Siwa Sawa

Uwielbiam Warszawę za staruszki z paznokciami pomalowanymi na granatowo i fluorescencyjny róż. Za babcie jedzące bez zażenowania kebaba na cienkim cieście. Za to, że noszą alladynki. Uwielbiam ją za to, że robi miejsce starości.

Pamiętam, że gdy byłam mała uważałam, że kiedy kobieta staje się babcią musi zrobić trzy rzeczy: zrobić trwałą, nosić spódnicę w gumkę i zrezygnować z czasu dla siebie. Ciastka się same nie upieką, bajka się sama nie przeczyta, helloł.

Jaki szok przeżyłam, kiedy babcia powiedziała, że mogę pobawić się z dziadkiem, bo ona idzie do koleżanki. Wychodzi! Sama! Do koleżanki! To starzy ludzie mają w ogóle koleżanki? Tak się da?

W ogóle dorosłość kojarzyła mi się wtedy z ciężkim kieratem. Jakieś obowiązki, pranie, gotowanie... Na co to komu? W małym miasteczku dochodzi do tego jeszcze ciężka łapa zbiorowej mentalności. Zacznij myć okna i trzy, dwa, jeden… pół osiedla pucuje z tobą, bo przecież nie mogą być gorsi. Nie wypada pójść na Wielkanoc do kościoła w zimowym płaszczu. Kit, że święta wypadają w marcu i lodowaty wiatr wywiewa resztki godności. Płaszczyk ma być jasny, cienki i wiosenny. Koniec i kropka. Równie obowiązkowe co futro na 1 listopada.

Tam się w ogóle szybciej dorasta. Masz już 30 lat, więc nie wypada ci skakać w gumę na podwórku. Masz 40? Zapomnij o mini. Masz 75? Zostają plotki na ławce przed blokiem, kółko różańcowe i bawienie wnuków.

Nie żeby Warszawa była inną planetą. Tu też babcie i dziadkowie odbierają wnuki z przedszkola, gotują obiady i spotykają się na ławeczkowe pogaduchy. Ale widziałam pana z siwymi włosami, który w wielkich, bezprzewodowych słuchawkach, wywijał piruety na rolkach tuż obok Biblioteki Narodowej. Był jak łyżwiarz figurowy. Widziałam grupy roześmianych seniorów, którzy przychodzili do kina na filmy wszelkiej maści. Nawet na juwenaliach bywają reprezentanci dużo starszego pokolenia. I bawią się lepiej niż studenci.

Ogromnie mnie to cieszy. To, że w warszawskiej przestrzeni znajduje się miejsce dla każdego. Dla kobiet, mężczyzn, starych, młodych, pełno- i niepełnosprawnych. Może nie wszędzie jeszcze każdy może czuć się w pełni komfortowo, ale coraz więcej jest takich miejsc.

Cieszy mnie odwaga tych starszych państwa. Serio, to jest odwaga. Czasem sama czuję dyskomfort kiedy mam wejść w nowe miejsce, a oni wchodzą. Nasz świat pędzi do przodu na łeb, na szyję. Nie zawsze ogarniam techniczne nowinki, nie mam pojęcia w jaki sposób jeść niektóre potrawy. Język ewoluuje w zastraszającym tempie. O ile łapię „dzbany” i „jesieniary”, to już „morgellony” musiałam googlować, bo nie wiedziałam kto zacz.

Podziwiam, że na tych spowolnionych biologicznie obrotach, mają w sobie tyle życia i że umieją się nim cieszyć. Że wbrew babciowym stereotypom nie dziadzieją. W małym mieście jest trudniej zachować swoje wewnętrzne JA. Trzeba mieć bardzo silną osobowość, żeby się nie ugiąć do wymagań lokalnej społeczności, albo zgodzić się na łatkę odmieńca. Duże miasta, ze swoją anonimowością, pozwalają na odkrywanie siebie. I czasem tak się zdarza, że to odkrycie następuje dopiero u schyłku życia.

