Syn koleżanki matki

Każdy z nas zna takiego Łukasza, Adriana albo Madzię – dziecko idealne. 

W przedszkolu składa origami, podczas gdy inni wciskają plastelinę do nosa. W pierwszej klasie robi perfekcyjne szlaczki, aż dziwne, że spece od wzornictwa nie biją się o nie. Przecież to gotowy materiał na tapetę, czy inne zasłonki. A potem już leci: olimpiady, konkursy, szóstki z niezapowiedzianych kartkówek. Żeby chociaż to była jakaś łamaga, ale nie – SKS-y, baseny, tenis po godzinach. Do tego skrzypce i kółko plastyczne. Zawsze mówi dzień dobry, pomaga nosić zakupy starszym sąsiadkom, czapkę nosi. Nie pyskuje. Nie pali, nie pije, a chodzi i żyje.

O jeżu, jakie to wnerwiające typy…

Oni nie słyszą, że oceny mogłyby być lepsze, albo, że syn Beatki to w życiu się tak nie odezwał. Nawet mi ich trochę żal, bo co te zdolne dzieci winne, że obca matka nimi w oczy swoje dzieci kole.

– Ale przecież ciebie nigdy nie kłuli, bo z tego co pamiętam miałaś średnią prawie 7.0.

– Nie 7.0, a 5.28 – prychnęła X. No tak, zapomniałam, że precyzja w liczbach to rzecz święta. Ale błagam, kto normalny ma takie oceny?

– W dorosłym życiu jest jeszcze gorzej. Siedzisz sobie w swoim kokonie z koca, scrollujesz internet, a tam co? Midas normalnie. Czego nie dotknie, to mu się w złoto zamienia. Awans – ależ tak. Wolne miejsce na zatłoczonym parkingu? Owszem. Promocja w obuwniczym? Pewnie. Myślałam, że tacy ludzie nie istnieją!

Jakie to słodkie – płatek śniegu odkrył, że nie jest jedyny.

– X, ogarnij się! To ty byłaś „córką koleżanki matki”. All time. X to, X tamto. Gdybym cię nie kochała, musiałabym nasypać ci środka przeczyszczającego do soku i to już jakieś 20 lat temu.

Trafiła kosa na kamień i wszystkie utarte schematy wzięły w łeb. Teraz tańcują wokół siebie i zastanawiają, bo przy całej inteligencji i dobrym serduszku, ni cholery nie ogarniają, że świat nie jest zero-jedynkowy. Zawsze może przyjść zaskoczenie w postaci lustra, zwielokrotniającego zalety, ale i wady. Czasem dopiero przeglądając się w czyichś oczach widzimy, jacy jesteśmy. Dlatego potrzeba nam innych ludzi. Niekoniecznie dzikich tabunów, nawet nie muszą być tak skrajnie różni od nas. Podobieństwa – tak jak i przeciwieństwa – potrafią nas przyciągnąć, odepchnąć i zrobić wirówkę w mózgu. 

***

Trochę mi zajęło zanim doszłam do takich wniosków. Zwykle doskonale bawię się sama ze sobą. Mam całe mnóstwo pokrewnych dusz, głównie w wersji papierowej, ale w filmowej też się zdarzają. Czy naprawdę aż tak bardzo potrzebni są mi w życiorysie inni ludzie? Tak, są i to bardzo. Jedni są do mnie obrzydliwie podobni, inni rzucają się z radością na rzeczy dla mnie niedostępne, ale każdy mnie czegoś uczy i ma swoją szufladkę w moim sercu.

