Lustereczko

Lustereczlo, powiedz przecie, po cóż żyję na tym świecie?


Najpiękniejsza nie jestem, więc nie ma czym sobie głowy zawracać. Chorego przerostu ambicji, niczym Zła Królowa też nie posiadam. Ani pociągu do kompulsywnego sprzątania chaty. Ani nawet fazy na szarlotkę, jeśli już zostajemy w konwencji.

Chciałabym jednak mieć takie magiczne lustro i zobaczyć siebie taką, jaką jestem w rzeczywistości. Poznać głębię swoich możliwości, wypunktować mocne i słabe strony, a przede wszystkim dowiedzieć się, które z nich istnieją, a które sobie wymyśliłam.

Chciałabym zobaczyć swoje powołanie. Każdy z nas jakieś ma, a śmiem twierdzić, że realizujemy je niezależnie od stopnia uświadomienia.
Oczywiście są te spektakularne powołania do zakonu, bycia nauczycielem albo pielęgniarką. Jakoś utarło się, że powołanie jest jak loch-decyzja, wchodzisz, klamka zapadła i nie próbuj się buntować. No i oczywiście to zawsze musi być coś wielkiego i radykalnego.

Myślę jednak, że to nie tak, a zawody i role społeczne to jedynie droga do wykonania powierzonego nam zadania. Droga, która czasem się zmienia i nie jest to niczym złym.

Załóżmy, że czyimś powołaniem jest uczenie. Naturalnie zaraz powiemy, że powinien zostać nauczycielem, ale równie dobrze może być ogrodnikiem i nieformalnym couchem dla połowy firmy. A może człowiek ma podnosić na duchu innych? To co, terapeuta? Twórca komedii? A może po prostu człowiek na tyle relacyjny, żeby dostrzegał obok siebie tych, którzy potrzebują wsparcia i umiał wyciągnąć do nich rękę.

Kiedyś spotkałam się ze stwierdzeniem, że każda kobieta jest powołana do tego, żeby dawać życie, ale nie każda musi być matką. I chyba coś w tym jest. Jeśli jest się zdrową jednostką, to życzy się światu dobrze. A to już podtrzymywanie życia w tych, którzy chwilowo chylą się ku ziemi, przeciążeni codziennością.

Lubię myśleć o tym, że życie ma głęboki sens. Że nasze miejsca urodzenia, nasze rodziny, znajomi, a nawet nasze imiona, sukcesy i porażki nie są wynikiem przypadku, ale budulcem, który ma nas wyposażyć na zmagania, które i tak przyjdą, prędzej czy później.

Może właśnie na tym polega życie - na odkrywaniu prawdziwego ja i tego, co mogę zrobić, by by ten świat rzeczywiście stał się najlepszym ze światów.

Ciekawe czy umierając będziemy mieli możliwość spojrzenia wstecz, zobaczenia naszych kamieni milowych. Wyskrobania "Tu byłem" w kilku sercach. I czy finalnie zaliczamy poklepanie po plecach przez Szefa ze słowami: Dobra robota. Zrobiłeś to co miałeś zrobić.

Fot. Inga Gezalian / Unsplash


Komentarze

  1. zainspirowałaś mnie do przemyśleń. Ciekawe jakby wyglądało moje obiektywne odbicie, tylko nie wiem jakie kryterium obiektywizmu użyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jest najtrudniejsze i prawdę mówiąc, nie wiem czy w ogóle wykonalne z perspektywy aktualnie żyjącego. Jednak nie mamy dostępu do wszystkich warstw naszej osobowości, podświadomości czy nawet potencjału. Ale myślę, że słuchanie siebie pozwala na lepszy ogląd tego co nas czyni szczęśliwymi lub nie.

      Usuń
  2. Długo szukałam własnego ja w kwestii zawodowej, penetrowałam różne dziedziny, ale zawsze było mi mało, aż w końcu trafiłam na coś, co szalenie satysfakcjonująco połączyło wszystkie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Zupełnie inaczej wstaje się do pracy, kiedy faktycznie się lubi to co się robi. Pytanie tylko czy to jest nasze powołanie, czy po prostu dobrze dobrana ścieżka zawodowa? ;)

      Usuń
  3. Myślę, że nasze powołanie często rozmija się z naszymi marzeniami, bo los ma wobec nas nieco inne plany niż my;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sądzę, że marzenia i powołanie to jednak dwie różne rzeczy i że powołanie realizujemy i tak, często sobie go nawet nie uświadamiając. Oczywiście idealnie byłoby odkryć co nim jest, zintegrować różne nasze części składowe i podążać drogą w której jest i realizacja zawodowa i uporządkowane życie prywatne i czas na pasje/marzenia. A los? Hmm, może to właśnie sytuacje losowe mają nas wbić na tory do poznania naszego JA?

      Usuń
  4. Czasem brakuje nam siły i wytrwałości do tego, by dowiedzieć się, co jest naszym powołaniem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... to chyba taka orka na ugorze, która trwa całe życie. Ale myślę, że ta niewiedza wcale nie odbiera uroku ani sensu. I warto szukać, nawet jeśli człowiek czasem się myli.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Bezdzietne lambadziary kontrakują