Przy okazji pomyślałam też o miejscu starości w moim życiu. Nie żeby mi już grawitacja przesunęła cycki w okolice pępka, ale wiecie: czasem poranki przypominają zmartwychwstanie, w kościach chrupie, czapkę noszę. Chociaż to może jeszcze nie tyle starość, co związana z wiekiem dojrzałość. Czasem mam wrażenie, że droga którą przebyłam jest niesamowicie długa i zawiła. Że nazbierałam doświadczeń i życiowej mądrości. Że okrzepłam w wielu decyzjach, uspokoiłam wewnętrzne rozedrganie. I czuję się wtedy taka niesamowicie dorosła. A później uświadamiam sobie, że tak naprawdę niewiele wiem, niewiele umiem i niewiele rozumiem. I bardzo się z tego cieszę, bo przede mną jeszcze długa wędrówka, a ja wierzę, że będzie piękna.

Jeśli to jest nam pisane, będziemy kiedyś siwymi babciami i pomarszczonymi dziadkami. Będzie nas łupało w krzyżu i będziemy zapominali, gdzie położyliśmy okulary. No chyba, że medycyna dostanie jednak porządne dofinansowanie. Oby. Mam tylko nadzieję, że nadal będziemy pamiętać o byciu sobą i nie damy się wcisnąć w ramki.

Fot. Vlad Sargu / Unsplash



Komentarze

  1. Mieszkam w małej miejscowości... Mam bardzo silną osobowość i kocham swoje łatki, jakie mi nadawano i nadaje 🖤 Zawsze odstawałam i nigdy z tego powodu nie czułam dyskomfortu. Przeciwnie. Im bardziej siwa, tym bardziej odstająca i jakaś taka "wdupiemająca". Czego wszystkim życzę ✌️😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudne określenie 👍 szczerze Cię podziwiam. Trzeba mieć jaja, żeby umieć żyć po swojemu. I w dużym mieście i w małym i na wsi. Tylko w dużym jest to prostsze 😜 mnie zawsze dobijało to, że wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, albo sobie dopowiedzą.

      Usuń
    2. A niech sobie dopowiadają :) Mnie to nawet bawi. No bo, czy to nie jest zabawne, że ktoś nam poświęca tyle czas na różne fantasmagorie? Mam w sobie gen przekory. Im ktoś bardziej naciska na mnie, żebym coś/gdzieś/tak/siak, to ja zawsze tym bardziej po swojemu. Nie ma sensu skupiać się na tym, jak inni reagują na nas. Lepiej na tym, jak my na innych. Wtedy wszystko staje się prościejsze ;)

      Usuń
    3. Święte słowa! Od nastawienia naprawdę dużo zależy. A ten gen przekory to chyba mocno narodowa cecha - kogo nie spotykam, to każdy taki hardy :D A już najbardziej mi się to załącza kiedy wiem, że trzeba się wziąć za robotę. Przecież nie będzie mi kurz mówił, kiedy mam go zetrzeć!

