Ka-boom!

Początek tygodnia był bombowy. Dosłownie. Jakiś śmieszek przysłał wiadomość, że w samo południe zaplanował dla nas wystrzałową niespodziankę. Taką, że dosłownie rozerwie nas z radości. Aż pantofelki spadną.

Przytomnie więc włożyliśmy buty przeznaczone do stania na zimnie, omotaliśmy szyje szalikami i grzecznie udaliśmy się na miejsce ewakuacji. Tak prawdę mówiąc, jakby nasz budynek miał zamienić się w efektowny grzyb, to by nas te odłamki poszatkowały na plasterki. No, ale nie jestem specem od ochrony przeciwpożarowej, BHP i innych wynalazków.

Przypomniało mi to jednak moje pierwsze spotkanie z fanem efektów specjalnych. A było to tak:

W zamierzchłych czasach, gdy Internet trzeba było nosić w wiadrach, mała dziewczynka wybrała się z mamą do miejsca, które lubiła najbardziej na całym świecie. Do miejsca pełnego skarbów i błogiej ciszy; miejsca, z którego wracała zawsze obładowana, jak wielbłąd w baśniach Szeherezady. Jednym słowem: wybrała się do biblioteki. Tą dziewczynką byłam ja i od dobrych trzydziestu minut hasałam pomiędzy regałami w poszukiwaniu kolejnych tomów Jeżycjady i nieznanych jeszcze powieści Astrid Lindgren, gdy nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanął policjant z poważną miną i stanowczym głosem zarządził opuszczenie budynku. 

Schodząc z wyżyn 3 piętra dorośli przyciszonymi głosami rozmawiali o tym, że w domu towarowym znaleziono dziwnie wyglądający pakunek, że ktoś przysłał wiadomość o podłożeniu bomby, że ewakuowano już okolicę. Wiecie, podniosłość chwili pomieszana z leciutką fascynacją, że oto dzieje się coś, co całkowicie wybija z rutyny. A tuż obok drepce Mała Wkurwiona Mi, której kazano zostawić stosik pieczołowicie wybranych książek i grzecznie udać się w bezpieczne miejsce. Na pusto! Bez ani jednej książeczki! Foch, że nie pytajcie! 

Oczywiście jak już wyszłam z biblioteki i zobaczyłam te wozy strażackie, karetki pogotowia, policjantów, taśmy odcinające pół kwartału - udzielił mi się nastrój niepokoju. Wszystko skończyło się dobrze. Ktoś powtykał kable w plastelinę i udawał złoczyńcę wszechczasów. Nie wiem co było dalej, ale mam nadzieję, że złapali i odseparowali od społeczeństwa jednostkę z tak chorym poczuciem humoru.

Wystarczyłaby chwila, a zniknąłby świat, który był mój, bezpieczny i znajomy. Wdarłby się do niego strach, każący wyostrzyć wszystkie zmysły. Zginęliby ludzie, których znałam, albo których znali moi rodzice. Krajobraz byłby już inny...

Ciągle tańczymy na krawędzi noża, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak ulotne jest to wszystko co mamy. Traktujemy jak oczywistość to, że się dziś obudziliśmy i że położymy się spać we własnym łóżku. Daj Boże, by tak było. 

Fot. TK / Unsplash


Komentarze

  1. Historia mrozi krew w żyłach. Całe szczęście, że dobrze się skończyła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie myślimy o ulotności życia na co dzień, bo byśmy zwariowali. Ale od czasu do czasu nachodzi nas refleksja i to jest bardzo ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że niezdrowo jest żyć w cieniu śmierci. Tak sobie tyko myślę, że czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego ile mamy szczęścia.

