Proste równoległe
X i ja jesteśmy jak pociągi przemieszczające się po równoległych torach. Widzimy się, trąbimy do siebie uprzejmie, a co jakiś czas zajeżdżamy na stację Kawa i Ciasteczko, żeby obgadać życie. Przyjaźnimy się od lat i tak się dziwnie składa, że jesteśmy jak zdjęcie i negatyw.
W moim świecie z lekkich obłoczków sypie się brokat, w jej –
ewentualnie – nie pluje żabami. Co dziwniejsze, dopadają nas podobne sytuacje w
mniej więcej tym samym czasie. Czy to zmiana pracy, czy nowy związek. Kiedyś
nawet niezależnie od siebie skręciłyśmy kostki. Jak to nie był jakiś karmiczny
znak, to już nie wiem co może to przebić.
Logicznym było, że skoro ja zaczęłam unosić się na fali
zachwytu nad mózgiem i muskułami pewnego faceta, X musiała wpaść w podobny
kompot. Kłopot w tym, że ona nie robi tam za śliwkę. Raczej za świderki od
miksera. Na pełnych obrotach.
– Więc mówisz, że go rzucisz, bo nie masz się do czego
przypieprzyć – podsumowałam długi wywód X o tym, że gość ładnie pachnie, ładnie
wygląda i ciekawie prowadzi rozmowę.
– Nie… Po prostu czuję, że coś walnie. Jest za dobrze. Nigdy
nie jest tak dobrze. A już na pewno nie na początku.
– Zwłaszcza na początku jest dobrze. Potem poznajesz
wszystkie wady i albo wóz, albo przewóz.
– No właśnie! I jak on już pozna moje wady, to wtedy
wszystko się sypnie i zostanie tylko żal, że zmarnowałam mu czas – jęczała X.
Jak na dziewczynę z pewnością siebie, która w kwestiach
zawodowych zahacza wręcz o arogancję, w życiu prywatnym X jest jak szczeniaczek
z miękkim brzuszkiem. Tylko nie tak rozkoszny i obśliniony.
– Rozumienie Excela jest pewną wadą w cywilizowanym świecie
humanistów, ale da się z tym żyć… – zaczęłam, uchylając się zgrabnie przed
nadlatującą poduszką. Nawet wina nie wylałam, ha! – … jak mówiłam, da się żyć,
więc nie świruj. Każdy ma odchyły. Twoje nie są takie najgorsze. Wliczając
chorobliwy pedantyzm.
– To wcale nie jest pedantyzm, po prostu nie lubię bałaganu –
zaperzyła się X. Ok, ok, nie oceniam, ale to nie ja o 1 w nocy szorowałam
łazienkę. Jednak biorąc rzecz całkowicie na serio, każdy z nas ma jakieś mroczne
zakątki, które boi się pokazać światu. To co zostało powiedziane przy prosecco,
zostaje zamknięte w butelce i nie powiem wam czym dokładnie martwiła się X.
Nie jest to jednak nic co mogłoby przekreślić zdrowy związek,
o ile obie strony będą zainteresowane, by go podtrzymać. Są rzeczy wielkiego
kalibru jak wiara, wyznawane wartości, choroby, uzależnienia, stosunek do pieniędzy,
rodziny czy wykształcenia, które trzeba obgadać, by iść dalej. Pytanie tylko
czy trzeba to robić zaraz na pierwszych randkach?
Mam wrażenie, że w dzisiejszym świecie jesteśmy nastawieni
na szybkość i daliśmy się porwać lękowi przed podjęciem złej decyzji i zamknięciu
innych (w domyśle: lepszych) ścieżek. Randki nie służą już poznawaniu się, a
zaczynają przypominać rozmowy kwalifikacyjne. Mnie to przeraża. Wcale nie chcę
opowiadać obcemu człowiekowi o tym, co jest dla mnie najbardziej intymne.
Potrzebuję czasu, by móc się przed kimś otworzyć i w naturalny sposób wchodzić
na kolejne etapy.
