Walkiria incognito

Kojarzycie tę pulchną starszą panią, która od marca do połowy listopada pielęgnuje ogródek przed blokiem? Zawsze jest pogodna, uśmiechnięta. Taka babcia połowy osiedla, bo niejedno pokolenie dokarmiała cukierkami i poiła kompotem.

A tę myszowatą sprzedawczynię z warzywniaka? Drobna taka, delikatna. Człowiek drzwi otwiera z większym namaszczeniem, jakby w obawie, ze jeszcze chwila i zetnie ją mocniejszy podmuch.

Jest jeszcze natchniona artystka, mówiąca wierszem i pomykająca prze miasto w bajecznie kolorowych szatach. Jest surowa, zachowawcza nauczycielka, zapięta w gorset konwenansów. Jest pielęgniarka, urobiona po łokcie. Czasem zasypia na stojąco w autobusie, pędząc do domu po nocnej zmianie.

Tyle ich jest, niepozornych i zwyczajnych, ukrytych przed światem. Bo może nie wiecie, ale każda z nich to Walkiria w przebraniu.

Tarcze, włócznie, latające konie tudzież skrzydlate wilki wcale nie są konieczne, by walczyć. A gwarantuję, że każda z nich stanęła kiedyś do boju.

***

Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy z sił, które w nim drzemią. Wydaje się być takim słodkim chucherkiem, albo odrealnioną nimfą, aż nagle przychodzi sytuacja, która wprowadza nas w tryb bojowy. I wcale nie musimy nie wiadomo jak się do tego przygotowywać i przepoczwarzać. Po prostu: akcja-reakcja. Niestety, zwykle jest to związane z jakąś trudną sytuacją.

Kiedy komuś bliskiemu dzieje się krzywda zrywamy się z miejsca, jak bolidy F1. Kto nie pobił rekordu prędkości na wieść, że potrzeba pomocy? Gdy ktoś jest chory, umierający, kiedy wali się życie, płonie dobytek, albo czyjeś małżeństwo rozpada się w gruzy biegniemy, by go wesprzeć. Wdeptujemy ścieżki między szpitalem a sklepami, donosząc potrzebne rzeczy. Szukamy nowych terapii, albo błagamy o wsparcie. Kupujemy wino, żeby opłakać złamane serce, a potem pomagamy pakować walizki. Działamy. Nawet jeśli byśmy nigdy nie podejrzewali się o zrobienie awantury, to w obronie skrzywdzonych jesteśmy w stanie rozszarpać gardła przeciwnikom i kopać bramy nieba, żeby tylko nakłonić Boga do spojrzenia w naszą stronę.

***

Ten tydzień zafundował mi dużą dawkę stresu. Po raz kolejny usłyszałam słowa: „Wartość krytyczna, zagrożenie życia”. Cholera jasna! Już tyle razy bałam się o bliskie mi osoby. Były już operacje mózgu, były krwotoki, były guzy wielkości grejpfruta. Były zwycięstwa, ale były też pogrzeby…

Na początku weszłam więc w tryb zadaniowy: lekarz, wyniki, spakować walizkę, kupić sok. Zebrać do kupy innych, bardziej spanikowanych. A później, kiedy drzwi izby przyjęć już się zamknęły, kiedy lista badań została zlecona, zostało mi tylko czekanie. I to ono jest w tym wszystkim najgorsze. Czekanie i bezsilność, kiedy wiesz, że nic już od ciebie nie zależy.

Dużo łatwiej jest działać. Iść po wodę, prześcielić łóżko, albo pociąć krawaty jakiemuś wiarołomcy. Trudniej jest czekać, bo nie wiesz czy nie czekasz na wyrok. Ale nawet on niczego nie przekreśla. Nasza kreatywność nie zna granic, kiedy szukamy ratunku. Wyrywamy bliskich z rąk śmierci, depresji, z toksycznych związków. Podnosimy ich i ustawiamy do pionu. To jest wspaniałe!

Kiedy więc zrobiłam co mogłam i zaczęłam wytracać tryb bojowy, dopadł mnie zwykły, ludzki strach. Bo co będzie, jeśli…?  A gdy tak się trzęsłam, przyszły inne dobre dusze, uzbrojone w chusteczki i słowa otuchy. Moje Walkirie, które na nowo ubrały mnie w pancerz ogarnięcia i razem ze mną czekały na wyniki badań.

***

Jest dobrze. Będzie lepiej. Diagnoza została postawiona, leki podane. Mogę na nowo chodzić do pracy i nie świrować. Tam, za zamkniętymi drzwiami szpitala, ktoś bliski odzyskuje zdrowie.

