Wyjść z siebie, stanąć obok

Zaraz wyjdę z siebie! Kto z nas nie zna tego okrzyku? Jest taki bojowy, pełen emocji, z lekką nutą desperacji. Moja babcia tak wołała, mnie też się czasem zdarza. I tak się zastanawiam: czy byłoby to złe?

Chyba nie. Na pewno nie! Co więcej, myślę, że to potrzebne: wyjść, stanąć obok, popatrzeć.

Babcia wołała tak, kiedy wchodziłam na wyżyny kreatywności, tworząc pobojowisko w mieszkaniu, albo kiedy dziadek przynosił dwie siaty ryb. Wiecie, skrobanie łusek, oprawianie, smażenie i wspomniany na początku rozpiździaj. Brakło jej sił na to niekończące się sprzątanie i ogarnianie rzeczywistości. Dopiero z perspektywy lat widzę, że to była niekończąca się orka na ugorze. 

Mnie też czasem dopada rzeczywistość. Nie w postaci ryb słodkowodnych, ale setek maili, pism, goniących deadlinów. Kręcę się, jak chomik w kołowrotku i nie daję rady złapać tchu. 

Ostatnio życie zafundowało mi przymusowy urlop. Załączyła mi się nieśmiertelność, ale organizm powiedział : sprawdzam i wylogował mnie na pewien czas. Ciężko jest przyznać samemu przed sobą, że nie jest się niezniszczalnym. Ten ciągły pęd sprawił, że zagubiłam się w tym co muszę zrobić, co powinnam, czego chcę i czego tak naprawdę potrzebuję. To zupełnie inne rzeczy, ale nie wiadomo kiedy zmieszałam je, tworząc miksturę nie do przełknięcia.

*** 

Mówią, że gdy robisz to co kochasz, to nie przepracujesz w życiu ani godziny, ale to ściema. Wszystko zależy od proporcji, od ilości geniuszu, sił witalnych i mocy przerobowych. Łatwiej jest swoją pracę lubić, niż chodzić do niej i jej nienawidzić, ale każdy medal ma dwie strony. Gdy hobby staje się pracą, łatwo jest przeoczyć moment, w którym zamiast rozwijać się, człowiek zaczyna się kurczyć.

Tak było z pewnym grafikiem: tyrał, tyrał, tworzył coraz to wspanialsze plansze, kończył kolejne kursy, aż zgasł. Z niesamowitym talentem, z drogim tabletem graficznym i z szufladą pełną certyfikatów nie może patrzeć w kierunku projektów. Teraz hoduje pszczoły. Szczęśliwy na tyle, na ile pozwalają mu okoliczności. Wraca do równowagi, ale za jaką cenę? Coś co kochał zostało przysypane przez natłok kolejnych zleceń i pracę ponad siły. Szkoda tej bożej iskry.

Dobre rzeczy są łatwe do zauważenia: to te relacje, które nas ubogacają; miejsca, w których odpoczywa się najlepiej na świeci; widoki, które zapierają dech w piersiach. Złe rzeczy czasem trudniej wyeliminować, bo wiele z nich przyjmuje pozory dobra: tak jak to hobby, które stało się przyczyną zapętlenia. 

Gdy zło przyjmuje ostrą formę umiemy mu się przeciwstawić, ale to zawoalowane wcale nie jest mniej groźne. Zobaczcie ile siły kosztują relacje z ludźmi, którzy nas drenują, chociaż pozornie nie robią nic złego. Nie ubliżają, nie wyzywają, nie biją, a jednak wysysają całą energię i radość życia, zatruwają swoim strachem, albo czarnowidztwem. 

Nawet samorozwój potrafi nas sprowadzić do parteru i zglanować. W założeniu powinniśmy czuć się lepiej, rozwijać skrzydła i szybować, napędzani poczuciem sukcesu. Czasem jednak to nie nasza potrzeba pcha nas na tę ścieżkę, a wyobrażenie o tym, że tego się od nas oczekuje. To przekleństwo szczególnie utalentowanych, tych wszystkich piątkowych uczniów, którym wróżono wielką karierę. Wielu, których znam, ciągle mało. Biegają na angielski i chiński, na tango i aikido, na zajęcia z programowania i... padają na twarz. Chcą doskoczyć do niewidzialnej poprzeczki, której tak naprawdę nie ma. 