Można perfekcyjnie wstrzelić się w klucz odpowiedzi z
formularza Idealnego Kandydata, ale nie sprawdzić się w życiu. Można wyobrażać
sobie życie w jakiejś formie, a gdy przyjdzie co do czego, zachować się zupełnie
inaczej.
Przyjaźń rodzi się długo, tak samo jest z miłością. Potrzeba
stopniowego zanurzania się w relacji, kilku przystanków na kawę i pogaduchy,
kilku obnażających nas kłótni. Zdjęcie maski jest bardzo trudne – przyzwyczailiśmy
się do tego, by pokazywać światu twarz przefiltrowaną przez Photoshopa.
Mogę podśmiewać się z X, bo chwilę wcześniej ona gasiła mój
atak paniki. Też zaczęłam zamartwiać się niepotrzebnie i kalkulować. A przecież
wszyscy jesteśmy pociągami, które docelowo chcą dojechać do bezpiecznej
parowozowni – dostać przytulaska, buziaczka w czoło, pogadać o tym co się
widziało po drodze. Możemy całe życie spędzić jak dwie proste równoległe, które
nie przetną się, nie przygarną. Bez zbudowania więzi będziemy się ciągle mijać,
nawet mieszkając w jednym domu. Nie o to chodzi.
A wiec: semafor podniósł dłoń – czas ruszać ku przygodzie. Na
luzie i w swoim tempie.
Fot. Claudio Schwarz / Unsplash |
Ku przygodzie! To zawsze dobry pomysł na życie!
OdpowiedzUsuń❤️
UsuńSzybkość to już chyba choroba cywlizacyjna naszych czasów. Wszystko chcemy szybko. To jest przerażające.
OdpowiedzUsuńTak, teraz się nie czeka. Nawet serial chcemy mieć w całości, bo czekanie tydzień na kolejny odcinek jest czymś niewyobrażalnym. A co mówić o całej reszcie
UsuńW takim razie mam nadzieję, że Wasze drogi będą się często przecinać.
OdpowiedzUsuń☺️
UsuńCiekawie :) Niech się dzieje :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJak dla mnie te rzeczy dużego kalibru właśnie powinny być obgadane na pierwszych randkach. Jeśli, oczywiście, chodzi nam o coś więcej poza cieszeniem się własnym towarzystwem. Po co tracić czas na człowieka, z którym nam nie po drodze? Można się do niego jakoś przywiązać przez te kilka (spotkań) i potem cierpieć, kiedy się dowiemy, że ma zupełnie inne poglądy na coś dla nas niezmiernie ważne.
OdpowiedzUsuńAle co człowiek to opinia. Może fajnie po prostu pobyć sobie z kimś jakiś czas bez snucia planów wspólnej starości :)
Każdy dorasta w innym tempie i czego innego potrzebuje. U mnie chwilowo jest rytm słów - zwłaszcza w relacjach 😉 wszystko wyjdzie w praniu, ale dobrze jest pocieszyć się wspólną herbatą bez układania planów na życie. Na to też przyjdzie czas.
UsuńAle tak jak mówisz - ile ludzi, tyle opinii ☺️
Hejka. Piękny tekst. Fajnie mieć taką X. Jeszcze fajnie Tego odkrywanego. Humaniści widzą proste równoległe, wspólne stacje. Życzę jednak Wam prostych przecinających się. Najlepiej o punkcie wspólnym - miłość. Rodzi się ona zaraz po zauroczeniu. Jestem pewna, że te porównania do kolejnictwa, są w genach. Życzę jak nadłuższych podróży, ze spotkaniami w Warsie, korytarzu, przedziale, kuszetce. Życie to jak kołej transsyberjska, jak tylko wytrwamy to dojedziemy do samego Władywostoku. Teraz to nie trendy, ale wybaczcie porównanie, starą szkoła. MK
OdpowiedzUsuńHeh, fakt, kierunek raczej średni, ale co do długości trasy - jestem za 😊 btw, podobno najdłuższa trasa kolejowa obecnie to relacja Portugalia-Singapur!
