Ploty i pierniczki

Grzaniec i pierniczki to patent na serum prawdy. Ciepły napój, duże stężenie cukru i od razu człowieka napada na zwierzenia. Nie, nie, żadne mroczne tajemnice. Raczej te, które wyciąga się przed zaśnięciem, ogląda jak pryzmacik i odkłada z powrotem do bezpiecznej szufladki.

Ale skoro mam zielone światło, to kilka Wam zdradzę. 😉


Wiktoria 

Wiktoria to nie imię - to zbroja. W końcu oznacza zwycięstwo. Wika też taka była. Żadnego pielęgnowania ran. Kolczuga, miecz w dłoń i jedziemy.

- Dziewczyny, byłam wkręcona w Łukasza tak, jak w nikogo. Smsy na dzień dobry, smsy na dobranoc, tu pizza, tam kawka. Dobra, to, że nawet nie próbował mnie pocałować powinno mi dać do myślenia, ale myślałam, że jest nieśmiały i nawet podobało mi się to wolne tempo. Dopóki nie zobaczyłam go z jakąś sweet blondi za rączkę. Szlag jasny mnie trafił.

- Nie dziwię się. Wygarnęłaś mu, że cię tyle czasu zwodził?

- Nie - Wika upiła łyk grzańca. - Założyłam Tindera. 

- Przecież tam ciężko znaleźć kogoś sensownego.

- Ale nie chodziło o miłość! Chociaż ok, nie wykluczałam tego... Chodziło o randkę dla fabuły. O to, żeby się wystroić, wyjść na miasto, poflirtować.

- I udało ci się?

- No pewnie. To był mój one evening stand. Żadnego seksu, ale całować to on potrafił... Kurczę, jakby chodziło mi tylko o to, żeby mieć z kimś wyjść i poobściskiwać się na kanapie to byłby idealny. 195 cm, pachnący, dobrze ubrany. We flircie też był niezły.

- To dlaczego nie chciałaś tego kontynuować?

- Bo to banan z Konstancina. Ożywiał się przy furach i jak opowiadał mi o akcjach. Najdłuższa godzina mojego życia. Gdy flirtował był całkiem słodki, ale poza tym... Zresztą wolę, gdy facet chce zdobyć moje serce, niż po prostu ściągnąć stanik.

Wika zakończyła wywód i wgryzła się w pierniczka. Błysk w oku wskazywał jednak na to, że po głowie chodzi jej coś jeszcze.

- Powiem wam szczerze, że zrobiłam to na fochu. Gdybym nie dowiedziała się o Łukaszu to pewnie nadal bym tkwiła w takim stanie zawieszenia, pielęgnując coś, co nie istniało. Ta randka była moim klinem. Tak naprawdę byłam na niej sama ze sobą. Wystroiłam się w czarne koronki, wyperfumowałam i poszłam na absolutnym luzie. Nie zależało mi na tym, żeby zrobić na nim wrażenie. To on miał robić na mnie. Fajnie było przejść się trzymając za łapki, całować. Mogę otrąbić zwycięstwo, bo to spotkanie odblokowało mi na nowo świat.

Mówiłam: Wiktoria oznacza zwycięstwo.


Elsa

- To ja jednak jestem ciągle w fazie królewny ze szklanej góry - Elsa otuliła się kocykiem w misie, upiła herbaty i zaczęła opowieść. 

- Po rozstaniu z Pawłem nie umiem patrzeć na facetów. Widzę ich, ale jakoś tak obojętnie. Drzewo, lampa, facet, autobus. Wiecie o co chodzi? Taki element otoczenia po prostu. I ciągle jestem zdziwiona, gdy ktoś wyławia mnie z tłumu. Mam wtedy takie spięcie mózgu, jak rybka wyciągniętą z wody.

Elsa wygięła usta w dzióbek i zaczęła spazmatyczne łapać powietrze. Nie odzobaczę tego już nigdy, zwłaszcza, że to dziewczyna z tych posągowych. Wiecie: wysokie kości policzkowe, błyszczące włosy, zawsze zrobione paznokcie, a od teraz - świąteczny karp.

- Umówiliśmy się z Wiki do teatru w zeszłym miesiącu. Stoję sobie na przystanku, myślę o niebieskich migdałach, przeglądam internet i nagle słyszę: Czekasz na kogoś? 

- Oooo - chóralny okrzyk przetoczył się przez pokój.

- Ej, nic mi nie powiedziałaś! - Wika rzuciła poduchą w stronę Elsy. - Powinnam się pierwsza dowiedzieć, a ty takie informacje kisisz w sobie. Fajny był?

- Jakby był, to byś o nim wiedziała. Nie wiem, jakiś taki... Tego czegoś nie miał!

Nie no, jak ten ktoś nie miał tego czegoś to nic by z tego nie wyszło. Ironizuję, ale rozumiem koleżankę. Chociaż facet w ogóle miał jaja żeby zagadnąć. Zawsze jakiś plus.