A skoro jesteśmy przy sercu – dziś są Walentynki! Mnóstwa miłości wam życzę <3 

Fot. Alexander Gray / Unsplash


Komentarze

  1. Wale drinki, wale w tynki, Walentynki. Od koloru do wyboru :D

    OdpowiedzUsuń
  2. W podstawówce ja byłam takim dzieckiem, a chwaląca się mną mama wkurzała nawet mnie :D Dziś lubię przyglądać się ludziom, którym się w życiu udaje i którzy osiągają sukcesy ciężką pracą. Oczywiście, zazdroszczę im, ale wiem, za czym stoi ich sukces. Gdybym nie była takim leniem, pewnie by mnie motywowali, a tak to tylko gapię się na ich życie... ;)

    Dużo miłości - szeroko rozumianej. Dziś i przez cały rok! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w kolejnych latach też :) Ja tam lubiłam, gdy mnie chwalili - takie mentalne głaski dobrze robią na psychę ;) W sumie do tej pory lubię :D A motywacja...powiedzmy, że jak ma być to będzie ;)

      Usuń
  3. Fajnie jest być takim zdolnym, do tego dobrze wychowanym. Mnie nie denerwują ich matki, też pękałam z dumy, kiedy moje córki zdobywały sukcesy. Teraz wiem, że dają radę w tym świecie i nie muszę się o to martwić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak! I naprawdę bardzo trzymam kciuki za to, żeby te zdolne dzieci przerodziły się w szczęśliwych, spełnionych dorosłych.
      Ale czy stawianie dziecku innego dziecka za wzór, kiedykolwiek zdało egzamin? :) Wydaje mi się, że bardziej rodzi to opór i niechęć, niż pragnienie doskoczenia do czyjejś poprzeczki. Każdy ma swoją ;)

      Usuń
  4. Czsamia tacy ludzie w dorosłym życiu już sobie tak dobrze nie radzą. Dużo miłości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niektórzy faktycznie są mega zdolni i idą przez nie jak burza :) Zależy od ludzi. Nie zazdroszczę im, ani się nie użalam - każdy z nas ma swój kawałek ogródka do ogarniania. A że niektórzy mają lepszą rękę do kwiatów, a inni trafili na mniej urodzajną glebę... no cóż, tak wyszło, ale wszędzie coś może zakwitnąć ;)

      Usuń
  5. Zawsze byłam dumna z osiągnięć moich dzieci, lubię to uczucie i tego się nie wstydzę. Izabela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego byś miała? Twoje dzieci, twoja duma :) I super. Gorzej by było jakbyś je torpedowała na każdym kroku i podcinała im skrzydła. Ale jeśli twoje słowa powtarzała jakaś inna matka swoim dzieciom, to one już tak tolerancyjnie nastawione nie były :P

      Usuń
  6. Kiedyś byłam przeciętna, ale bardzo odstawałam od innych i nigdy nie chciałam ich naśladować w niczym , zazdrościłam tylko zdolności, bo mnie nauka nie przychodziła tak łatwo i musiałam nieźle się naharować, żeby coś załapać. Dlatego dziecko motywowałam i chwaliłam wszystkie sukcesy . Na razie też jest przeciętny, bo oceny nie mają znaczenia , ale myślę, że w życiu jest szczęśliwy i o to chodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę - człowiek ma być dobry, spełniony i szczęśliwy, a nie zdobywać piątki od góry do dołu. Jak je ma to fajnie, ale jak nie ma, to w niczym go to nie przekreśla :)

      Usuń
  7. Ludzie, którzy mają być tak idealni często nie radzą sobie w późniejszym życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie się plecie. Chyba najgorzej jest wtedy, gdy człowiek jest dobry ze wszystkiego, ale nic go nie pasjonuje. Wtedy poczucie wyboru może być złudne. Ale ile ludzi, tyle historii :)

      Usuń
  8. Doskonale wiem, co czuje takie wychwalane przez mamę dziecko. Byłam przez długi czas taką "wzorową córeczką pani dyrektor". Wiele wysiłku kosztowało mnie pozbycie się tej etykietki w życiu dorosłym. Po tych doświadczeniach wiem, że trzeba być ostrożnym. Swojego syna chwaliłam i chwalę nadal, podkreślając że jestem z niego i z tego, co osiągnął, bardzo dumna. Ale jeśli jest taka potrzeba to potrafię mu wskazać błędy i zwrócić uwagę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Umiarkowanie w jedzeniu człowieka

Oszlifowani

Boski pierwiastek