*** 

Dlatego czasem dobrze wyjść poza siebie: poza swoje wyobrażenia o tym czego oczekują od nas inni i czego sami od siebie oczekujemy. Zastanowić się czy to, gdzie jestem w tej chwili jest miejscem, w którym rzeczywiście chcę być? Czy dobrze mi w mojej skórze, a jeśli nie, to dlaczego? 

Fot. Anton Malanin / Unsplash


Komentarze

  1. Czy to możliwe, że jestesmy spokrewnionymi duszami?! Proporcje... to klucz do balansu, harmonii, zdriwej głowy, spokojnego oddechu. Bardzo mi bliskie jest to co piszesz... Mimo, że oddalone tyle kilometrów weszłyśmy do tej samej sadzawki. A może we wszystkich miastach na W ktoś porozstawiał takie sadzawki? Po to, by można było wyjść z siebie i siebie na nowo odnaleźć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sadzawka, jak sadzawka - bardziej jak szafa u Borgina i Burkesa ;)

      Usuń
  2. Bez kitu dziś o Tobie myślałam i nawet zastanawiałam się, czy czasem jakiegoś lub kilku z rzędu postów u Ciebie nie pominęłam, ale jako że jestem ultra leniwa to nawet tu nie zajrzałam i tak oto fejs mi podrzucił info o nowym poście.
    W sumie ja też tak mówię :D Tyle, że u mnie pełne wyrażenie brzmi "Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok" :D i przejawia się tym, że coś mnie już tak wkur*** denerwuje, że "zaraz wyjdę z siebie i stanę obok" właśnie :D
    Zgadzam się, że nawet jeśli coś lubimy, to potrafi to się nam uprzykrzyć. Ja na przykład lubię angielski. Ale czy go kumam? Nie. Czy chce mi się uczyć? No nie :D Więc łapię frustrację, że chciałabym, ale w sumie mi sie nie chce. Czy to ma sens?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to ma sens? Nie! Czy ja Cię rozumiem? Ależ oczywiście :P Tłumaczę sobie, że to po prostu jeszcze nie ten czas :p

      Usuń
  3. Wiele razy przekonywałam się, że jeśli tworzę jakieś rękodzieło na zlecenie i goni mnie termin, to to, co zawsze uważałam za pasje i przyjemność, nagle staje się przykrym obowiązkiem. Porzuciłam realizowanie takich zleceń, bo mimo, że robiłabym to, co kocham, to na pewno przestałabym to w końcu kochać. Swoją pracę zarobkową lubię i cenię i innej nie potrzebuję, ale na szczęście nie muszę w niej za nami czym gonić 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze! Straszne byłoby takie zniszczenie pasji. Lepiej robić coś dla siebie i czerpać z tego przyjemność, niż być niewolnikiem przyzwyczajenia. Trochę zazdroszczę tego "nie gonienia" ;)

      Usuń
  4. Witam serdecznie ♡
    Tak, często słyszałam to jakże popularne powiedzenie, chodź nie wydaje mi się, bym sama tak mówiła. Łatwo się denerwuję, ale z moich ust lecą różne inne wiązanki niekoniecznie warte przytoczenia do tego komentarza :D Ja swoją pracę bardzo lubię. Raczej mnie nie wymęczy, bo pracuję swoje 7 godzin a wychodząc mogę o niej całkowicie zapomnieć ale blog- to już coś innego. W zeszłym roku goniło mnie kilka terminów i jak już wszystko udało się zrobić to ja musiałam odpocząć, bo poczułam wypalenie. Wspaniały wpis skarbie, jak zawsze cudownie było przeczytać twoje słowa!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ogromnie miło mi to słyszeć :)
      Mnie też ostatnio przytłoczyło to co kocham i bardzo dziwnie się z tym poczułam. Może takie pstryczki są potrzebne, żeby wyhamować w odpowiednim momencie?