      Usuń
  2. Bezapelacyjnie jesteś moją żeńską wersją Tomasza Olbratowskiego. MARSZ DO RMF FM! :D
    Mieszkam na wsi. Każdy o wszystkich, wszystko wie, a jak nie wie to sobie dopowie. Ja na przykład byłam już w ciąży, bo zbyt często rozmawiałam z przyjacielem. On zaś został uśmiercony, bo nie wychodził z domu przez dłuższy okres czasu.
    Jeśli chodzi o to, czy się ma odwagę... nie uważam bym była odważna. (oczywiście nie mam 80 lat tylko 30 :D ale mogę śmiało powiedzieć, że na niektóre aspekty mam najzwyczajniej wywalone)
    Nie mam oporów by wyjść na dwór w piżamie, chodzę w podartych ciuchach, z jednego końca wiochy dre ryja by wykrzyczeć "dzień dobry". Mentalnie mam 16 lat, taki dzieciuch i... mam nalane. Oczywiście są takie rzeczy, które mnie zawstydzają. Na przykład dziś jeździłam sobie na rolkach i się wstydziłam że nie wychodzi mi to tak dobrze jak mojej sąsiadce. Więc nie jeździłam dookoła wsi, a wyjechałam po za wiochę.
    Moja babcia teraz już spaceruje mniej ze względu na swój wiek, ale gdy była jeszcze w pełni sił, chodziła z nami do lasu, ubrana w dres. Podcinała drzewa ręczną piłą, wchodząc na odwrócony do góry nogami kubeł. a swoich urodzinach zapalała papierosa i śpiewała piosenki z jej czasów :) Druga zaś babcia jest mistrzem gadulstwa. Umie się posługiwać telefonem, więc wydzwania tu i tam i wisi na linii :) niejednokrotnie przegadała ze mną kilkadziesiąt minut.
    O moim blogu wie ten, kto znajdzie. Ale są takie miejsca w social mediach gdzie nie chciałabym widzieć swoich znajomych z pobliskiego otoczenia. Takim miejscem jest na przykład Twitch. Wiem, że czułabym się nieswojo, gdyby ktoś ze wsi oglądał to, co tam się dzieje. Byłyby komentarze, a że taka stara a gra w gry, a co ona tam powiedziała, a jak się zachowuje.... itd itd... Twitch i Discord (platforma gdzie można z ludźmi pisać, gadać, wysyłać zdjęcia, linki itd itd) to są miejsca, w których nie chciałabym widzieć nikogo z mojej wsi za malutkim wyjątkiem. To jest takie miejsce, gdzie autentycznie jestem sobą i nie muszę udawać, że jestem och i ach mega grzeczna a wcale zamiast spacji nie używam kurwy (bo czasem używam :D ) gdzie mogę rzucić sucharem i inni będą się z tego śmiać, a nie patrzeć jak na obłąkańca... i ogólnie gdzie nikt nie ocenia mnie po wyglądzie i nazwisku.
    Życie na wsi ma swoje plusy i minusy. Kwestia tylko by tak się ułożyć, żeby było nam wygodnie :)
    A babcie dresiary są spoko! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mi miło 💜💚❤ najlepszy początek dnia 😉
      Babcie dresiary są super! Uwielbiam ludzi, niezależnie od wieku, którzy umieją żyć w zgodzie ze sobą. Młodszym jest łatwiej, bo wychowaliśmy się w czasach, kiedy konwenanse już nie były takie sztywne. Ale dużo zależy i od osobowości i od środowiska. Tak jak u ciebie i twojego przyjaciela. Czy jak go "pochowano" to ktoś chciał ulżyć rodzinie w żałobie, czy chodziło o ploteczki? Twoja "ciąża" to też woda na młyn. Kurczę, nie lubię tego. Co innego gdyby za gadaniem szła dobroć, współczucie i czyn. A takie smętne pokiwanie głową i płynne przejście na kolejnego znajomego to zwykłe mielenie jęzorem. I to przykre, że ludzie zaczynają żyć fasadowo i nie wychodzą na dwór ze swoją prawdziwą twarzą, tylko z "kościołową" torebką i miną "dla sąsiadów".
      Powinny być w szkole obowiązkowe zajęcia i pielęgnowania swojej osobowości 😉

      Usuń
  3. Im jestem starsza, tym mniej patrzę na to, co mówią o mnie inni, działam w kierunkach, w których zawsze chciałam działać, a nie miałam na nie czasu, nie patrzę, czy wypada. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I super! Ale nam jest łatwiej tupnąć nogą, niż ludziom wychowanym w innym systemie. Przynajmniej tak to odbieram na przykładzie ludzi, ktorych znam.

      Usuń
  4. Nie interesuje mnie to co sądzę o mnie i moich działaniach inni, robię to na co mam ochotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie :) tylko nie jesteś zgrzybiałą staruszką :p Każdy powinen w życiu dążyć do bycia jak najlepszą wersją siebie. Niektórzy jednak tak się boją żyć po swojemu, że całe życie chodzą pod dyktando innych. To jest smutne.

      Usuń
  5. Anonimowość daje siłę, a bycie innym w małej społeczności to akt dużej odwagi bo przecież wiele rzeczy jest komentowanych a rodzice chcą mieć tzw święty spokój i dlatego naciskają na nawet dorosłe dziecko aby dostosowało się do norm np noszonych ubrań, zachowań, bo każda inność spotyka się z brakiem akceptacji i brakiem pomocy jeśli coś się stanie... dlatego zmiana środowiska jest dobrym wyborem
    pięknie dziękuję Tobie za komentarz i jeśli masz problem napisz na emaila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Nie mam problemów, z którymi nie umiałabym sobie poradzić - póki co najbardziej sen z powiek spędza mi pytanie: "Jak się nie roztopić w tym upale?" :D
      Nie zawsze człowiek ma możliwość zmiany otoczenia. Młody, mobilny człowiek z pewnym zapleczem materialnym, czy chociażby dużą determinacją jest w stanie powiedzieć: "Pa, żegnam Was, wyjeżdżam". Ale już człowiek, który ma rodzinę? Wtedy decyzja staje się bardziej problematyczna. Ja wierzę w siłę rozmowy i miłości - bo jeśli kogoś się kocha to chce się dla niego jak najlepiej. I szuka się wyjścia, które uszczęśliwi wszystkich )