Ziemia kręci się dalej. Trzeba iść po zakupy, wstawić pranie, podlać kwiaty. A kiedy znów ktoś będzie potrzebował wsparcia po prostu pobiegniemy. Bo tak już jest. Bo jesteśmy ludźmi. Bo kiedy trzeba, rodzą się w nas Walkirie.

Fot. Xuan Nguyen / Unsplash


Komentarze

  1. Trzymam mocno kciuki za szybki powrót do zdrowia tej osoby. Niestety znam ten ból i strach, wycieńczający strach przed telefonem późną nocą. To nieuniknione w życiu, ale chyba nie da się do tego przyzwyczaić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Idzie ku dobremu, więc i stres już opadł, ale masz rację: nie da się do tego przyzwyczaić.

      Usuń
    2. Niech zatem idzie sprawnie. Dużo sił dla Was!

      Usuń
  2. Nika, dużo zdrowia i sił dla osoby, o której mowa w tekście. I dla Ciebie i innych bliskich. To prawda, że gdy życie rzuca nam prawdziwą kłodę pod nogi, to ja też zakasuje rękawy i biorę się do roboty, choć i strach często towarzyszy. Cudownie jest wiedziec, że mamy siłę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, Joasiu! Przyda nam się ta siła :) Na prawdę nie zdajemy sobie sprawy z tego ile jesteśmy w stanie znieść i jak wspaniale reagować. To prawda, że znamy siebie na tyle, na ile nas sprawdzono. Chociaż przyznam, że wolałabym aż tak bardzo tego nie sprawdzać.

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że lepiej się poczuje ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdrówko jest najważniejsze, więc trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może mogłabym doradzić Tobie lub tej osobie jakiś rytuał uzdrawiający?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale o magii lubię czytać, jednak nie chcę się nią parać 😉 dla mnie wiara w Boga dużo znaczy, a to wyklucza magiczne rytuały. Ale dziękuję za dobre chęci 🥰

      Usuń
  6. Życzę dużo zdrowia dla bliskiej Ci osoby i mam nadzieję, że będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Na szczęście każdy dzień przynosi poprawę :)

      Usuń
  7. Życzę wszystkiego dobrego! Dużo siły i zdrowia!
    Pozdrawiam Kolorowo!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wróciłam już z wakajek i to dobrze przeczytać coś tak podbudowującego. Czytałam to i miałam przed oczami pewną sytuację z mojego życia. Nie była to sytuacja zagrażająca życiu, ale z opowiadań mojej mamy wynika, że ona na moim miejscu zamiast działać to płakałaby razem z tą osobą.
    Byłam wtedy u boku osoby z, jak to określił specjalista później, epizodem depresyjnym. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale ta osoba nie miała siły zrobić podstawowych czynności, typu obiad, wstanie z łóżka, uśmiechnięcie się... jedzenie. Chyba to ostatnie spowodowało, że ta osoba chciała się udać po pomoc, ponieważ była tym wykończona... Brak jedzenia, ciągłe mdłości doprowadzały do tego, że brakło jej sił. Ruszyliśmy więc do szpitala po pomoc. Razem z tą osobą weszłam do gabinetu. Lekarka kazała mi wyjść, ale uparcie powiedziałam, że muszę zostać bo osoba mi towarzysząca nie słyszy dobrze i zrozumiem o wiele więcej niż ona. Udało się. Przekierowali nas na oddział psychiatryczny i się zaczęło. Mega strach, że ta osoba będzie musiała tam zostać, że nie wiadomo na jak długo itd... po raz pierwszy chyba widziałam w oczach tej osoby strach i łzy. No i wtedy dostałam wkurwa. Bo inaczej tego określić nie można. Przybyliśmy do szpitala po pomoc, a każdy nas odsyłał z kąta w kąt. Jestem mega aspołeczna jeśli chodzi o obce osoby, ale stanęłam i powiedziałam, że nigdzie się nie ruszymy, bo ta osoba jest już bez sił i każdy nas posyła z kąta w kąt a poprawy nie widać. Nie przyszliśmy tu na herbatkę tylko po pomoc.
    Wszystko skończyło się dobrze. Przepisanie leków, powrót do domu i tak jak napisałaś... czekanie. Czekanie na działanie leków, na poprawę, na chęć zjedzenia czegoś więcej niż kisiel, na uśmiech...
    Wtedy usłyszałam coś, czego się nie spodziewałam i w sumie... w tamtym momencie to było dla mnie oczywiste i nie wyobrażam sobie bym mogła się inaczej zachować.
    Powiedziano mi, że byłam odważna i silna i ktoś inny na moim miejscu usiadłby koło tej osoby i płakał razem z nią z bezsilności a ja tam wlazłam jak przeciąg i poustawiałam wszystkich po kątach....
    Nigdy bym się nie podejrzewała o JAKĄKOLWIEK odwagę, ale jak widać w przypływie adrenaliny i strachu o osoby nam bliskie, jesteśmy w stanie przenosić góry!
    To był moment kiedy ta osoba zrozumiała, że choroby na tle psychicznym są tak samo normalne jak ból głowy i że jestem w stanie przekraczać swoje granice lęku kiedy wymaga tego ode mnie sytuacja.
    Najgorszy jest moment czekania i ta chwila kiedy emocje opadają, a wraz z nimi adrenalina i nasze siły. Ja po takich "wybuchach" jestem tak osłabiona, że zazwyczaj odreagowuje to snem. Było kilka takich sytuacji, że chodziłam zestresowana cały dzień i kiedy się już wszystko wyjaśniało, padałam jak kłoda ze zmęczenia. Mój organizm był cały czas na pełnych obrotach i w momencie uspokojenia, robiłam coś na wzór hibernacji.
    Mam nadzieję, że problemy przed którymi stoisz niebawem się rozwiążą i tak jak ja będziesz mogła zamknąć oczy i odpocząć, zdrzemnąć się i wyluzować. A gdy będzie potrzeba, byś miała u swego boku, kogoś, kto, gdy upadniesz, podniesie Cię i postawi do pionu, byś Ty mogła swoją siłą i wytrwałością postawić do pionu kolejną osobę. Takie trochę odwrócone domino. Zamiast wszystko upadać, pchnięte przez poprzedni klocuszek, niech ten ostatni wstaje i podnosi te wcześniejsze. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tryb Walkirii w całej krasie ❤️ ile fajnych napisałaś! Odwrócone domino skradło mi serce, ale to, że choroby na tle psychicznym są normalne, jak ból głowy to powinno się wyryć na każdym murze i na 1 stronie każdego podręcznika: nieważne czy od biologii czy od matmy, ważne żeby się ta wiedza ugruntowała.
      My naprawdę guzik wiemy o swoich możliwościach. Też bym się nigdy nie spodziewała po sobie tak jasnego myślenia i takiego opanowania, jak wtedy kiedy trzeba było działać. Teraz "na sucho" nawet nie umiem stworzyć scenariusza, a wtedy wychodziło samoczynnie. To jest niesamowite.
      Bardzo ci dziękuję za słowa otuchy - a tej hibernacji już nie mogę się doczekać 😁

