Paryski kochanek

Rutyna potrafi dobić, dlatego dobrze, gdy w życiu przytrafiają się filmowe zwroty akcji. Nawet nie muszą być nie wiadomo jak spektakularne, czasem wystarczy zimowy flash mob, czy napis na tirze. A najśmieszniejsze jest to, że to "zawiązanie akcji" wydarza się zawsze wtedy, kiedy tego potrzebujemy. Chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.

***

Ta opowieść zaczyna się zimą. Taką mroźną, śnieżną i przytłaczającą chłodem. W moim sercu było podobnie, mimo tego, że za wszelką cenę usiłowałam upchać w nim zapach igliwia i kolorowe światełka. Niestety, było to już jakiś czas po zakończeniu związku, który miał być za zawsze, ale nie był. Zlodowaciało we mnie to wszystko, co miało ogrzewać naszą dwójkę przynajmniej do osiemdziesiątki. Zamiast tego było poczucie krzywdy, braku i cholernie przytłaczającej pewności, że jest już po zawodach i miłość nie jest mi pisana. Co gorsza - zaczęłam się już z tym godzić. Ostatecznie, nie na każdą królewnę czeka książę. 

W pewne zimowe popołudnie weszłam do jednej ze staromiejskich kawiarni. Usiadłam na kanapie, zamówiłam kawę, wyciągnęłam z torby książkę i kontrolnie rozejrzałam się po wnętrzu. A tam, pod filarem, nieopodal palmy, siedział właściciel najbardziej zielonych oczu, jakie w życiu widziałam. Okulary, grzywa brązowych włosów, miękki sweter. Taki 10/10, w porywach do 15. On się uśmiechnął, ja się uśmiechnęłam i każde z nas wróciło do swojej książki. I trwałam sobie w sielankowym nastroju, czytając o wiedźmach, wampirach i wilkołakach, aż przyszedł czas płacenia rachunku. 

Zamiast rachunku dostałam bowiem karteczkę, wręczoną przez uśmiechniętą od ucha do ucha kelnerkę. Chłopak, który tak mi się spodobał, już się ulotnił, ale wcześniej zapłacił za moją kawę i zaproponował spotkanie jutro w tym samym miejscu, o tej samej porze. A mnie z miejsca zaczął boleć brzuch!

No dobra, nie z miejsca - najpierw się rozpłynęłam, niczym masło na grzance, bo trzeba by mieć serce z kamienia, żeby się nie wzruszyć. Look at me Meg Ryan! I ty, Julio Roberts! To jest dopiero historia! Tylko po 30 sekundach wróciły nerwy - przecież miało już nie być miłości, żadnych randek, żadnego "Podobasz mi się". Miałam stać samotnie na Judahu skale, opancerzyć serduszko i nara. A tu mi wyjeżdża seksowny Francuz z propozycją spotkania i co ja mam teraz zrobić? 

Bo to był Francuz, tak żeby jeszcze pogłębić romantyczne konotacje. A że ja po francusku to tylko merci i pardon, to nawet miałam pretekst, żeby z godnością odmówić. Tylko dobrze mnie wychowano, więc stwierdziłam, że przyjdę, wydukam to: Merci pour le cafe i dam w długą. Co nie zmienia faktu, że brzuch zaczął boleć mnie dwa razy bardziej. Motylki to nie były...

Następnego dnia faktycznie czekał na mnie w tej samej kawiarni. I już nawet zaczęłam to moje łamane Merci beaucoup..., kiedy przerwał mi piękną polszczyzną, że on wprawdzie nie pisze po polsku, ale umie mówić, bo ma tu korzenie. Szach, kurna, mat - tak mi wytrącić argument z ręki! No serio??? Więc oczywiście usiadłam przy stoliku, kelnerki szczerzyły się jeszcze bardziej niż wczoraj, mnie nadal bolał brzuch... Taki tam, zupełnie normalny czwartek. Tylko z każdą chwilą było fajniej. 

Mieliśmy o czym gadać, umieliśmy się razem śmiać. A kiedy powiedział, że dziś jest jego ostatni dzień w Polsce i jutro wraca na ojczyzny łono to już w ogóle się wyluzowałam :)

To nie jest opowieść o pierścionku z brylantem i kilometrach koronki na welon. To opowieść o tym, że w najpiękniejszy, najbardziej romantyczny i urzekający sposób zdarzyło się coś, co sprowadziło mnie do świata żywych. Byłam wtedy, jak ziemia pod śniegiem - uśpiona, zmrożona i na wpół martwa. Każdy z nas chyba przeżył coś podobnego. Zwątpiłam w siebie, w swoje piękno i kobiecość. Nie wierzyłam, że jeszcze kiedykolwiek poczuję się warta męskiej uwagi i że miłość jest jeszcze w moim przypadku możliwa.

***

Myślę, że każdy z nas jest skonstruowany w niepowtarzalny sposób i na każdego działają inne bodźce. Ja dostałam taki malutki kop w stronę życia w postaci czarującego, kawiarnianego epizodu. Niby się nic nie zmieniło: nie powtórzyliśmy już tej randki, nawet nie utrzymujemy kontaktu, ale na nowo uwierzyłam w to, że mogę się innym podobać. Że może jeszcze nie muszę wywieszać na sercu tabliczki z napisem: "Zamknięte". 

