Posty

Słowiczy papierek lakmusowy

Obraz
Słowik to wredny sadysta. Kląska rano i wieczorem, nie dając spać ani rannym ptaszkom, ani sowom. Drze się jak opętany, wyśpiewując tilulilu, którego nikt nie rozumie. *** Słowik to artysta, który daje z siebie to co najlepsze. Obdziela świat pięknem swojej muzyki, nawet jeśli nie do końca ten świat go rozumie. Kląska rankiem i wieczorem, by każdy mógł posłuchać jego śpiewu – nieważne czy chodzi spać z kurami, czy mruży oczy dopiero o świcie. *** Ta sama sytuacja może być różnie widziana. Patrzymy przez pryzmat swojego serca. Jeśli jest zatrute zgorzknieniem to i obraz świata będzie wypaczony. Będzie coraz więcej burych plam, coraz mniej barw. Nasze poglądy na ludzi i sprawy będą się radykalizowały. Pojawi się to potwornie mocne „nigdy” i nieuznające kompromisu „zawsze”. Sama się mentalnie krzywię na tę radosną do szpiku kości Pollyannę, którą usiłuję tu przedstawić. Nie brykam jak kucyk z Doliny Tęczy przez cały czas i nie rżę radośnie. Odstawiam czasem takiego ponuraka, że

Czas nie liczy godzin i lat

Obraz
Na studniówce puścili nam piosenkę Maryli Rodowicz: Ale to już było i nie wróci więcej – I choć tyle się zdarzyło To do przodu wciąż wyrywa głupie serce. Ale to już było, znikło gdzieś za nami – Choć w papierach lat przybyło To naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami. Nie ma co, idealny kawałek na twój pierwszy bal w życiu (nie licząc kinderbali ofc). Sto dni, matura, część na studia, część do wojska, część do pracy. Dziecko, drugie dziecko, pies. Składki do ZUS-u i daniny dla banku. Wybieranie kafelek i ulubiony palnik na kuchence, a potem to już tylko gastroskopia, leki na nadciśnienie i wymienianie się numerami do lekarza. Tylko pamiętajcie, wciąż jesteście tacy sami! No dobra, koniec demonizacji – piosenka sama w sobie nie jest zła. Może bliżej mi do Andrzeja Rybińskiego, by śpiewać, że „odmierzam świat nie używając dat”, ale byłoby potwornie gdybym miała powiedzieć, że jestem taka sama jak wtedy, gdy kończyłam liceum. Tak się cieszę, że jestem już dużo dalej! Uwielbiałam mo

Nadmiar

Obraz
Ciekawa rzecz z tym nadmiarem - to przecież taki gratis od losu. Powinniśmy się cieszyć. Dostajesz wyjątkowo bujne włosy i nigdy nie grozi ci łysina. Chyba, że przypominasz wilkołaka w pełni, a golarka łamie się po pierwszym pociągnięciu... Wtedy to już przesyt. Klęska urodzaju. To też paradoks, prawda? Jak może być za dużo czereśni? Zboża? Kokosanek? A nie, wróć, to akurat nie najlepszy przykład. Myślę jednak, że wiecie o co mi chodzi. Są takie dobra, które mogą nas przeciążyć i przytłoczyć. Na przykład nadmiar troski, który sprawia, że Kotek zostaje zagłaskany na śmierć. Albo nadmierna ambicja, niepozwalająca zwolnić tempa. Głupio byłoby zostać przed 30-tką prezesem Bardzo Ważnego Koncernu i mieć to wyryte w epitafium. Bywa też tak, że do sensu nadmiaru trzeba się dokopać. Trzeba przewalić hałdę wyobrażeń, społecznych kalek, a nawet własnych doświadczeń. Nie jest to proste, ani przyjemne, ale głęboko wierzę, że potrzebne każdemu z nas. Jestem przekonana, że nic nie dzieje się bez prz

Opowieść o WB

Obraz
W pewien zimny, wczesnowiosenny piątek X wpadła do knajpki wyglądając jak kot Schrödingera – trochę żywa, trochę martwa w środku. Bardziej martwa. Po 10 godzinach w kołchozie to nic nadzwyczajnego, ale teraz prócz zwyczajowego zmęczenia niósł ją też lodowaty i niedający się z niczym pomylić W.K.U.R.W. – Ta bladź wywaliła Margo – fuknęła, nim na dobre opadła na stołek. – Dziewczyna pracowała jak mrówka, znosiła jej humory i sprzeczne polecenia, a ona po prostu… Ugh…! – Pij – podsunęłam jej aperolka. Od tego ma się przyjaciół – a teraz na spokojnie mów o co chodzi. Margo to wasza sekretarka, tak? – Tak. A jej największą wadą i niewybaczalnym błędem jest to, że była sekretarką poprzedniego szefa. Paszczaku wróć! – jęknęła X. – Ta baba ma problem z ludźmi, samą sobą, a już największy z tym, że ktoś może kogoś zwyczajnie lubić. Nic nie mogła od Margo wyciągnąć na byłego szefa, więc skazała ją na banicję w najgorszy sposób. – To jej nie wywaliła? – Wywaliła, tylko w białych rękawic