      Usuń
  3. Witam serdecznie ♡
    Sytuacja nie do pozazdroszczenia. Finalnie wszystko skończyło się dobrze, ale strachu było na pewno co nie miara. Nie mam pojęcia co czułabym, będąc tam w tej chwili. Nigdy nie przeżyłam czegoś podobnego. Myślę, że dopiero jak staje się oko w oko z zagrożeniem, w tedy pojawiają się największe emocje, które na co dzień schowane mamy gdzieś głęboko w sercu. Gdy zagrożenie mija przychodzi refleksja. Najważniejsze jest to, że wszystko dobrze się skończyło.
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy jakiś mocno się nie bałam, bo dziecko nie do końca zdaje sobie sprawę z zagrożeń i możliwych konsekwencji. Ale z całego serca życzę ci, żebyś nie musiała sprawdzać jakie to są emocje!

      Usuń
  4. Tak to już, że myślimy o ulotności życia od czasu do czasu i głównie wtedy jak nasze poczucie bezpieczeństwa jest zagrożone. Ale, gdybyśmy rozmyślali cały czas, to rzeczywiście mogło by się to dla nas skończyć wspomnianym w komentarzu wyżej szaleństwem. Ważne jest jednak aby od czasu do czasu podjąć sobie taką refleksję, nawet bez tych niebezpiecznych sytuacji. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie bez nich! Jak ciśnienie skacze z nerwów to racjonalne myślenie spada do zera :p
      PS. Lepiej myśleć o tym za co jesteśmy wdzięczni i co nam w życiu wyszło. Wtedy się okaże, że strach nie ma się czym karmić ;)

      Usuń
  5. To fakt, nie znamy dnia ani godziny!
    Zawsze myślimy, ze to spotyka innych, gdzieś daleko, a tymczasem...
    Przypomniałaś mi próbne alarmy w szkole, okropność!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbne alarmy miałyby sens, gdyby nikt nie wiedział, że to lipa. A tak...

      Usuń
  6. Pandemia jakby niektórych obudziła z błogiego snu posiadania stabilności życiowej, która była, została nabyta, jest i będzie. Raz zdobyte - zostaje na zawsze. Niektórych pandemia nie obudziła; innych nie obudziło nic i ciągle niektórzy żyją w przekonaniu, że "należy się"; "że mam bo zapracowałam/łem" itd.. Nie zmienimy myślenia niektórych; każdy musi sam dojść do pewnych przemyśleń. A może faktycznie, niektórzy mają tego nie rozumieć, bo by nie zrozumieli i nie umieli inaczej żyć? Może nie każdy musi widzieć świat taki jaki jest a jest ulotny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy wniosek - może faktycznie są ludzie, którzy nie umieliby się odnaleźć w świecie, gdyby spadły im łuski z oczu, a może... Może każdy z nas ma taką bańkę, w której żyje? Może niektóre są bardziej pojemne i jaśniejsze od innych, ale może ból po przebiciu takiego pancerza byłby taki sam?

      Usuń
  7. haha - ja rozumiem takie "alarmy" szkoleniowe BHP bo częściowo w tym siedzę. Ale przynajmniej się coś w pracy działo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten akurat był całkiem na serio, ale przez rozprężenie na ćwiczeniach w sytuacji zagrożenia ludzie jakoś nie biorą go na poważnie. Chociaż lepsze to niż panika.

      Usuń
  8. Nie zazdroszczę!

    Kiedyś jechałam metrem w Niemczech i na jeden stacji znaleźli walizkę niczyją - ewakuacja na najbliższej stacji, wysiadanie w asyście policji (wybitnie wyposażonej, jedna osoba wyglądała jak dwie); byłam tak przerażona, że dosłownie trzęsłam się do końca dnia ;<

    Ale dzięki ćwiczeniu alarmów przeciwpożarowych w akademiku studenci, gdy naprawdę coś się działo (ktoś zostawił garnek, w którym gotowało się jajko, na kuchni na przykład) byli bardzo zdyscyplinowani ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wezwali antyterrorystów do jajka to już musiało nieźle skakać po kuchni ;)