UsuńNie uwierzysz, ale OTO JESTEM!
OdpowiedzUsuńKonkretnie dwa zdania przykuły w tym tekście moją uwagę.
Szorowanie łazienki o 1 w nocy oraz czas, który człowiek potrzebuje by znaleźć przyjaciela, przyszłego męża, a może i wroga :D
W tym pierwszym przypadku, może X się nudziła? Nie wiesz tego xDD ja do osób pedantycznych Z PEWNOŚCIĄ nie należę, ale muszę przyznać, że zdarzyło mi się myć okna po północy. :D Lub przestawiać meble o 3 nad ranem. To na prawdę jest możliwe! :D
Jeśli chodzi o drugie, to chyba mam podobnie. Niestety wydaje mi się, że często kupuję bilet do stacji "Przyjaźń" i albo wysiadam o kilka stacji za wcześnie, albo się na takowy termin spóźniam. Ostatnio miałam sytuację, że chyba miałam zamiar wysiąść nieco za wcześnie... Nazwijmy ją "Y" :)
Pisałam z nią na messengerze, bo siłą rzeczy mieszka w innym województwie i jakoś tak chyba odpisywałam jej monosylabami. Nie spodziewałam się jednak, że padnie pytanie czy coś zrobiła źle, że jestem taka... oschła i jakbym pisała z nią na siłę. Cóż... wyszło wtedy szydło z worka i cały. Dosłownie CAŁY ROK moich czarnych myśli odnośnie mojego zdrowia... Od tamtego momentu piszę z nią regularnie, tak jakbyśmy poznały się znowu na nowo te 10 lat temu na blogu. Tak jak ja z Tobą, a raczej Ty ze mną :D Byłam u niej na Sylwestra, aczkolwiek wiązało się to z ogromnym przekonaniem siebie, że wszystko będzie ok itd.
I tak sobie czasem myślę, że mam mniej więcej jeszcze trzy osoby, które może czekają aż pociąg przyjedzie na ich stację i wysiądę ze swoją niebieską walizką. Tyle, że nie wiem czy będą chciały mnie przenocować więc trzymam się poręczy tuż przy wyjściu i trzymam palec blisko czerwonego guziczka..
Dobra, powiedzmy, że argument z łazienką jakoś do mnie trafia. Ledwo, ale niech będzie 😜
UsuńA co do tej niebieskiej walizki - zaczęłaś się już może pakować na koncert? 🤩
Nie da się wszystkiego wykalkulować, nie da się dobrać idealnie. 3 i pół roku po ślubie z mężem nadal się poznajemy. Ciągle się czymś zaskakujemy, czasem pozytywnie, czasem negatywnie. Tak jest w wielu związkach, czasem to kwitnie i związek się rozwija, czasem coś pęknie i się rozpada. Jakoś nie wyobrażam sobie, że można tego uniknąć. Miałam znajomą, która też odrzucała od początku kandydata, gdy jedna mała rzecz mogła spowodować, że ten związek się nie uda. Nie miała czasu próbować, bała się zranienia. Ja myślę, że nie zazna prawdziwej miłości ten, kto nie był zraniony. Życie idealne byłoby nudne.
OdpowiedzUsuńDokładnie - też mam wrażenie, że żadna relacja nie będzie pełna, jeśli się nie zahaczymy. Tak jak róże - wszyscy mamy kolce. Ważne by nie kłuć z premedytacją. Ludzie sprawiają ból, ale i są źródłem szczęścia, zwłaszcza ci, których kochany 🥰
UsuńZnowu się z Tobą zgadzam. Deklaracja poważnego związku przed motylami w brzuchu, to porażka. Szybkie tempo również. Na wszystko jest czas i miejsce.:)
OdpowiedzUsuńA co nagle, to po diable 😜
Usuńsamo życie, świetnie to opisałaś , znakomicie się czyta ...
OdpowiedzUsuńDziękuję!☺️
Usuń