Okrutnik

To smutna historia, z wieloma płaszczyznami nieszczęścia. 

Zaczęło się od znalezienia na ulicy martwego mężczyzny. Był młody, nie miał na sobie śladów pobicia. Nic nie wskazywało na morderstwo. Przewieziono go do zakładu medycyny sądowej, pobrano krew. Toksykologia pokazała bardzo duże stężenie środków nasennych, szybko okazało się, że popełnił samobójstwo.

Dlaczego?

Miał żonę, małe dziecko, pracę. Brak długów, brak chorób przewlekłych. A jednak od lat był głęboko nieszczęśliwy. Miotał się sam z sobą, odchodził, wracał. Wreszcie odszedł całkiem. Biedny, nieszczęśliwy człowiek, którego przerosło życie. Wybrał drogę bez odwrotu, drogę tchórzy, którzy uciekają od rzeczywistości. 

Jednocześnie targnięcie się na życie, wymaga przekroczenia jakiejś granicy. Życie to świętość – mamy głęboko wpisany szacunek do niego. To podstawa naszej egzystencji. Mord jest sprzeniewierzeniem się naturze, samobójstwo w jakiś sposób budzi pogardę.

Wiem, czasem ludziom wydaje się, że to honorowe rozwiązanie. Inni myślą, że oszczędzają w ten sposób cierpień sobie i innym. W rzeczywistości każda śmierć dewastuje.

Nie zdiagnozowano żadnej choroby, która mogłaby usprawiedliwić zgon. Dziś przyjmuje się, że człowiek popełniający samobójstwo nie jest w pełni władz umysłowych. To jakoś racjonalizuje nieracjonalną decyzję. 

Ta śmierć była jak szrapnel. Nie wystarczyło „wylogowanie się z życia”. Odchodząc miał jeszcze potrzebę dokopania innym. Zostawił dziesiątki listów pełnych pretensji i żalu: Gdzie byliście przyjaciele? Dlaczego mi nie pomogliście? 

Chciałabym móc wyciągnąć go od tego mrocznego zakamarka umysłu, w którym się zaszył, odwrócić i pokazać to, co przeoczył.

Przyjaciele i rodzina byli blisko. Byli u niego w domu, rozmawiali z nim, pocieszali. Byli w swoich domach, kiedy przychodził. I otwierali mu drzwi. Nie raz i nie dwa biegali całe noce po mieście, szukając go, gdy wysyłał SMS-y pożegnalne. Byli w prośbach o pójście do psychiatry, w namiarach na terapeutów. Byli w czuwającej obecności, której nie chciał zauważyć.

I właśnie to wydaje mi się najokrutniejsze i najsmutniejsze. Był otoczony ludźmi, którzy na wszystkie sposoby starali mu się pomóc, ale nie widział ich. Zasklepił się na swoim nieszczęściu tak bardzo, że nie potrafił już przyjąć innego punktu widzenia. Umierał w poczuciu beznadziei, ale myślę, że miał też w sobie chichot satysfakcji z tego, że im wszystko „wygarnął”. 

Zostali ludzie zadający sobie pytanie czy zrobili wszystko co mogli. Zrobili. Gdy ktoś chce odejść nie powstrzyma go żadna siła. Pytanie tylko od czego ucieka? Co takiego dzieje się, że nie może sobie poradzić? 

Pójście do psychiatry to nie jest wstydliwy sekret, ale wyraz dbania o swoje zdrowie psychiczne. Pójście na terapię to nie jest „robienie z siebie wariata”, ale chęć zbadania i przepracowania bolączek, by żyć w świetle i radości. 

Nikt za nas nie przeżyje życia. Nikt nie ponosi odpowiedzialności za nasze decyzje. To my musimy zdecydować czy chcemy żyć i w jaki sposób. A później musimy do tego dążyć. Da się żyć szczęśliwie pomimo trudności. 

I tak jak chciałabym powiedzieć temu chłopakowi, że nie był sam, tak samo chciałabym powiedzieć jego bliskim: to nie wasza wina. Gdy tonął podsuwaliście koła ratunkowe, skakaliście na pomoc – to, że nie chciał jej przyjąć to już jego decyzja.

Fot. Narges PMS / Unsplash


Komentarze

  1. Niektórzy czasami po prostu nie chcą pomocy. Mają w sobie jakiś gen destrukcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wiem czy to jakaś skaza, ten gen destrukcji, o którym mówisz, czy jakaś ukryta choroba. Nie mam pojęcie...

      Usuń
  2. Był wesołym chłopcem. Mówił do mnie, ciociu będę żył intensywnie ale krótko. Syn mojej przyjaciółki. Tego dnia kupił ubrania, karmę dla królika, a w nocy odebrał sobie życie. Jego mama często zadawała i zadaje pytanie, dlaczego, czy to przez kogoś, dlaczego tego nie spostrzegła. Nieraz uśmiechnięty człowiek boryka się z problemami. Miłość, praca, zdrada a czasami poczucie samotności doprowadza do tragedii. I nasuwa się pytanie czy każdy z nas nie miał takich myśli. Szkoda, że tak mało jest prawdziwych fachowców, a w małych miejscowościach ich brak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, bardzo ciężko dostać się do psychiatry czy dobrego psychologa. Zwłaszcza na NFZ. Cieszę się, że coraz więcej jest możliwości, takich jak chociażby porady online. Zawsze tylko zostaje pytanie co zrobić, gdy ktoś nie chce z tej pomocy skorzystać... Szczerze współczuję Tobie i twojej Przyjaciółce.