      Usuń
  6. Trzeba być sobą i robić to na co ma się ochotę. Przyjdzie moment, że będzie za późno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy właśnie w późniejszym wieku odkrywają to jacy są, co sprawia im przyjemność i czego właściwie chcą od życia. I wtedy naprawdę sprawdza się powiedzenie, że lepiej późno niż wcale :)

      Usuń
  7. Ja myślę, że to o czym piszesz, to nie wyjątkowość Warszawy, ale mentalność kolejnego pokolenia seniorów. Bo w pewnym wieku człowiek nabiera dystansu do życia i zaczyna żyć po prostu dla siebie. Bo życie krótkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe. Chociaż mam porównanie mentalności ludzi, którzy mieszkają w Warszawie i w 15-tysięczym miasteczku i dla mnie to dwa różne światy. Fakt: coraz więcej starszych osób korzysta z nowych technologii, coraz większa jest też aktywizacja seniorów (Uniwersytety Trzeciego Wieku, kluby seniora itd.). Jednak w małym mieście pokutuje to "co ludzie powiedzą". W każdej społeczności zdarzają się jednostki, które są bardziej aktywne, mają duszę społecznika itd. Tacy do później starości będą z tego życia inaczej czerpać. Czasy mają znaczenie - my też będziemy zupełnie innymi staruszkami niż nasze prababcie :) Ale lubię to, że już teraz dla tej starości robi się miejsce. Że się zauważa starych ludzi, że są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, a nie balastem. Cieszy mnie to, że ich podejście się zmienia i że żyją, a nie czekają na śmierć.

      Usuń
  8. Akurat niedawno rozmawiałam z koleżanką o tym, jak kiedyś patrzyłyśmy na starość, a jak patrzymy dzisiaj. Kiedyś "babcia" to była dla mnie kobieta w chuście, lepiąca pierogi :) Teraz widzę dookoła różne "babcie", które swoim wyglądem, energią, zachowaniem zupełnie nie przystają do tych dawnych, dziecinnych wyobrażeń

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, dziecinne wyobrażenia to w ogóle oddzielna historia. Kiedyś byłam przekonana, że optymalny wiek do 16-18 lat. A potem to już równia pochyła :D Skąd te dzieci mają takie pomysły? :P

      Usuń
  9. mam wielką nadzieję, że właśnie taką babcią będę. Otwartą, roześmianą i aktywną!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jak mieszkalam w Warszawie to bylo ciut innaczej (dawno temu) wiec jak zobaczylam to o czym piszesz, tu gdzie przyjechalam, a jest to wies, to byl maly szok... wiec cieszy mnie ze sie zmnienilo bo moze kiedys tam wroce i bedze robic jak uwazam to nie bedzie ludzi ktory bedzie to szokowac ;) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba bardziej szokujące są niektóre smaki japońskich lodów niż to co robimy :) No dobra, czasem zastanawiam się czy niektórzy udają głupich, czy na serio nie ogarniają świata, ale to raczej wyjątki.
      Niedawno siedziałam obok dzieciaków z jakiejś subkultury, której nazwy nie znam, bo było to dla mnie jakiś miks gotyku, punka i emo. Śpiewali na cały głos największe szlagiery Perfectu. Więc co? Pół parku nuciło z nimi :D Łącznie z babciami :)

      Usuń
  11. Mieszkam w małej miejscowości, każdy wszystko o wszystkich "wie", a jak nie wie to się dowie od kogoś innego. Dodatkowo np. w moim przypadku odkąd pamiętam zawsze byliśmy rodziną, która mieszka w domu po Pani XYZ, nieco obcymi, gdyż moi rodzice przeprowadzili się tutaj dopiero na kilka lat przed moimi narodzinami. Moją receptą na przeżycie jest robienie swojego, nie interesuje mnie co mówią inni. Ludzie gadali, gadają i gadać będą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie X lat w małym mieście też nie załamało :D Ale zaczynanie rozmowy od wyprowadzenia rodowodu kogoś tam, kto mieszka gdzieś tam i we wtorek zrobił coś - o matko... nie na moje nerwy :P

