Supermoce

Przestałam fotografować ludzi pół roku temu, zaraz po otrzymaniu SWPA.

Przyznano mi nagrodę o której marzyłam, odkład pierwszy raz spojrzałam przez obiektyw. Znałam się na tym – na ustawianiu kontrastu, ostrości, czasu naświetlania. Sfotografowałam niezliczoną ilość twarzy, rąk, krajobrazów i martwych natur, ale nic nigdy nie było tak martwe jak oczy, które wygrały w tegorocznym konkursie. To były moje oczy.

Tak jak na fotografii odbije się wszystko ­­– światło, cień, każde rozmycie, tak w oczach zapisuje się dusza – a moja była martwa. Kiedy zdiagnozowano chorobę męża – żyłam. Kiedy leżał nieprzytomny na OIOM-ie – żyłam. Kiedy wybierałam mu trumnę – żyłam. Ale tamtej styczniowej nocy, gdy świat tonął w białym puchu, gdy świeciły gwiazdy, a ja z czerwonym winem świętowałam moją piątą rocznicę ślubu – tak, wtedy umarłam.

Zwierzęcy skowyt przeciął mrok, odłamki szkła rozprysnęły się po podłodze, a ja z chirurgiczną precyzją ustawiałam aparat, by dokumentować dzieło zniszczenia – twarz bez emocji, oczy bez duszy. Nic nie boli tak jak pustka, jak świadomość, że nic już nie da się naprawić, nic nie cofnie czasu. Był w tym jakiś przymus, by z pomocą aparatu uwieczniać ból. Jakbym chciała mieć namacalny dowód, że kocham tak bardzo… Może był za duży, by opisać go słowami? Może tylko obraz był w stanie udźwignąć pustkę tak straszną, tak bardzo przygniatającą? A może to była moja pierwotna potrzeba wykrzyczenia, że jestem tu, że cierpię?!

Nie wiem – teraz to i tak bez znaczenia. Tamtej nocy zrobiłam przeszło setkę zdjęć. Oczy, z których wyschły łzy. Oczy, które widziały za dużo. Teraz te oczy zdobiły moją ścianę w nienaturalnym powiększeniu.

Umarłam.

Sfotografowałam śmierć.

Zdobyłam SWPA.

Pora zacząć żyć.

***

Nigdy nie fotografowałam na tyle dobrze, by starać się o nagrodę Sony World Photography Awards (SWPA), nigdy też nie byłam mężatką, ale znam uczucie zamrożenia tak wielkie, że wydaje się, że to już koniec świata.

Nauczyłam się myśleć o śmierci, jako o elemencie życia. Człowiek umiera i bach - przechodzi level wyżej, żyje dalej, ma nowe cele i przygody. Może nawet zyskuje jakieś supermoce...?

Kłopot jest z tymi, którzy zostają. Mówimy, że zaczyna się okres żałoby ze wszystkimi etapami: niedowierzaniem, złością, smutkiem, wreszcie z akceptacją. Składając kondolencje mówimy: "wiem co czujesz", ewentualnie: "nie wyobrażam sobie tego co czujesz", ale co z człowiekiem, który nie czuje nic?

Bywa, że śmierć kogoś bliskiego potrafi zamrozić wszystko co jest w człowieku - myśli, uczucia, odruchy. Wydaje się, że nic nigdy już nie wróci do normy, pozostaje tylko obezwładniające zimno i ciemność.

Wtedy można przy człowieku tylko być. I chociaż nie potrafi okazać wdzięczności, to jednak pamięta o tej czułej obecności: podtykaniu herbaty i trzymaniu za rękę.

A kiedy już dotknie tego dna rozpaczy, rozpocznie sie mozolna wędrówka w górę. Krok do przodu, dwa w tył, aż w końcu wyjdzie na światło. Weźmie oddech i poczuje, że już nie boli.

Nikt nie zna siebie do końca, ale wiem, że swoje supermoce można odkryć jeszcze za życia.

Fot. Alex Azabache / Unsplash


Komentarze

  1. Kocham kogoś kto również fotogafuje, niestety, nie traktuje serio swojego talentu a szkoda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, talent to płomyk, jak się go nie podtrzymuje to gaśnie. A pasja potrafi cudownie ubatwić życie.

      Usuń
  2. Każdy ma jakiś talent, tylko nie zawsze ma na tyle siły przebicia i wiary w swoje możliwości, by coś więcej z tym zrobić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie o talenty chodziło mi w tym tekście, ale masz rację - dużo zależy od wiary w siebie. Może rzeczywiście umiejętność brania w ręce swojego życia jest największą supermocą :)

      Usuń
  3. Zawsze warto dążyć do odkrycia i utrzymania swojego talentu, w każdym z nas drzemią jakieś moce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Talenty talentami, ale to tekst przede wszystkim o wychodzeniu z żałoby.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mocne, trafne, uderzające w samo sedno. Potrzeba dużej uważności i chyba samodyscypliny, by nie ugrzęznąć w przeszłości, w smutku i bólu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba najważniejsze jest pozwolenie samemu sobie na szczęście- niezależnie od tego co nas spotkało. Nawet jeśli życie nas przeorało, to jeszcze nie jest jego koniec i może być pięknie. Trzeba tylko sobie na to pozwolić, a jeśli nie umiemy sami wyjść to po prostu poprosić o pomoc. To nie jest nic wstydliwego, ani nie jest słabością. Wręcz przeciwnie-wymaga to odwagi i jest prawdziwym bohaterstwem.

      Usuń
  6. Wyjście z żałoby to często bardzo trudny i pracochłonny proces

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U każdego może być inna - raz krótsza, raz dłuższa. Nie ma reguły, ale nie warto jej skracać na siłę.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część druga