Posty

Nika – connecting people

Obraz
Jestem jak Nokia. Bynajmniej nie z powodu twardej obudowy i niezwykłej żywotności, ale okazuje się, że wspaniale łączę ludzi. Wiem, wiem, żarcik dla dinozaurów, które w ogóle wiedzą co to jest Nokia i jak się gra w węża.  Dzisiejsza opowieść to historia dla sentymentalnych. Jesteście ciekawi? To zaczynamy!  ***  Wszystko zaczęło się 19 lat temu. Mentalnie nadal mam 26 lat (góra!), więc trzymanie się chronologii wydarzeń dużo mnie kosztuje. 19 lat temu też był październik, a to oznaczało, że klasa I C z Liceum Ogólnokształcącego im. Pewnego Ważnego Żołnierza miała już za sobą miesiąc nauki.  Jak to zwykle bywa, w klasie porobiły się grupy i podgrupki, ale mimo tego więcej ich łączyło niż dzieliło. Może wtedy jeszcze nie zadawali sobie z tego sprawy, bo kto mając 16 lat zwraca na takie rzeczy uwagę, ale byli życzliwi i lubiący życie. Lubiący siebie nawzajem, radośni i pełni wiary w możliwości.  W końcu to pokolenie milenialsów, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wierzyli, że nauka zapew

Endorfinowa kąpiel mózgu

Obraz
Zastanawiałam się ostatnio co takiego jest w filmach i książkach, że potrafią pochłonąć człowieka. Dobra, mnie pochłaniają. Zupełnie inaczej niż teatr, który przecież ubóstwiam. Tak sobie to rozkładałam na atomy, aż doszłam do wniosku, że wszystko kręci się wokół bohatera i odrobinkę zahacza o akcję. Nie wierzycie? W teatrze ośrodek ciężkości koncentruje się na problemie. Sztuka jest w dużej mierze oparta na wyobrażeniach. Wiadomo, że scena ma pewne ograniczenia przestrzenne, a i budżet spektaklu z reguły nie jest zbyt powalający. Gdy wybrzmiewa trzeci dzwonek i gasną światła zaczyna się magia, bo nagle zamiast gołych desek widzimy zamki, drapacze chmur, odległe galaktyki. Farsa, oparta na prostych gagach, nie wymaga wiele od widza. Co innego dramat – on często wbija w fotel, ale efekty specjalne są tam sprawą drugorzędną. Nie ma też znaczenia czy to monodram, czy przedstawienie na 20-osobową obsadę. Teatr rządzi się innymi prawami. Jego zadaniem jest dotknąć czegoś w duszy, co będ

Wieczór gier

Obraz
Od pewnego czasu umawiamy się z przyjaciółmi na planszówki. To jedna z moich ulubionych tradycji. Najpierw wygibasy przy ustalaniu terminu, potem wykłócanie się o wybór gry i płacz, że nikt nie chce przerżnąć ze mną w Scrabble, półgodzinne deliberowanie w sklepie nad tym, które żelki przynieść. Przygotowania są super. Sobotni wieczór zaczęliśmy od plot, drinków i prób pogłaskania kota, który miał nas centralnie pod ogonem. Można było kici-kiciać do upadłego.   Człowieki mają jednak swoją dumę i po dotkliwym zranieniu przez puchatą kulkę wróciliśmy do swoich zajęć. Trzeba było obgadać możliwości wyjazdu na Sylwestra i przejechać się po nowych serialach z uniwersum Star Wars. Do wyboru planszówki jeszcze nie doszliśmy. Byliśmy jednak w trakcie miłego przeglądu repertuaru kinowego, gdy zadzwonił domofon i wyrwał nas z naszej bańki. Zbliżała się 22.00, nikt nie zamawiał jedzenia, wszyscy zaproszeni już byli, więc o co chodzi? Okazało się , że pękła rura w piwnicy i chłopcy na 5 piętro wno