      Usuń
  5. Czasami jest to bardzo pożądane - spojrzeć na siebie i swoje życie z boku. Cenna umiejętność ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak każda - do wykształcenia, przy odpowiedniej praktyce :D

      Usuń
  6. Takie dosłowne wyjście z siebie i spojrzenie z boku byłoby cenne, byle być krytycznym konstruktywnie. Z perspektywy 37 lat pracy zawodowej mogę powiedzieć, że największa pasja potrafi zmęczyć i przychodzi czas, gdy chcemy wreszcie zając się czymś innym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście uważam, że to jest właśnie w nas, ludziach, piękne :) To, że zawsze możemy chcieć czegoś nowego, zaczynać od zera i nieustannie wzrastać :)

      Usuń
  7. Mieszkam na 10 piętrze z widokiem na daleką perspektywę. Zaczynam dzień od kilku minut patrzenia w okno na to co dzieje się na ziemi.. Perspektywa bardzo zmienia podejście do wielu rzeczy. Ale łatwo to zrobić gdy nic nie musisz i gdy obserwujesz cudze życie. Jednak gdy pora spojrzeć na nas samych - niekiedy to niewykonalne - bo nie wiemy jak spojrzeć; z czego zrezygnować, gdy rachunki opłacić trzeba a kolejne nagłówki krzyczą o kolejnych podwyżkach; czy uciekać od dotychczasowego życia, skoro inni naprawdę uciekać muszą a my ? Czy nam wypada w takich momentach narzekać i szukać czegoś co modnie nazywane balansem życia, które w obecnej chwili nie wiadomo czy pasuje aby o nim opowiadać..
    Ale gdyby naprawdę spojrzeć na siebie z boku? Wyjść i się sobie przyjrzeć? Tylko w jaki sposób? Jako matka, przyjaciel, pracodawca? Ja sam? A jeśli po tym przyjrzeniu się okaże się, że jako ja sam, jestem poza moimi wyobrażeniami - naprawdę sam, że taki jaki jestem to nie do końca się wpasowuję, więc może lepiej zostać taki jaki jestem na co dzień? A może jednak pozwolić sobie wyjść, stanąć z boku i odejść.... Nie uciec - odejść...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, myślę, że nie to "jako kto" mamy na siebie spojrzeć, ale "w jaki sposób". To jest kluczowe. A odpowiedź jest jednak: z czułością. Nie z pobłażaniem dla wad, ale z pewną dozą delikatności. Bo chyba nikt nie kopie człowieka, jak on sam.
      Nie wszystko od nas zależy, a jednocześnie więcej niż nam się wydaje.
      Odejście nie jest rozwiązaniem, jest odcięciem jakiegoś elementu. Ranę trzeba oczyścić, a nie zostawić i zapomnieć. Oczyszczanie boli, ale nie pozwala rozwinąć się gangrenie. Myślę, że to jest ważne.

      Usuń
  8. Czasami zdecydowanie dobrze jest spróbować popatrzeć na siebie z boku i skłonić się do jakiś refleksji. Nie tylko wtedy gdy jest się wkurzonym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko :) Ale jak jest dobrze, to po co to zmieniać? :P

      Usuń
  9. Uwielbiam swoją pracę, ale ostatnie daje mi w kość. I to dosłownie - tak dokucza mi kręgosłup, że chętnie wyłożyłabym się na kanapie przez najbliższe kilka dni. Co do pracy będącej pasją, to cudowne, kiedy robimy to, co kochamy. Masa ludzi nie znosi swojego zajęcia i każdego dnia wychodzi z domu niechętnie. Ale jest coś w tym, że wszystko, nawet najwspanialsze zajęcie, może znużyć. Zwłaszcza gdy wiadomo, że musi być zrobione. Widać nie może być zbyt idealnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealnie to nie, ale prawie idealnie jest w zasięgu łapki :) I patrz, masz pretekst do pójścia na relaksacyjny masaż, albo chociaż zakupienia maty do akupunktury ;) Podobno czyni cuda :) Pewnie będę musiała się o tym przekonać, bo mnie też ostatnio wszystko łamie. Szybko przyszła ta starość :P

      Usuń
  10. Czasami pasja potrafi człowiekowi zbrzydnąć, jeżeli nas nie rozwija,
    a staje się zwykłym obowiązkiem :/ Dobrze byłoby na chwilę wyjść z siebie,
    aby popatrzeć na różne sytuacje z boku :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki ogląd z szerszej perspektywy byłby genialny - ale chyba w tym życiu jeszcze się nie da :P

