Bestiariusz: Miło
Lubię, gdy ludzie są dla siebie mili: kiedy się uśmiechają, starają się być cierpliwi, wspinają się na wyżyny kindersztuby. Fajny jest taki świat, w którym mówimy do siebie po ludzku, zamiast warczeć i szczerzyć kły. Ale czasem bycie miłym może okazać się pułapką.
***
Męczy mnie głupota, spychologia stosowana, arogancja i buta. Mam dość tłumaczenia dorosłemu facetowi po raz pięćdziesiąty, że drzwi od pokoju to nie wrota do obory, więc dobrze je za sobą zamykać i muszę gryźć się w język, żeby nie wygarnąć kontrahentowi, że jest palantem. A kiedy mi się to wszystko tak nawarstwi i uklepie, to przychodzi dzień, kiedy po prostu mam dość: wszystkiego i wszystkich. I przestaje mi się chcieć uśmiechać, kończy mi się cierpliwość i small talk na klatce schodowej to ostatnia rzecz, na którą mam ochotę.
Ostatnio zdałam więc sobie sprawę z tego, że bycie miłym też może być bestią. Wydaje się, że to takie dobre zjawisko, a jednak może nas zadusić. Wiecie: to jak zagłaskać kota na śmierć. Niby wszystko w porządku, niby nic się nie dzieje, a jednak nieodbezpieczony wentyl sprawia, że wszystko się w człowieku gotuje.
Nie chodzi o to, żeby na dzień dobry obwieścić sąsiadce, że w różu jej nie do twarzy, albo żeby poinformować męża, że właściwie to sorry stary, ale kawę robisz fatalną. Od czterdziestu lat. Jest różnica pomiędzy byciem niemiłym, a byciem miłym 24 na dobę.
Człowiek niemiły to człowiek arogancki, nieliczący się ze słowami i uczuciami innych. Osobiście uważam, że to jakieś skrzywienie charakteru. Natomiast chorobliwe bycie miłym to taki stan, w którym każdego, w każdej sytuacji, stawiamy wyżej od siebie, przestając się liczyć z samym sobą. Ktoś zżarł z firmowej lodówki obiad, który gotowałaś do pracy przez pół nocy? A smacznego, na zdrowie, mam jeszcze suchą bułkę z wczoraj. Głowa ci pęka po całym dniu i marzysz o ciszy, ale dzieci właśnie odkrywają uroko Linkin Park? Rock z metalem nie są najlżejsze, ale przecież to muzyka, a wiadomo, że nastolatki potrzebują przestrzeni. Pff... wiadomo, że potrzebują, muzyka super, ale poszanowanie granic działa w dwie strony. I świat się nie zawali, jeśli dzieciak weźmie sobie słuchawki.
Przez bycie miłym do bólu przesuwamy własne granice. A jeśli nie komunikujemy światu, że jesteśmy na skraju obłędu, to naprawdę nikt tego nie zauważy. Stąd biorą się te wszystkie tragedie, że ktoś nagle wybuchnął, reagując nieadekwatnie do sytuacji. Bo wcale nie chodziło o pusty karton po mleku wstawiony do lodówki, ale o te wszystkie negatywne emocje, które staraliśmy się w sobie zdusić.
A tłumimy często. W imię tego, że tak wypada, albo nie wypada; w imię dobrosąsiedzkich stosunków; po to, by nie zaogniać sytuacji. Może po części też dlatego, że boimy się konfrontacji z bardziej agresywnymi ludźmi.
Znam wiele osób, które dla świętego spokoju rezygnują z walki o siebie. Mają po 30 lat i godzinę policyjną. Tłumaczą się z każdego wydatku i okupują poczuciem winy to, że w ogóle śmiały mieć własne zdanie. Ale są miłe i nie chcą się kłócić. Wolą przemilczeć sprawę niż ustalić jasne granice. Taka postawa jednak się mści, bo odpuszczając w jednej dziedzinie, tracimy umocnienia też w innych. Nawet człowiek się nie obejrzy, kiedy na głowę wchodzi mu nie tylko rodzina, ale też współpracownicy, znajomi i przypadkowi ludzie w kolejce po gofry.
***
Nie ma nic złego w tym, że człowiek nie chce dziś gadać. Że ma obniżony nastrój i nie będzie angażował się w roztrząsanie koloru doniczek do pokoju kuzynki. Że nie będzie się naginał do towarzyskich "obowiązków", bo jest zmęczony. Że potrzebuje czasu na regenerację.
Nie musimy być na każde zawołanie.