- Wiecie - Elsa drążyła dalej - wizualnie nie spodobał mi się, ale brzydki nie był. Kłopot w tym, że wyskoczył tak nagle, rozbił mi banieczkę i żądał, że wejdę w rozmowę z taką samą energią. Więc grzecznie go spławiam, że czekam na autobus, a on ta to "Naprawdę?". I chciałam mu powiedzieć, że "Tak naprawdę to na prom do Szwecji", ale jestem za dobrze wychowana. Potwierdzam, że owszem (jakby przystanek nie był wystarczającym znakiem), zaglądam do komórki, scrolluję Insta, a typ nade mną wisi. Grzecznie mówię, że sorry, jestem zajęta, a on nadal sterczy! Zadziałało dopiero spojrzenie Królowej Lodu numer 5 "Odejdź robalu sprzed majestatu". Nie lubię tego odpalać, potem się czuję, jak kompletna sucz.


Werka

- Zaraz sucz...- Werka sięgnęła po pierniczek i w zamyśleniu pozbawiła go głowy. - W sumie każda z nas ma na koncie niewerbalne wysłanie gościa w kosmos. W drugą stronę też to działa... Byłam kiedyś niesamowicie zakochana w sąsiedzie. Wiecie, najpierw wspólna piaskownica, potem wyścigi na bemixach, a potem skowyt w poduszkę, że jestem dla mojego tylko kumpelą. To był naprawdę fajny facet. Sądzę, że widział jak na niego lecę, bo ciężko nie zauważyć takiego cielęcego wzroku u nastolatki. Z czasem człowiek uczy się ukrywać takie krępujące symptomy.

- Czy ja wiem - rzuciłam. - Ja raczej nie grzeszę subtelnością.

- Ty, Nika, to akurat jesteś jak chodząca Enigma. Nam nawijałaś o kolesiu przez pół roku, a z nim nawet na randce nie byłaś.

- Chyba byłam... Ale z drugiej strony jak to nie szło obopólnie to po co się jakoś mocniej obnażać?

- Dokładnie - Wera pokiwała głową. - W moim przypadku brakowało tylko, żeby na czole wytatuował sobie: "Nie chcę cię, babo", ale wtedy i tak uważałam, że znak znakiem pogania. On dziś założył szarą bluzę, ja też. On lubi South Park, ja też. Myślenie życzeniowe w klasycznym wydaniu, ale do takiego wniosku doszłam dopiero po latach. On uprzejmie dawał do zrozumienia, że nie ma fal, a ja i tak pielęgnowałam wyobrażenie o tym co by było, gdyby się we mnie zakochał.

- A kiedy ci przeszło?

- Chyba jak wyjechaliśmy na studia, najpierw on do Krakowa, potem ją do Warszawy. Kontakt się urwał, inni ludzie, inne sprawy. To nie była prawdziwa miłość, tylko fatalne zauroczenie. Strasznie długo wyrzucałam sobie, że byłam taka głupia, a w dorosłym życiu robiłam powtórkę. Na mniejszą skalę, ale każdy z tych wymyślonych związków musiałam odchorować. 

***

I tak sobie pokiwałyśmy głowami, użalając się nad sobą, a potem zgodnie odpaliłyśmy "Holiday".

Christmas is coming 😉


Fot. Karolina Kołodziejczak / Unsplash


Komentarze

  1. Jak to mawiaja in vino veritas, in aqua sanitas

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekolada posiada szczególną moc, przepięknie łączy uczucia miłości, przyjaźni, pomaga w rozmowie i duchowych rozliczeniach. Nie wiem, czy grzaniec i pierniczki działają podobnie, ale kiedyś wypróbuję. Izabela Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekolada powiadasz... Ok, wyzwanie przyjęte 😉

      Usuń
  3. Szczere rozmowy z bliskimi w świątecznej atmosferze, przy aromacie grzańca czy pierniczków, to coś wspaniałego ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem trzeba sobie popaplać na takie tematy ;) Dosłownie wczoraj byłam na pogaduszkach i wysłuchałam czegoś podobnego - tylko, odpukać, ze szczęśliwym finałem. Dobrze się dowiedzieć, że komuś lubianemu w końcu układa się w tej kwestii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda to 😊 w ogóle historie o szczęśliwej miłości, dobrych zbiegach okoliczności i wszystkie inne happy endy (a najlepiej jeśli bez endu) dobrze działają na człowieka. Jaśniej się robi na świecie 😉

      Usuń
  5. Czytając cudze historie jeszcze bardziej doceniam mojego męża - zdecydowanie nie miałabym siły i ochoty na randkowanie. Może jesteśmy dziwni, ale nigdy nie robiliśmy do siebie podchodów. Po prostu byliśmy razem i już (od pierwszego spotkania). To przyszło jakoś tak naturalnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Samo życie ... o moich perypetiach miłosnych i typach facetów jacy przewinęli się przez życiorys , mogłabym też epopeje napisać, fajnie się to wspomina po 23 latach małżeństwa

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Endorfinowa kąpiel mózgu

Nika – connecting people