      Usuń
  12. Wbrew pozorom, kółko różańcowe, to zbiór bardzo ciekawych ludzi w różnym wieku, od dzieci po staruszki. Wiem, bo sama bywam:) A skoro o starszych ludziach mowa, to moje wiejskie staruszki z kółek różańcowych, to bardzo dziarskie panie (oczywiście nie wszystkie, bo niektóre są naprawdę staruszeczkami), które mogłyby obdarować energią kilka młodych osób. Co do innych zajęć, wykładam czasami na Uniwersytecie III Wieku i mam dużą przyjemność prowadzić dla starszych państwa wykłady. Panowie, choć jest ich mniej, są bardziej aktywni i często mnie zagadują i żartują. A ostatnio miałam okazję brać udział w projekcie Zbajtowani do działania ( Warszawa - Wola), gdzie moja młodzież wraz z starszymi paniami robiły projekty wolontariackie, dla innych. Obie aktywności są super sprawą i wyciągają tych ludzi z domów. Mój rodzony ojciec nie należy, co prawda do żadnej z tych grup, ale ma swoje towarzystwo wzajemnej adoracji i śmiem twierdzić, że prowadzi intensywniejsze życie towarzyskie ode mnie. :) Też się cieszę, że przyszły czasy, gdzie starsi ludzie nie są kojarzeni jedynie z siedzeniem w domu i pilnowaniem wnuków (gotowaniem) i że mają swoje zainteresowania i znajomych. Oby takich ludzi, jak najwięcej.
    PS. I wcale to nie oznacza zaniedbywanie rodziny, czy wnuków. Jest czas i na to i na to:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że tak - zdrowy balans :) zresztą ciastka babci zawsze są najlepsze ;)
      Genialny pomysł z aktywizacją dwóch tak różnych grup wiekowych. Rzuciłam tylko pobieżnie okiem, ale chętnie się wczytam bardziej.
      Powiem Ci, że naprawdę cieszy mnie ta zmiana w postrzeganiu świata i ludzi. Starsi, młodsi, dzieci-każdy ma swoją przestrzeń, swoje zdanie, swoją autonomię. I dobrze! Właśnie to pcha świat do przodu ;)

      Usuń
  13. A ja uwielbiam cieszyć wzrok właśnie takimi barwnymi ludźmi, sprawiają że świat nie jest nijaki :-) A odwagi im zazdroszczę, sama nie umiem się tak eksponować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, każdy ma jakiś swój poziom otwartości. Dla jednych to wejście na zewnątrz w koszulce z hasłem, dla innych wyrażenie zdania w gronie najbliższych. To nie tak, że ludzie kolorowi czy głośni są w jakiś sposób lepsi w czerpaniu z życia. Każdy robi to na swój sposób i to też jest piękne :)

      Usuń
  14. Ja też mieszkając w małej miejscowości zawsze sie z sympatią uśmiecham gdy w większym mieście widzę staruszków, którzy nie boją się być sobą. Mam nadzieję, że kiedyś i na wsi nie będziemy się podporządkowywać aż tylu "normom".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to prawda, że tylko my możemy być najlepszą wersją siebie - inni byliby tylko podróbkami. I takie dążenie, żeby wsztscy byli podciągnięci pod jeden sznurek jest straszne. Cudownie mieć pasje, cieszyć się życiem i po prostu być szczęśliwym, niezależnie od wieku.
      A my z takim flow będziemy fajnymi babciami :) najwyżej ustawimy sobie na necie bardzo kolorowe awatary : D

      Usuń
  15. Kto nie jest gotowy na położenie się do łóżka, pod którym stoi nocnik - nie musi się kłaść i to jest super. Widzę jak wszystkie dziewczyny na emeryturze, które znam szukają i znajdują pracę, bo wcale nie chcą siedzieć w domu (choćby i z wnukami).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a ja bym chętnie posiedziała - ciągle mam niedoczas :)
      Ogromnie mnie cieszy ta zmiana w myśleniu. Człowiek staje się prawdziwie stary wtedy, gdy sam się tak zdefiniuje. A tak jest tylko "chrupiący" :p

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ramen z przypałem

Obdarowani

Boski pierwiastek