To wszystko nie oznacza braku wychowania czy bycia gburem. Można w grzeczny sposób powiedzieć, że dziś mam gorszy dzień, ale nie ma obowiązku tłumaczenia się i przepraszania za to. Nasze samopoczucie jest równie ważne co samopoczucie innych. Jesteśmy sobie równi i umniejszanie siebie i swojego znaczenia nie jest niczym dobrym. Jesteśmy tak samo ważni. Dostrzeżmy to, że nie jesteśmy robotami. I bądźmy mili dla siebie samych.
***
Zobacz też poprzedni wpis z serii:
Fot. Alex Motoc / Unsplash |
Najwięcej gówienka wylali mi ją głowę mili ludzie. Tak, że tak. Nie ufam takim zawsze miłym, porządnym, słodkopierdzącym. Wiem po sobie. Jak jestem mega miła dla otoczenia, to znaczy że w środku aż się gotuje i robię wtedy wszystko by uciec od ludzi, zanim kogoś skrzywdzę 🤓
OdpowiedzUsuńA wtedy wnerwiasz ludzi 3 razy bardziej, bo przecież jak jesteś miła, to nawet objechać nie mają za co 😉
UsuńFajnie być miłym, ale trzeba umieć wyznaczać granice.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. A my sami te granice przesuwamy, zamiast wzmocnić.
UsuńMoja babcia zawsze mówiła, że jak ktoś jest miły dla wszystkich to musi mieć twardy tyłek i coś w tym jest. Mam wrażenie, że dziś osoby miłe dla wszystkich są trochę przez innych wykorzystywane. Jednak warto być miłym, ale oczywiście z odpowiednią asertywnością
OdpowiedzUsuńBardzo mądre stwierdzenie. Miękkie serce - twardy tyłek. Ale tak sobie właśnie myślę, że za mocno skaczemy w skrajności, jakby zwykła grzeczność to było za mało i z miejsca stawało się opryskliwością i gburowatością, a przecież tak nie jest.
UsuńWłasnie to ciągłe staranie się bycia miłą już zaczyna u mnie pokutować, ale staram się nad tym pracować.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! Niemiłym być nie trzeba, ale neutralność to już dużo.
UsuńJakbym czytał o sobie XD Generalnie staram się być miły dla wszystkich, itd jednak bywa to czasami frustrujące... Chyba trzeba nad tym popracować. Fakt faktem, żeby spowodować u mnie wybuch to trzeba na prawdę porządnie stanąć mi na odcisk. :D
OdpowiedzUsuńPiotrek (Muzyka na Kółkach)
www.muzykanakolkach.pl
Są takie oazy spokoju <3 podziwiam, rzadkie z was okazy :D Ale łatwo wpaść w pułapkę "wiecznie miłego i wiecznie uśmiechniętego". Potem inni są zdziwieni, że problemy imają się też tych niezniszczalnych.
UsuńDokładnie, chodzi o poszanowanie granic. Staram się być dla ludzi dość uprzejma, ale też na głowę wyjść sobie nie pozwolę. Niestety zauważyłam, że kiedy mam gorszy dzień i jestem gburowata, to ludzie bardziej się starają.
OdpowiedzUsuńNo właśnie o te granice wszystko się rozbija. Ale dobrze umocnione wytrzymają wszystko ;)
UsuńA tłumienie tych wszystkich emocji też nie jest dobrym rozwiązaniem. Czasami musimy po prostu "wybuchnąć" i będzie nam lżej prawda? :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! Chociaż uważam, że bezpieczniej jest po prostu spuszczać co jakiś czas powietrze niż czekać do wybuchu. Potem ktoś dostanie odłamkiem i po co? :P
UsuńOstatnio przeczytałam dobry cytat Hopkinsa: "Kiedyś traktowałem ludzi dobrze. Teraz - z wzajemnością". Może to jest jakiś klucz...
OdpowiedzUsuńNie... jak ktoś jest taki zgorzkniały i trudny, to skądś mu to musiało przyjść. Jak będzie cały czas dostawał kopy -nawet i słuszne- to tylko się utwierdzi w tym, że świat jest zły. A tak to może jakiś dobry promyk zapali w nim świateło.
UsuńZ własnego doświadczenia wiem, że nie warto. Miałam kilka takich sytuacji, w których dla osób naprawdę mi nieżyczliwych starałam się mimo wszystko zachować życzliwość. Oczekiwanego rezultatu brak, a nawet pogłębienie niechęci...
UsuńBywa i tak... ja od toksyków staram się trzymać z daleka. Nie da się udawać, że deszcz pada, kiedy inni plują.