      Usuń
  9. .. Niko, dużo siły dla Ciebie i ogrom zdrówka .. i oczywiście z całego serca życzę aby bliskiej Ci Osobie było coraz lepiej, trzymam kciuki za powrót do zdrowia <3 .. wiem, rozumiem wszystko doskonale, jestem empatyczna, więc czuję całą sobą ;)

    - przytulam najserdeczniej i ślę dobrą energię :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 💚 mam nadzieję, że już nie będzie żadnych niespodzianek. A jeśli nawet to tylko te dobre 🤞

      Usuń
  10. Trzymaj się jasnej strony mocy, dzielna kobieto!
    Nigdy nie wiemy, ile możemy wytrzymać, a najgorsza jest niewiedza i bezsilność.
    Trzymam kciuki, by było tylko lepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My, Jedi, nie poddajemy się tak łatwo 😉 najgorsze już za nami, teraz czekanie jest znacznie łatwiejsze. Ufff...

      Usuń
  11. Oby wszystko było jak najlepiej!
    Coś jest w tym, że człowiek działa, żeby nie myśleć. Ruszanie się i robienie rzeczy musi być jakimś mechanizmem obronnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak. Mamy jakiś wewnętrzny przymus, żeby naginać świat do naszej woli, a kiedy wymyka nam się z rąk, to łapiemy się czegokolwiek, byleby tylko czuć własną sprawczość. Człowiek chyba potrzebuje czuć, że zrobił wszystko co w jego mocy.

      Usuń
  12. Życzę zdrowia dla bliskiej osoby i duży siły dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jejku, jaki piękny i jednocześnie smutny wpis. Mam nadzieję, że się trzymasz i że Twoja bliska osoba wróci szybko do zdrowia. To prawda, kiedy trzeba, w człowieku budzą się niesłychane i nieodkryte wcześniej pokłady siły. Warto otaczać się ludźmi, którzy zawsze przybiegną z tymi chusteczkami, gdy zajdzie taka potrzeba. Oby jak najrzadziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam się, a co najważniejsze: niedługo skończy się pobyt w szpitalu 💜 takie sytuacje pokazują ludzką solidarność i siłę. To jest piękne, kiedy jedno drugiemu chce pomóc i zdjąć trochę ciężaru z ramion.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część druga