      Usuń
  3. być może gość z nieznanych nam powodów podczas życia nie zaznał zbyt wiele przyjemności, więc postanowił przynajmniej przyjemnie umrzeć, mieć ten chwilowy błysk frajdy z iluzji, że innym dowalił?...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem. Obawiam się, że to raczej głęboka choroba, nieleczona, albo zwalczana w zły sposób.

      Usuń
  4. Choroba duszy jest najgorszą z chorób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... Dlatego tak często mówię o delikatności, bo nigdy nie wiadomo z czym człowiek się boryka.

      Usuń
  5. Smutna historia. Niestety, takich nie brakuje. Często nie zauważamy, że ktoś potrzebuje pomocy, bo te osoby nie chcą, żebyśmy to widzieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, choroby psychiczne świetnie się maskują...

      Usuń
  6. Nigdy nie będziemy wiedzieć, co tak naprawdę dzieje się w głowie człowieka, z czym się zmaga, a w konsekwencji dlaczego decyduje się na ostateczne samobójcze rozwiązanie. Często nie chcemy lub nie potrafimy dostrzec niemego wołania o pomoc. Izabela Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nawet jeśli umiemy dostrzec to z boku, to ten cierpiący człowiek musi chcieć przyjąć pomoc. Na siłę nic się nie zrobi.

      Usuń
  7. Takich ludzi trudno zrozumieć, co w nich siedzi? co mi bruździ w życiu, jest to przykre...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno zrozumieć, bo targnięcie na życie łamie wszystko to, co zapisane w człowieku. Myślę, że sami sobie ludzie często nie widzą dlaczego im tak źle....

      Usuń
  8. Kiedyś byłam przekonana, że to akt słabego charakteru, egoizm i tchórzostwo. Dziś uważam, że to skutek choroby, poważnego zaburzenia (chwilowego bądź trwającego dłużej), a cierpiącej na nie osobie nie da się wytłumaczyć, że świat jest piękny, a ona przesadza i powinna się ogarnąć. Mocne leki na początek, później terapia, profesjonalne wsparcie specjalisty, czasem ośrodek zamknięty. Niestety, nie zawsze się zdąży zauważyć, że w człowieku umiera dusza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Podpisuję się pod każdym słowem. Tak bardzo się cieszę, że teraz o chorobach psychicznych i ich leczeniu mówi się otwarcie, zdejmuje się ten stygmat wariata. Coraz więcej jest zaburzeń, lęków, dysfunkcji. Nie zawsze trzeba walić psychotropy i kaftan, ale naprawdę łatwiej jest żyć, gdy pójdzie się do specjalisty i otrzyma pomoc.

      Usuń
  9. Miotał się wyraźnie, może gdyby poszukał pomocy u specjalisty?
    A może to było mu pisane?
    Teraz nie dowiemy się...dziecka żal!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może... Nie wiem czy nie chciał, czy nie umiał, czy zraził się na jakimś etapie. Szkoda dziecka, żony, rodziców i wszystkich, którzy starali się zatrzymać tę ciemność, w której trwał. Mam nadzieję, że teraz już się sam z sobą nie męczy, a ci co zostali znajdą ukojenie.

      Usuń
  10. Nie wiem czy był chory na depresję, czy nie. Z Twoich słów wynika, że nie. Mimo wszystko to faktycznie okrutne, że wszyscy dookoła starali się mu pomóc, a on dość, że odebrał sobie życie, to jeszcze im "wygarnął" za niewinność, zostawiając ich w poczuciu, że coś przeoczyli ;/ Niejednokrotnie sama zastanawiałam się, co bym zrobiła, gdybym wiedziała, że zostało mi ileś tam czasu na tej ziemi. Cóż... oczywiście, że bym pisała... Dużo i dla każdego po trochu. Wyznałabym wszystko, co mi leżało na wątrobie, ale w głównej mierze wspominałabym. Wspominałabym wszystko co dobre, by ci ludzie wiedzieli, że nie byli liczbą na facebooku pasującą mi do statystyk, tylko kimś, kto jak mały puzelek gdzieś wśród tysiąca innych, wpasował się idealnie w moje życie, w pewien sposób je budując.

    Smutny ten Twój post dzisiaj... na taką radosną majówkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, na majówkę mam niespodziankę 😁 i będzie milsza, obiecuję 🥰

      Wiesz, tak sobie pomyślałam, że częściej musimy mówić to ludziom ile dla nas znaczą. Gdy umierali bliscy mi ludzie to właśnie tak wspominaliśmy - nawet drobiazgi. Ile było słońca w tych wspomnieniach... 😊 Trzeba mówić, trzeba pokazywać ludziom jak bardzo są ważni i ile dla nas znaczą.

      Usuń
  11. Ten temat nie jest mi obcy . Moj przyjaciel popełni samobójstwo . Po tym jak zerwała z nim po chamsku dziewczyny i zamiast przyjść z tym do mnie poszedł do kumpli , którzy go jeszcze bardziej poniżyli . Dowiedziałam się od jego mamy . Wiesz co boli że nie odezwał się do mnie bo wiem że wtedy by żył . Bo byłam jedyną osobą która mogła go zatrzymać . Sama też przeżyłam samobójstwo więc rozumiem obie strony .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro :(
      Nie umiem napisać nic, co mogłoby pocieszyć... Zawsze żal mi jest ludzi, którzy podejmują tak radykalny krok, ale jeszcze bardziej szkoda mi jest ich bliskich

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Wskrzeszeniomat – część druga