UsuńWięc życzę Ci żebyś takich nieżyczliwców miała w życiorysie jak najmniej✌
Zgadzam się w 100%, przerabiałam to wszystko, tym bardziej, ze tak byłam wychowana.
OdpowiedzUsuńZa późno zdałam sobie sprawę, ze można i nawet trzeba inaczej.
Na szczęście pokolenie mojego syna widzi i postępuje inaczej, doszli do tego w porę!
Właśnie-wychowanie wychowaniem, ale nie kosztem siebie!
UsuńBycie osobą dobrą i miłą dla innych nie jest złe, ale pewnych granic nie warto przekraczać,
OdpowiedzUsuńbo niektórzy ludzie naszą dobroć po prostu lubią wykorzystywać przy pierwszej lepszej okazji.
Zgadzam się z Tobą, że poszanowanie granic powinno działać w dwie strony :)
Pozdrawiam.
Czasem się zastanawiam czy robią to z premedytacją, czy po prostu nie zauważają, że niebezpiecznie przeciągają strunę?
UsuńZawsze należałam do może nie tyle niemiłych osób, co niemających problemów, żeby odpowiedzieć komuś w jego języku. W domu mi się za to obrywało (słownie), bo zamiast stulić uszy na kolejny chamski komentarz cioteczki odpowiadałam jej w ciętym tonie. I tak mi zostało ;)
OdpowiedzUsuńMili ludzie są mili, ale powinni pamiętać o zasadzie złotego środka. Dla swojego zdrowia psychicznego.
I to jest bardzo cenna umiejętność! Żeby nie dać sobie wejść na głowę, mieć swoją przestrzeń i poczucie, że czlowiek umie bronić swojego jestestwa. A że czasem ostrzej... cóż można mówić w innych językach nie tracąc klasy ;)
UsuńNo tak, przesada w drugą tez nie jest dobra. Ale Jednak o ile to od nas możliwe powinniśmy żyć w zgodzie i pokoju ze wszystkimi. I jeśli nie nie możemy już wytrzymać to co się stało po drodze? To oczywiście jest bardzo ogólnikowe to co piszę, jednak myślę, iż często to problem jest w nas z własnym ego. No ale pomiatać się tez nie można dać. Tylko czy można to w inny sposób rozwiązać zamiast wybuchnąć? Myślę że tak, chyba każdy nad sobą powinien to pytanie zadać i zastanowić się. To takie moje skromne zdanie :)
OdpowiedzUsuńWiesz, nie chodziło mi o to by być niemiłym, ale o to by nie być miłym za wszelką cenę. Można być uprzejmym niebędąc wylewnym. Odpowiedzieć "dzień dobry" i nie wdawać się w pogawędki, jeśli faktycznie nie mamy na to ochoty. Uważam, że świat jest lepszy, kiedy okazujemy sobie życzliwość i sympatię. Kłopot polega na tym, że niektórzy czują się, niejako w obowiązku, mieć wiecznie dobry humor i być na każde zawołanie. A nikt z nas nie jest cyborgiem.
UsuńZ tych zamiatanych pod dywan emocji rodzą się później wybuchy i awantury. A wystarczyłoby dbać o swoje granice i nie dać się zajeździć. Dobrzy ludzie też mają zły humor.
Oczywiście jak napisałam, nie można w drugą stronę przesadzić ;)
Usuń😊 złoty środek 😉
UsuńJa zawsze staram się być miła, ale zawsze trzeba stawiać granicę. Pracowałąm przed pandemią w klubie jako szatniarka, zawsze była miła, lubiłam swoją pracę i czesto słyszałam, że jestem najmilsza z szatniarek spośród klubów w okolicy i że powinnam mieć jakiś pojemnik na napiwki to dużo bym uzbierała. Ale był też i jeden prostak, którego niewybredne komentarze słyszałam z połowy kolejki. Od razu sprowadziłam delikwenta do parteru, a większość osób, które był blisko i słyszały jak cały czas byłam popatrzyły na mnie ze zdziwieniem, bo chyba nie spodziewały się po mnie czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńUwielbiam być miła, ale jeśli sytuacja tego wymaga to czasami trzeba z tego zrezygnować i to też jest dobre.
Po pierwsze: podziwiam, że dałaś radę pracować w klubie na szatni. Tam jest taki przemiał i natłok ludzi, że na samą myśl mi słabo ;) a po drugie: zgadzam się w całej rozciągłości ;)
UsuńOj skąd ja to wszystko znam. Jak jesteś za miły to później każdy coś od ciebie chce i to wykorzystuje. Czasami niestety trzeba inaczej...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kolorowo!
Dlatego tak ważne jest stawianie mądrych granic
Usuń