Zasada magnesu w oczach

Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają. Plus ciągnie do minusa, minus do plusa, panienki z dobrych domów lecą na niegrzecznych chłopaków... Mam jednak teorię, że przyciągamy to, czym sami jesteśmy.

Słynne zdanie ze szklanką napełnioną do połowy colą pokazuje, że optymista widzi możliwość ugaszenia pragnienia, pesymista zakłada, że i tak się nie napije, a realista wie, że dowalą mu rachunek z podatkiem cukrowym. True story. W dużej mierze nasz świat zależy to od tego, co dostrzegamy wokół siebie. I od tego, czego nie widzimy.

Nie dlatego, że coś znika, albo magicznie się pojawia. Rzeczywistość dotyka nas czy tego chcemy, czy nie, ale to my nadajemy znaczenie wszystkiemu, co dzieje się w naszym życiu. 

Załóżmy, że trzeba iść do urzędu i wypełnić jakiś wniosek. 

Nikt w Polsce nie myśli o takiej wyprawie z dreszczykiem emocji. Prędzej z dreszczem przerażenia. Oczywiście można to przeżywać tydzień wcześniej i tydzień później. Nakręcać się, że kolejka będzie zakręcać dookoła budynku. Że pani Halinka każe nam przyjść jeszcze raz. Że druczek jest beznadziejny i na co komu 18 egzemplarzy?! 

Ale można też założyć, że pójdzie sprawnie, a nawet jeśli nie, to dobrze, że nie trzeba powtarzać tego procesu co wtorek. A jak już wyjdę z urzędu to pójdę na spacer. Skoro musiałam wziąć wolne na odstanie się w ogonku, to resztę dnia mogę spożytkować po swojemu. No i standardy obsługi zdecydowanie się poprawiły, nie sądzicie? ;)

***

Jedną z ważniejszych książek w moim życiu była "Pollyanna" - opowieść o dziewczynce, która nieustanie grała w zadowolenie. Ja jestem raczej ponurakiem, więc szukanie w każdych okolicznościach powodu do radości było dla mnie dość nowatorskim podejściem.

Na początku wydawało mi się to wręcz dziwacznym wymysłem: jak będzie super to się będę cieszyć, ale teraz jest normalnie, więc niby z czego mam być taka zadowolona? Z czasem nauczyłam się, że to właśnie ta "normalność" skrywa w sobie nieprzebrane bogactwo radości. 

Gdy umiesz zachwycić się tym, że pies tak śmiesznie sapie kiedy śpi; tym, że kot ma miękkie futerko; tym, że po raz 15 oglądasz film, a on bawi cię tak jak na początku - to jesteś na dobrej drodze. Za kilka dni zatrzyma cię w miejscu gra świateł, albo fantastyczna muzyka. Ucieszysz się, że zadzwoniła do ciebie kuzynka, że znajomi zapraszają na planszówki. Poczujesz radość z tego, że jesteś i że świat jest dobry. Będziesz dostrzegać to dobro.

To nie znaczy, że nie będzie pod górkę. Nie raz wyprowadzą cię z równowagi w pracy, będziesz miał dosyć rozmów o niczym, wiatr powieje w oczy. To nie zniknie, ale nie będzie zgniatało.

***

Czy nie znacie ludzi, na których spadają wszystkie dostępne kłopoty? Albo takich, którzy jak Midas ozłacają to, czego tylko dotkną? Myślę, że w dużej mierze zależy to właśnie od spojrzenia na świat. Od tych magnesów w oczach. Gdy widzisz dobro i piękno, za chwilę przyklei się kolejne, a potem następne i wszystko wokół będzie wydawało się milsze. Jeśli jednak widzisz zgniliznę i rozkład, to podświadomie zaczniesz wyłapywać kolejne przykłady i wtedy nikt nie przekona cię, że może być dobrze. 

A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Te magnesy można samemu skalibrować.

Fot. Erika Lowe / Unsplash




Komentarze

  1. To chyba prawda, że przyciągamy takie osoby jakimi sami jesteśmy lub którym na to pozwalamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Święta prawda i coś w tym jest. Dobre nastawienie i widzenie czegoś co sprawia radość nastawi nas do tego "lepszego".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ❤ cieszę się, że też tak uważasz :) Jakoś fajniej, gdy ludzie wokół też są magnesami na dobro :)

      Usuń
  3. Moim zdaniem właśnie najlepiej rozumieją się osoby, które są do siebie podobne. Zresztą w moim przypadku tak jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jest łatwiej, kiedy wyznaje się podobną filozogię i ma się taką samą hierarchię wartości. Resztę można ogarnąć :D

      Usuń
  4. W życiu juz tak chyba jest, że wiara przenosi góry, a wiara w siebie nas samych, tam gdzie chcemy być... Przeciwieństwa nie ś takie złe. Pod warunkiem, że się uzupełniają na plus...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie-byle ciągnąć się mi górze :) Fajnie to ujęłaś, że: "wiara w nas samych, przenosi nas tam gdzie chcemy być". Bardzo mi się to zdanie podoba:)

      Usuń
  5. nie słyszałam nawet o "Pollyannie" ale widzę, że to książka również dla takiego ponuraka jak ja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Dla mnie to taka klasyka, jak "Ania z Zielonego Wzgórza" :) zresztą obie książki powstały mniej więcej w tym samym czasie. Jest urocza, polecam bardzo :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część druga