nie ten człowiek nas zawiódł, tylko my zawiesiliśmy na nim za wiele. Nie udźwignął, bo nie jest panem Darcym czy innym wymyślonym popkulturowym bożyszczem.

Dlatego fajnie jest czasem zatopić się w opowieści, która jest tylko czystą rozrywką. Zrobić sobie kąpiel mózgu w endorfinach i z tymi pozytywnymi emocjami iść dalej, ale nie szukać na siłę tego w prawdziwym życiu. Dobrze jest wziąć się w ramiona, wybaczyć sobie to, że może coś w życiu nie wyszło i zacząć robić wszystko, by jego dalsza część była szczęśliwsza. I nie wymagać, by to inni nam to przynieśli, ale samemu spróbować być bohaterem własnej historii.


Made by Nika


Komentarze

  1. Zdradzę Ci coś - po 40-tce, 50-tce itd. też chce się pomykać po ścianach ;) Może niekoniecznie w ciasnych rajtuzach, ale jeśli tylko jest wygodnie i przyczepność dobra... Czemu nie? ;)
    Choć nie przeczę, zdrowa dieta i sen są ważne. Ale to w każdym wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby człowiek wie, ale nie do końca... Wiesz jak jest 😉 jestem świeżo po spotkaniu klasowym, więc zaktualizowałam sobie bezę chorób wieku 30+, ale lubię się w tym właśnie momencie ☺️

      Usuń
  2. Bardzo lubię sztuki teatralne, chętnie oglądam filmy, ale przede wszystkim książki mnie przyciągają, mam wrażenie, że to one właśnie podkręcają moją wyobraźnię, rozwijają inteligencję emocjonalną, podają wiedzę, ale również uczą samodzielnego myślenia. Izabela Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  3. Też lubię wszelkie książki oraz filmy wypełnione po brzegi męskimi "ideałami" - ale ich pułapka polega właśnie na tym, że potem następuje brutalne zderzenie z rzeczywistością, rozczarowanie oraz konkluzja, że w realnym świecie tacy faceci po prostu nie występują.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też pochłaniają, choć ostatnio odrobinę bardziej książki. Bardzo fajny tytuł posta.

    OdpowiedzUsuń
  5. To fakt, kreacja głównego bohatera jest naprawdę bardzo istotna.

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu sztuka pobudza nasz umysł

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nika – connecting people

Aktualizacja