Wskrzeszeniomat – część druga

Boże, jak się cieszę, z tych króciutkich wskrzeszeń... Nucę to obsesyjnie od kilku dni ;) Podobała się Wam pierwsza część opowieści o Ewie, Kamili i ich planie? 


Wskrzeszeniomat – część druga

Wszystko jest jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić. Zapamiętane drobne gesty miały sens właśnie dlatego, że były skierowane do konkretnego człowieka. Cały mikrokosmos słów, czułych przytulasków, ulubionych potraw i hermetycznych żartów był oparty na jednym – na miłości do bliskich. 

Przez cały następny dzień Kamila usiłowała przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów z dzieciństwa. Jej dziadkowie byli zwykłymi ludźmi i poza cukierkowymi niespodziankami nie wyróżniali się niczym szczególnym. Dziadek Tomek lubił łowić ryby, które babcia z poświęceniem przyrządzała na tysiące sposobów, ale Kamila na samą myśl o wypatroszeniu hipotetycznej płotki miała całkiem realne dreszcze. 

Postanowiła w końcu, że zrobi przegląd szaf i odda część potrzebującym. W rodzinnie mamy robiono tak co roku i wydawało jej się to jedną z piękniejszych tradycji. Kiedy zabrakło dziadków zmienił się cały rodzinny rytm życia, później były studia i – jak to zwykle bywa – tysiące nowych spraw przysłoniło dawniejsze. Uśmiechając się do siebie Kamila zaczęła wyjmować z szafy kolejne ubrania. 

***

Ewie wcale nie szło lepiej. Wprawdzie z rozrzewnieniem wspominała czerwoną szminkę, którą babcia Iwonka zawsze nosiła w kieszeni fartucha i nakładała zanim dziadek wrócił z pracy, ale przecież była singielką już kolejny rok z rzędu, więc czy kupienie karminowej pomadki w ogóle miało sens? 

Albo ukochana zabawa w szukanie skarbów, które dziadek Adam organizował dla niej w każde urodziny! Musiała szukać wskazówek w książkach, wspinać się na szafy… W sumie to mogłoby się udać. Jej IV c była rozbrykana, a wychowawstwo objęła u nich dopiero miesiąc temu. Tak, to mogłoby ich zintegrować! 

Ewa postanowiła, że to będzie jej pierwsze zadanie. A jeśli wszystko wypali w nagrodę kupi sobie szminkę. 

*** 

Nie uwierzysz! – piszczała do telefonu Ewa. – Udało się, wszystko wyszło idealnie! Dzieciaki były zachwycone, a ja jestem teraz najlepszą wychowawczynią na świecie. Zrobiłam dokładnie taką samą marszrutę, jak mój dziadek Adaś: najpierw list w butelce, potem zagadka z odwołaniem do Tomka Wilmowskiego, trochę rebusów… 

Ewka, litości! – przerwała jej Kamila. – Wiem, że za te swoje potworki dasz się pokroić, ale nie opowiadaj mi ze szczegółami całej gry. 

Miał być raport, to składam – zaperzyła się Ewa. – Tak czy inaczej opowiedziałam dziewczynom w szkole o tym naszym „Wskrzeszeniomacie” i też postanowiły zrobić podobne akcje ze swoimi uczniami. Jedna ma zamiar pisać z dzieciakami bajkę, bo podobno z mamą zawsze układały razem przed snem jakieś niesamowite historie. A jak tobie poszło? 

Daj spokój, miałam zrobić przegląd szaf i oddać potrzebującym. Coś tam oddałam, ale jak ruszyłam te skarby z pawlacza to mam teraz w domu muzeum PRL-u. Znalazłam ukochany wazon babci, który idealnie pasował na półkę nad kominkiem, więc teraz tam stoi. Później wygrzebałam szydełkowy szal prababci, a jak sama rozumiesz, w życiu tego nie wyrzucę. Znalazłam nawet jakąś starodawną kolejkę, która okazała się być ulubioną zabawką taty z dzieciństwa. Wiesz, że mi ją zabrał i bawi się nią w najlepsze? 

Czyli dobry uczynek spełniony – roześmiała się Ewa – nie dość, że sprawiłaś ludziom radość, to jeszcze dałaś tym rupieciom nowe życie. Właściwie to chętnie bym sama coś takiego retro sobie sprawiła. Może urządzisz wyprzedaż garażową? 

***

 „Idź sobie, idź sobie, idźsobieidźsobieidź…” – Ewa powtarzała to jak mantrę widząc zbliżającego się dyrektora. 

Mając niespełna pięćdziesiąt lat, miał też rzadki dar niszczenia każdego przejawu radości i kreatywności. Cechy niezwykle przydatne, jeśli prowadzi się dom pogrzebowy, ale niekoniecznie sprawdzające się w podstawówce. Storpedował już pomysł świątecznego kiermaszu ciast i ozdób choinkowych, praktycznej lekcji chemii połączonej z przygotowaniem mydełek, a nawet wiosennej bitwy na pistolety wodne. W końcu uczenie dzieci pracy zespołowej i rzeczy praktycznych nie jest tak istotne, jak wykucie na blachę cyklu rozwoju pantofelka. 

Ogromnej akcji poszukiwania skarbów nie zdusił w zarodku tylko dlatego, że nic o niej nie wiedział, ale nie oszukujmy się – to był czas przeszły. Teraz już wiedział i Ewa była pewna, że dostanie burę. 

CDN





Komentarze

  1. Efekt szminki jest w tym tekście nie do zapomnienia od momentu kiedy już się pojawił ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. U.W.I.E.L.B.I.A.M. Ty się marnujesz w tym korpo czy gdziekolwiek siedzisz! Idź w pisarstwo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeciekawa historia!!! Czekam na ciąg dalszy 😊!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nagroda pod postacią szminki to dobry pomysł.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wskrzeszeniomat – część trzecia

Okrutnik