Dziś widzę, jak bardzo mi było potrzebne to spotkanie. Wierzę, że to była boska ingerencja: delikatny prztyczek w konstrukcję, którą już zaczęłam wznosić. I cieszę się, że jednak się posypała. Cała ta sytuacja była skrojona idealnie na moje potrzeby. Była w tym magia, ale też dystans. Nie musiałam podejmować decyzji o kontynuowaniu znajomości, bo zwyczajnie nie byłam wówczas na to gotowa. Ale sama świadomość, że po całym dniu pracy, w grubym swetrze i z ogólnym chłodem w obyciu, zainteresowałam sobą faceta, który też mi się spodobał, podbiła mi samoocenę o kilka oczek. 

To nie tak, że od tego spotkania Amor zaczął non stop walić mi w drzwi. Ale to właśnie wtedy przechyliła się szala i zimowa wegetacja powoli zaczęła się kończyć.

Każdy z nas ma wokół siebie tysiące znaków i szans. Czasem przeczyta jakieś zdanie, czasem piosenka jest odpowiedzią na nurtujące go myśli, innym razem w filmie zobaczy kalkę ze swojego życia. A jeśli przegapimy subtelne znaki, dostaniemy grom z jasnego nieba. Bo wiecie, nic nie dzieje się bez powodu. 

Fot. Travis Grossen / Unsplash



Komentarze

  1. Bardzo ładna grafika dopasowana do tekstu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie się czytało - choć ja akurat w żadne boskie ingerencje nie wierzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tak 😁 zdecydowanie lepiej mi się żyje ze świadomością, że ktoś mnie kocha i się mną opiekuje 😉

      Usuń
  3. eeeej ale jaka super sytuacja! omg uwielbiam takie story nawet jeśli nie kończą się brylantem ;D!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też 😍 mogę słuchać, czytać, oglądać i przeżywać 😁

      Usuń
  4. Niewiarygodna sytuacja! Ale niektórym takie rzeczy się zdarzają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz co w tym wszystkim jest najlepsze? Że jak już się przytrafi coś tak odjazdowego, to człowiek później ciągle wypatruje kolejnych niespodzianek 😊

      Usuń
  5. Przepiękna historia! Aż się rozmarzyłam, a nie podejrzewam siebie o specjalny romantyzm :) Mnie się nigdy nic takiego nie zdarzyło. Nawet swojego chłopa wypatrzyłam tak po prostu, kiedy siedział skitrany za suszarką na ubrania na korytarzu akademika... ;)

    Za to do dziś pamiętam walenie serca i sztywność karku (przedziwne uczucie), kiedy rozmawiałam z moją licealną miłością. Po kilku latach wgapiania się w niego odważyłam się wreszcie zagadać. Nie poderwać - wymyśliłam super sprytną intrygę i poprosiłam go o pożyczenie kasety* z pewnym zespołem.

    * Tak, było to milion lat temu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasety i ołówki💚tyle wspomnień 😁

      Wiesz co, myślę, że każdy dostaje to, na co reaguje. Ja jestem romantyczką-na wykres mnie nikt nie poderwie 😜 z drugiej strony pragmatyczna kobieta i facet grający jej serenady? No nie sądzę, żeby pykło. Mam kumpelę, która nie rozumie idei dostawania kwiatów - wolałaby patelnię. Ja bym tą patelnią walnęła przez łeb 🤣 i chyba tak jest, że świat z tym swoim przekazem dopasowuje się do nas

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Oj tak 🤩 ale obiecuję nie odstawiać księżniczki Disneya i nie śpiewać 😜

      Usuń
  7. Witam serdecznie ♡
    Piękna historia. Historie z miłością w tle zawsze są piękne i mogłabym o nich słuchać i słuchać :) Sama mam już swoją miłość :) Zawsz byłam romantyczką!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo - uwielbiam historie o miłości. Ale tylko o tej spełnionej 💜

      Usuń
  8. Przepiękna historia <3. Mnie co prawda nigdy facet nie zaczepił, za to zrobiła to dziewczyna. Hehe też nic z tego nie wyszło, bo jednak jestem hetero ale miłe i ciekawe doświadczenie :). Zgodzę się z Tobą, że życie zaskakuje i warto szukać znaków. Piosenki bardzo często podpowiadają mi drogę. Męża też poznałam kiedy już nie wierzyłam w miłość a chciałam się z kimś spotkać by zapomnieć o byłym, który mnie zranił. Niby nie powinno się tak robić ale wyszły same pozytywy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, powinno, nie powinno - ważne, że zadziałało 😉 zawsze mnie rozczulają historie początków: tych nieśmiałych podchodów, pierwszego spaceru za rękę, pierwszego pocałunku. Nigdy nie ma dwóch takich samych historii: inni ludzie, inne motywy, inne doświadczenia, a później - taka ładna miłość ❤ a nawet jak nie ma miłości to zostaje miłe wspomnienie.
      Zaczepiła cię dziewczyna, a ja sobie pomyslałam, że w sumie zachwyt nad drugim człowiekiem jest taki uniwersalny: nie musi być podtekstów, czasem po prostu ktoś nam wpada w oczy i przyciaga. Fajne to takie ❤

      Usuń
  9. Zajebista historia! To sedno życia - umieć dostrzec i ogarnąć znaki, które nam są czynione. Nie przegapić. Nie zasiedzieć się w "nieszczęściu". Nie bać się ✌️🖤

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się, że nic nie dzieje się bez powodu :) Całkiem fajna przytrafiła się Tobie ta historia w kawiarni :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajna :) już się nie mogę doczekać kolejnej niespodzianki :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Ramen z przypałem