      Usuń
  11. Oj moja babcia tez tak wolala i mama tez. Fajnie byloby sie rozdwoic w sumie. Od razu byloby wiecej rak do roboty, prawda? Czlowiek nie jest terminatorem, nie moze tyrac jak robot w nieskonczonosc. Gdzies te granice sa. Pozdrawiam Cie serdecznie Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był taki film: facet się sklonował, żeby jeden klon chodził do pracy, drugi kosił trawnik, a on miał mieć czas dla siebie - ale co z tego wyszło? ;)

      Usuń
  12. Kurczę w końcu widzę, że ktoś nie zgadza się z tym powiedzeniem "gdy robisz to co kochasz, to nie przepracujesz w życiu ani godziny". Uważam dokładnie tak samo! Kiedy twoja praca jest Twoim jedynym hobby to nie masz w życiu granic, nie ma ograniczenia co jest pracą, a co czasem wolnym. Sama się o tym przekonałam, że taka granica musi być. Życie prywatne musi być mocno rozgraniczone od życia zawodowego. Bardzo fajny post, zostawia z jakimiś przemyśleniami!
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy post!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Lubię od czasu do czasu zastanowić się, czy te powtarzane komunały rzeczywiście mają sens w moim życiu - i okazuje się, że nie zawsze ;) Dobrze jest lubić swoją pracę, ale nie można w niej spędzić całej doby, to niezdrowe. Trzeba mieć te swoje małe enklawy do odpoczynku i nabrania sił :)

      Usuń
  13. Czasami mam wrażenie, że aż za bardzo analizuje swoje życie i podejmowane decyzje. Niemniej jednak chwile później uznaje to za zasadne. Uwielbiam poddawać się osobistym refleksjom, takim życiowym, funkcjonowania w społeczeństwie i tego, czego od siebie oczekuje. Być może (u mnie) jest to klucz do odczuwania szczęścia w życiu i dążenia dalej do spełniania jakiś tam celów :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba zależy od charakteru - jedni lecą na żywioł, inni rozmyślają miesiącami. Ważne, by żyć w zgodzie ze sobą i nie krzywdzić innych :)

      Usuń
  14. Przez kilka lat plątałam się między pracą, a wychowaniem dzieci. Dziewczyny sporo chorowały, musiałam brać L4, co nie podobało się przełożonym. W końcu miałam tego dosyć. Postanowiłam poświęcić się macierzyństwu. Gdy dziewczynki się usamodzielnią, wrócę do pracy zawodowej, teraz jednak, jest mi dobrze tak, jak jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma jednego modelu, który każdego uszczęśliwia, ale każdy ma własny i bardzo się cieszę, że odnalazłaś tę swoją ścieżkę :)

      Usuń
  15. Jedną z form terapii jest właśnie w czasie trudnych sytuacji wyobrażenie sobie, że przeżywa je ktoś inny, żeby spojrzeć na wszystko z boku i zastanowić się co można by sobie poradzić. Tak wyjście z siebie ma dobre znaczenie.
    Też się zajechałam trochę ambicjami i nigdy mi to na dobre nie wyszło. Nie zastanawiałam się czego naprawdę chcę. Zmiany też są dobre, nie musimy poświęcać całego życia jednej rzeczy. Czasem faktycznie nie jest niczym złym odrzucić na jakiś czas swój talent i hodować te pszczoły. Ważne by robić to zgodnie z sobą :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego trzeba dorosnąć, prawda? Kiedy pytają cię: "Kim będziesz jak dorośniesz?" masz wrażenie, że trzeba podjąć decyzję raz na zawsze. A potem przychodzi dorosłość i możesz z grafika przekwalifikować się w pszczelarza. Można zrobić odwrotnie. Można bawić się w jedno i drugie dwutorowo. Jest wiele dróg, ale najlepiej jest znaleźć własną :) A żeby to zrobić czasem trzeba się zatrzymać, albo cofnąć się o krok.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Umiarkowanie w jedzeniu człowieka

Oszlifowani

Boski pierwiastek