Mentalność słoika

Kiedy jeszcze żył mój dziadek, zawsze wracałam do Warszawy obładowana wałówką. Dzwoniły w siatkach słoiki z kapustą, kotletami, krokietami. Dziadek nauczył sie nawet piec pasztet, bo go uwielbiam. Wiecie, taki na ostro i konieczne szary ;)

Jedzenie wiąże się dla mnie z miłością. Jest taką pierwotną formą okazania uczuć. Samodzielnie upieczone ciasto (tak, nawet to ze spalonym spodem i półsurowe w środku :)) sprawia, że wokół serca robi się ciepło.

Btw, myślicie że to dlatego Chrystus ukrył się w chlebie? Żeby pokazać taką najgłębszą i najprostszą miłość? W końcu nie oszukujmy się - słup ognia Boga Ojca i gwałtowny wicher Ducha Świętego są bardziej efektowne. Ale to tak na marginesie.

Zrobiliśmy ze słoików synonim "warszawiaków, którzy na weekend jadą do domu", ale prawdę mówiąc nie znam nikogo kto nie byłby słoikiem innego rodzaju. A konkretnie - nie znam nikogo, kto by w jakimś słoiku nie siedział.

Weźmy na przykład mój. To słoik w wersji de luxe, żadna tam mikropierdółka po keczupie włocławskim. Nie, ja mam słoik, jak do kiszenia rzodkiewek (A jest to coś niesamowicie dobrego!). Słoik, którego nikt by się nie powstydził na jakimś kulinarnym insta. Taki raczej szeroki, acz ładnie wyokrąglony, z wieczkiem na metalowy zatrzask. Idealny do weków, albo nawet do zasadzenia lasu. I tak sobie w nim siedzę zadowolona z życia. Jest na tyle szeroko, że nie obijam się o ścianki, na tyle wysoko, że bez problemu pomacham rękoma. Czysty jest, świat widać. I skutecznie od tego świata odradza. Nie mówię, że od wszystkiego - nie jesteśmy przecież słoikami w piwnicy. Po prostu nie wszystko ma dostęp.

Czy nie macie tak, że nie robicie czegoś z zasady?

Ja mam problem z komentarzami w Internecie. Nie piszę ich, bo... W sumie dlaczego? Bo łatwo mi żyć nie konfrontując się z innym mikrokosmosem. Czy to dobrze? Myślę, że czasem tak, szczególnie kiedy odpuszczam sobie nic nie wynoszącą pyskówkę. Nie zmieniam się w trolla, nie sieję popłochu w Hogwarcie - generalnie na plus. Z drugiej strony bez napływu świeżej wody bylibyśmy zastałym bajorkiem samozadowolenia. Więc, hej, namieszajmy! Lepsze jest wrogiem dobrego :p

Co robić: działać, nie działać? - oto jest pytanie! Kłopot w tym, że sama istota problemu leży gdzie indziej. Dokładnie: gdzieś w zakamarkach mojego umysłu, w którym na wstępie założyłam, że powinna być jakaś akcja-reakcja, a później nadpisałam ciąg dalszy i już arbitralnie wiem, że tej reakcji nie ma. Ergo, nie ma sensu się wywnętrzać.

Czy kogoś ten mój czysto hipotetyczny komentarz rzeczywiście obejdzie? Nie wiem. Może. Może nie. Chodzi o to, że sama sobie włączyłam hamulec. Zakręciłam się w świecie własnych wyobrażeń.

Za szybą jest wygodnie, ale na dłuższą metę dość samotnie. Nie ma co od razu łapać za młotek i rozbijać słoika. Często to miłe miejsce (patrz: mój). No i granice się zdecydowanie przydają. Czasem po prostu wystarczy uchylić wieczko :)

W tym momencie przyznaję się od razu, że ja w pełnej spiżarni umarłabym z głodu - cholernie ciężko jest poradzić sobie z siłą pasteryzacji. Wiec fajnie, że są ludzie, którzy potrafią ją okiełznać. Albo wiedzą, gdzie leży otwieracz :)

Fot. Demotywatory.pl


Komentarze

  1. Tę drugą część sobie przemyślę, a do tej pierwszej bezzwłocznie się ustosunkuję: zawsze odczuwałam sympatię do ludzi, którzy mnie karmią. Ostatnio narzeczony koleżanki zrobił dla mnie kanapki i nagle zrozumiałam, czemu stał się narzeczonym - przecież to taki dobry człowiek! Kanapki robi! Głodnego karmi!
    Poza tym rzodkiewek jeszcze nie kisiłam, w ogóle kiszonek raczej nie lubię, ale ostatnio przekonałam się do kiszonego czosnku, nawet udało mnie się takowy poczynić (aż się zdziwiłam, że wyszło - w sensie dobrze, a nie że uciekło ze słoika). Puenty nie ma, chciałam tylko powiedzieć, że kiszony czosnek jest fajny, bo może jesteś tak skupiona na rzodkiewkach, że nie wiesz.
    No.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to kocham internety - z drugiego końca świata mówisz mi o kiszonym czosnku <3 oczywiście, że w życiu o nim nie słyszałam :D
      Btw, to zdecydowanie musi być dobry człowiek ;) Przez żołądek do jelita, ale zawsze przez serce :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Ramen z przypałem