Maszkaron na spacerze

Mówią, że nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Pięknie się to sprawdza kiedy jesteś hobbitem i chcesz na szybko oddać pierścionek do jubilera. Podobno niektórzy też wychodzą tak po mleko i wracają po 5 latach. Myślę jednak, że ten "pierwszy krok" to w rzeczywistości punkt 10. Co najmniej.


Wszystko zaczyna się od decyzji, żeby jednak się ruszyć. I to jest bardzo trudne. Szczegolnie, gdy chodzi o podróż w czasie. Wędrowka przez dni, tygodnie, miesiące i lata może być fascynującą przygodą, może też być prawdziwą mordęgą. Ale najgorszą opcją ze wszystkich jest usiąść na poboczu i czekać na śmierć.

Ok, czym innym jest perspektywa wycieczki, a czym innym przemeblowanie życia, ale wbrew pozorom wcale nie są to aż tak odległe tematy. Przede wszystkim trzeba wskazać jakiś punkt docelowy. Wierzącym z życie pośmiertne jest łatwiej, bo wystarczy wyznaczyć sobie kierunek Niebo, czy Walhalla i dążyć: życie ciche i spokojne, albo wiking. Każdemu według potrzeb :)

Życie lubi jednak dopadać nas z nienacka i nawet tych najbardziej uduchowionych ściaga czasem do parteru. Każdy człowiek dochodzi w pewnym momencie do punktu, w którym musi zdecydować o tym, co będzie dalej. Przyjąć posadę, czy nie? Iść na te studia, czy inne? Oświadczyć się, czy brać nogi za pas? Przed tym nie da się uciec. W RPG wystarczy rzucić kostką i albo Ty zabijasz smoka, albo smok zabija Ciebie. W realnym świecie konsekwencje pojawiają się trochę później.

Zmęczenie życiem zdarza się każdemu. Bywa, że rozczarowuje nas rodzina, nasze wybory, marazm małych miasteczek, albo wielkomiejski szum. Patrzymy na siebie, na otoczenie i widzimy tylko wady i przeszkody. Są takie dni, ale nie powinny trwać długo. Przyzwyczajenie, również to do narzekania, staje się drugą naturą. I zamiast być coraz lepszą wersją siebie, zmieniamy się w zgoszkniałe maszkarony.

Można przesiedzieć życie ze skwaszoną miną i poczuciem, że mi nie wyszło. Można założyć ręce i stwierdzić, że już po wszystkim: spróbowane raz, nie pykło, więc sorry boys and girls - przedstawienie skończone. Można. Ale czy o tym marzyliśmy w przedszkolu?

Można też rzucić się na głęboką wodę. Puścić się bezpiecznej przystani i spróbować zawalczyć o marzenia.

Jeśli odpowiada Ci to co robisz, gdzie jesteś i to jaki jesteś; jeśli wiesz, że za 10 lat chcesz być w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi - jesteś prawdziwym szczęściarzem. Jeśli jednak wiesz, że do szczęścia potrzeba Ci czegoś więcej to zacznij tej drogi szukać.

Rzadko się zdarza, że podejmujemy decyzję o zmianie pracy, a następnego dnia łowcy głów zasypują nas mailami. Częściej trzeba się za nowym etatem mocno nabiegać.

Zwykle też książę nie wspina się po rynnie na 5 piętro, żeby uratować nigdy niewidzianą piękność. Jeśli chce się mieć w życiorysie nowych ludzi to, cóż - trzeba do nich wyjść, albo chociaż pomachać.

Nie można zaplanować życia z dokładnością co do minuty. Zmieniamy się, zmieniają się okoliczności, trzeba więc ciągle na nowo aktualizować wiedzę o sobie samym. Nie można też fiksować się na JEDYNYM SŁUSZNYM PLANIE, bo po drodze zawsze otwierają się ciekawe furtki, których nigdy nie braliśmy pod uwagę. To okazje, które trafiają się raz w życiu. Albo ją złapiesz, albo nie. Może przyjdzie następna, a może też jej nie dostrzeżesz. Dlatego warto mieć otwarte oczy.

Etap maszkarona może się każdemu zdarzyć. Szczególnie teraz, kiedy dopada nas niepewność jutra. To normalne, że brakuje siły na wielkie wędrówki, więc może chociaż znajdzie się jej trochę na spacerek?

Fot. Pedro Lastra / Unsplash







Komentarze

  1. Czasem zaczyna się od decyzji i na decyzji się kończy, więc chyba jednak "najważniejszy pierwszy krok" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, realizacja to ważna rzecz :D ale nie przekreśla tej całej logistyki: określenia czy zmiany chcemy i potrzebujemy, czy faktycznie się na nią decydujemy i czy podejmujemy jakieś działania. Na marzeniu o byciu baletnicą się nie kończy, trzeba robić szpagaty i kupić baletki ;)

      Usuń
  2. Ja przez długi czas błądziłam i sama nie wiedziałam,czego chcę. Teraz już wiem,zdobyłam odpowiednie kwalifikacje,ukończyłam konkretne kursy - ale ze względu na covid ciągle kłody pod nogi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ze względu na covid tylko ze względu na nasz zakłamany (nie)rząd. Covid nikomu pracy nie zabrał, wręcz przeciwnie - dał. Za to rząd doprowadził do bankructwa wiele osób swoimi absurdalnymi decyzjami.

      Usuń
  3. Wiecie, są w życiu sytuacje od nas totalnie niezależne: powódź, wojna, gradobicie, epidemia itd. Są chwile, kiedy trzeba się do realiów po prostu dostosować, albo łapać za wiadro i gasić pożar. Ale w ogólnym rozrachunku chodzi o to, żeby się nie urządzać w bagnie wieszając firanki, tylko z niego wyjść. Podnoszenie kwalifikacji to inwestycja w siebie i tego nikt nie zabierze. Tak naprawdę nie wiemy jak bardzo się zmieni świat po pandemii. Może część zawodów w ogóle zniknie? I będzie się trzeba odnaleźć, bo inaczej to właśnie będzie takie siedzenie na poboczu życia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Umiarkowanie w jedzeniu człowieka

Oszlifowani

Boski pierwiastek