Aktualizacja

Obraz
Jak często aktualizujecie swoje smartfony? Mam wrażenie, że co chwila dostaję powiadomienie o nowej wersji kolejnej aplikacji. Kiedyś ignorowałam je z premedytacją, ale telefon odmówił współpracy i musiałam na cito ściągać wszystko czego żądał system. Niezwykle frustrujące doświadczenie, bo nie lubię, gdy ktoś coś mi każe. Jeszcze gorzej, gdy to jest rzecz. Obiekt nieożywiony i wbrew pozorom wcale nie taki smart. Niech pierwszy rzuci komórką ten, któremu słownik nie poprawił sensu zdania tak bardzo, że jedynym honorowym rozwiązaniem byłaby zmiana nazwiska i wyprowadzka do Azji. Ale skoro już jesteśmy przy aktualizacji… Kiedy ostatnio robiliście ją sobie i bliskim? No już, szybko, róbcie rachunek sumienia! Tydzień temu? Miesiąc? Rok? 10 lat? A może nigdy? Założę się, że znacznie częściej uaktualniacie oprogramowanie elektronicznych sprzętów niż to, od którego zależą relacje z innymi i samym sobą. Nie będę jednak rozdzierać szat, bo wcale nie odbiegam od średniej w tym zakresie. Te

Słowiczy papierek lakmusowy

Obraz
Słowik to wredny sadysta. Kląska rano i wieczorem, nie dając spać ani rannym ptaszkom, ani sowom. Drze się jak opętany, wyśpiewując tilulilu, którego nikt nie rozumie. *** Słowik to artysta, który daje z siebie to co najlepsze. Obdziela świat pięknem swojej muzyki, nawet jeśli nie do końca ten świat go rozumie. Kląska rankiem i wieczorem, by każdy mógł posłuchać jego śpiewu – nieważne czy chodzi spać z kurami, czy mruży oczy dopiero o świcie. *** Ta sama sytuacja może być różnie widziana. Patrzymy przez pryzmat swojego serca. Jeśli jest zatrute zgorzknieniem to i obraz świata będzie wypaczony. Będzie coraz więcej burych plam, coraz mniej barw. Nasze poglądy na ludzi i sprawy będą się radykalizowały. Pojawi się to potwornie mocne „nigdy” i nieuznające kompromisu „zawsze”. Sama się mentalnie krzywię na tę radosną do szpiku kości Pollyannę, którą usiłuję tu przedstawić. Nie brykam jak kucyk z Doliny Tęczy przez cały czas i nie rżę radośnie. Odstawiam czasem takiego ponuraka, że

Czas nie liczy godzin i lat

Obraz
Na studniówce puścili nam piosenkę Maryli Rodowicz: Ale to już było i nie wróci więcej – I choć tyle się zdarzyło To do przodu wciąż wyrywa głupie serce. Ale to już było, znikło gdzieś za nami – Choć w papierach lat przybyło To naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami. Nie ma co, idealny kawałek na twój pierwszy bal w życiu (nie licząc kinderbali ofc). Sto dni, matura, część na studia, część do wojska, część do pracy. Dziecko, drugie dziecko, pies. Składki do ZUS-u i daniny dla banku. Wybieranie kafelek i ulubiony palnik na kuchence, a potem to już tylko gastroskopia, leki na nadciśnienie i wymienianie się numerami do lekarza. Tylko pamiętajcie, wciąż jesteście tacy sami! No dobra, koniec demonizacji – piosenka sama w sobie nie jest zła. Może bliżej mi do Andrzeja Rybińskiego, by śpiewać, że „odmierzam świat nie używając dat”, ale byłoby potwornie gdybym miała powiedzieć, że jestem taka sama jak wtedy, gdy kończyłam liceum. Tak się cieszę, że jestem już dużo dalej! Uwielbiałam mo

Nadmiar

Obraz
Ciekawa rzecz z tym nadmiarem - to przecież taki gratis od losu. Powinniśmy się cieszyć. Dostajesz wyjątkowo bujne włosy i nigdy nie grozi ci łysina. Chyba, że przypominasz wilkołaka w pełni, a golarka łamie się po pierwszym pociągnięciu... Wtedy to już przesyt. Klęska urodzaju. To też paradoks, prawda? Jak może być za dużo czereśni? Zboża? Kokosanek? A nie, wróć, to akurat nie najlepszy przykład. Myślę jednak, że wiecie o co mi chodzi. Są takie dobra, które mogą nas przeciążyć i przytłoczyć. Na przykład nadmiar troski, który sprawia, że Kotek zostaje zagłaskany na śmierć. Albo nadmierna ambicja, niepozwalająca zwolnić tempa. Głupio byłoby zostać przed 30-tką prezesem Bardzo Ważnego Koncernu i mieć to wyryte w epitafium. Bywa też tak, że do sensu nadmiaru trzeba się dokopać. Trzeba przewalić hałdę wyobrażeń, społecznych kalek, a nawet własnych doświadczeń. Nie jest to proste, ani przyjemne, ale głęboko wierzę, że potrzebne każdemu z nas. Jestem przekonana, że nic nie dzieje się bez prz