      Usuń
  9. Wystarczy zachorować, aby docenić łatwość łapania każdego oddechu. A co do tych "żartownisiów", karałabym tak surowo, sama nie wiem jak. Coś by się wymyśliło, żeby odechciało im się durnych żartów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, żarty takie, że tylko można zapłakać nad głupotą :/

      Usuń
  10. Często nie doceniamy tego, co mamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam - zależy od człowieka. Myślę, że wbrew pozorom bardzo wiele osób ma w sobie mnóstwo wdzięczności :)

      Usuń
  11. ..świetna notka, jak zawsze! ♥️
    ..niezwykłą przygodę przeżyłaś Niko, dzieci zazwyczaj nie wiedzą co się dzieje, bo nie zdają sobie sprawy z konsekwencji zagrożeń..
    ..większość ludzi lubi mieć stabilizację, lecz to jest tylko fatamorgana, coś co widzimy, a tego tak naprawdę nie ma ;) ..nikt nie zna swojej przyszłości.. nie mamy wpływu na pewne zdarzenia .. prawda jest taka, że jesteśmy krótkotrwali, ulotni, jesteśmy jak ślady stóp na piasku, które odbite za chwilę znikają ;)
    ..a życie potrafi, oj potrafi zaskakiwać, sprawiając nam 'niespodzianki', oby tylko były miłe, pozytywne..
    ..wiem coś na ten temat, bo tak było u mnie, gdy nagle, zupełnie przypadkowo dowiedziałam się, że mam 'śluzaka' w sercu, czyli guza, którego natychmiast trzeba usunąć.. osłupienie, szok, niedowierzanie.. nawet nie pytałam dlaczego ja? ..no bo po prostu jestem WYJĄTKOWA! :))))
    ..często z moją panią doktor żartujemy sobie.. ostatnio mi powiedziała: 'no pani to już nie mogła
    sobie wymyślić rzadszej choroby? i .. śmiejemy się obie ;)

    - pozdrawiam cieplutko i ściskam najserdeczniej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdecydowanie lepiej kiedy niespodzianki są na plus - lepiej znaleźć pluszowego misia pod choinką niż dostać rózgę od losu. Ale jeśli nie da się przejść przez życie bez zadraśnięć, to trzeba się nauczyć szukać jasnych stron. W końcu ciernie tylko podrapały, a nie wykrwawiły nas na śmierć, prawda?

      Usuń
  12. Dlatego warto doceniać każdy dzień ... Tym bardziej teraz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen!

      Serio, wdzięczność otwiera oczy na tak niesamowite aspekty życia, jak piórka sikorek czy taniec liści na wietrze. Niby nic, a jednak potrafi zatrzymać w zachwycie :)

      Usuń
  13. Sytuacja faktycznie nieciekawa. Takie akcje są niestety coraz powszechniejsze, w szczególności jak coś się dzieje np. są matury ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby mało było stresu i bez takich atrakcji... Wierzę jednak, że ręką sprawiedliwości sięgnie po takich żartownisiów. I to szybciej niż później.

      Usuń
  14. Odpowiedzi
    1. Hey, don't worry :) the next one will be better

      Usuń
  15. Wysadzić w powietrze bibliotekę, cóż, można i tak, chociaż trzeba być nieźle pokręconym terrorystą Nawet jeżeli jest się tylko udawanym terrorystą, co wciąż bawi się plasteliną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nie mam ochoty na zagłębianie się w umysł i motywy kogoś, kto mógłby świadomie skrzywdzić innych ludzi. Niezależnie od tego co sobie stawia za cel.

      Usuń
  16. Na co dzień często zapętlamy się w tym co wydaje się ważne, zapominając o tym co najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że każdy sam ustawia swoją listę rzeczy najważniejszych? I że wcale te spisy nie muszą się nam pokrywać? ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wskrzeszeniomat – część trzecia

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część druga