Maj majem pogania

Obraz
O Bożenko, cóż to jest za maj 🔥 Zaczęło się ogniskiem u przyjaciółki, więc jak widzicie zaczynamy z wysokiego pułapu. Piękna pogoda, aperol, papryka z grilla i Queen grane na akordeonie. Czy można to przebić? Maj mówi: Spoko, potrzymaj mi piwo. Zaraz w pierwszy weekend pojechałam na ślub i wesele brata. Do tej pory nie wiem dlaczego nie płakałam, chociaż zawsze płaczę na ślubach. Pięknie było. Babcia zrobiła oczepiny już w kościele, bo elegancko nadepnęła na welon. Wiecie, że strój Panny Młodej ważył jakieś 20 kg? Prawdziwa siłaczka. W ogóle było cudownie, pogadałam z rodzinką, której nie widziałam od dawna (czasem aż wstyd mówić ile lat), potańczyłam. Tym razem Freddie Mercury nie śpiewał, ale co zrobić. Na szczęście na brak muzyki nie narzekam: dwa koncerty w tym miesiącu i to nawet nie juwenalia na krzywy ryj. Jazz i muzyka musicalowo-filmowa.  Naprawdę, chłonę kulturę jak kania deszcz. Bo przecież jak maj to i Warszawskie Spotkania Teatralne, mój ulubiony festiwal. Przy okazji, po

Wskrzeszeniomat – część trzecia

Obraz
To już ostatnia część opowiadania. Dajcie znać co o nim myślicie. I koniecznie powiedzcie, co chcielibyście wskrzesić :) Wskrzeszeniomat – część trzecia – Pani Ewo, proszę na słówko! – głos dyrektora brzmiał niczym odgłos paznokci przesuwanych po tablicy. – Słyszałem w pokoju nauczycielskim, jak opowiadała pani o jakimś łańcuchu dobrych uczynków . – Tak, panie dyrektorze, ale nie chodzi tylko o same dobre uczynki. Był już taki łańcuszek dobrych serc polegający na tym, że każdy, komu wyświadczono jakieś dobro miał odwdzięczyć się podając je dalej. Tu chodzi przede wszystkim o ciągłość pokoleń. Każdy ma jakieś wspomnienie związane z babcią, dziadkiem, miłą sąsiadką albo nawet ukochanym pisarzem. Czy nie byłoby wspaniale, żeby kultywować ich dobre nawyki? – Hmm, tradycja, powiada pani…– dyrektor zrobił zamyśloną minę. – Myślę, ze możemy się na to zgodzić. Proszę przeprowadzić taki… echem… eksperyment. – Dyrektor wyraźnie nie lubił tego słowa. – Na początek niech zaangażuje pani

Wskrzeszeniomat – część druga

Obraz
Boże, jak się cieszę, z tych króciutkich wskrzeszeń... Nucę to obsesyjnie od kilku dni ;) Podobała się Wam pierwsza część opowieści o Ewie, Kamili i ich planie?  Wskrzeszeniomat – część druga Wszystko jest jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić. Zapamiętane drobne gesty miały sens właśnie dlatego, że były skierowane do konkretnego człowieka. Cały mikrokosmos słów, czułych przytulasków, ulubionych potraw i hermetycznych żartów był oparty na jednym – na miłości do bliskich.  Przez cały następny dzień Kamila usiłowała przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów z dzieciństwa. Jej dziadkowie byli zwykłymi ludźmi i poza cukierkowymi niespodziankami nie wyróżniali się niczym szczególnym. Dziadek Tomek lubił łowić ryby, które babcia z poświęceniem przyrządzała na tysiące sposobów, ale Kamila na samą myśl o wypatroszeniu hipotetycznej płotki miała całkiem realne dreszcze.  Postanowiła w końcu, że zrobi przegląd szaf i odda część potrzebującym. W rodzinnie mamy robiono tak co roku i wydawało jej s