Krótka historia nierobienia wrażenia
Każdy mierzy swoją miarką, przykładając do innych to, co ważne dla niego. Kobieta, która od zawsze chciała mieć dużą rodzinę, często nawet nie pomyśli, że ktoś może nie chcieć dzieci, albo poprzestać na jednym. Nawet jeśli nie wypowie tego na głos, to i tak będzie w duchu żałowała tej biedulki, która nie wie co traci.
Tak samo podróżnicy, zakochani w tym co nieznane nie
pomyślą, że niektórym wystarcza to co bliskie. Nic ich nie goni, nie chcą
dowiadywać się co leży za horyzontem i kolejną górą. Jest im dobrze. I ciężko
to zrozumieć komuś, kto żyje na walizkach.
***
Ostatnio byłam świadkiem sytuacji, kiedy na oko 30-letnia
wnuczka chwaliła się babci, że od października zaczyna kolejne studia. Dziewczyna
była rozpromieniona, z entuzjazmem opowiadała o kierunku, o perspektywach,
które się przed nią otwierają, o tym że to jedna z najlepszych uczelni w kraju.
Na to babcia pokiwała głową i zadała kluczowe pytanie:
Pięknie. A masz jakiegoś chłopaka na oku?
I widziałam jak w tym momencie z dziewczyny uchodzi cały blask.
Rozumiem tę babcię, chce dla wnuczki jak najlepiej. Z
dyplomem mogłaby na upartego iść do teatru i pochwalić się znajomym, ale jednak
swetra jej w listopadzie nie odda i żarówki nie wymieni. Tylko co ta dziewczyna
miała powiedzieć? Że chciałaby bardzo, ale jakoś nie może nikogo poznać? A może
jej ostatnia randka była takim niewypałem, że saperzy ewakuowali pół dzielnicy?
Albo teraz po prostu chce się skupić na własnym rozwoju i nie ma czasu na związki? Może jest lesbijką, a może od 12 lat spotyka się z kimś w tajemnicy przed
rodziną? Ile ludzi, tyle historii.
Kiedy jednak decydujemy się z kimś podzielić skrawkiem naszego
świata jest to dowodem zaufania i zaproszeniem do relacji. Jeśli rozmowa sprowadza
się do luźnych uwag o pogodzie, wtedy nie mamy ze sobą żadnej więzi. O tym, że
dziś jest wietrznie, gada się z ludźmi na przystanku. Można nie lubić średniowiecza, mieć
w głębokim poważaniu haft angielski i nie podniecać się teorią względności. Jednak
jeśli ktoś chce ci opowiedzieć o tym, że zaczyna drugi fakultet z fizyki,
zapisał się na kurs szydełkowania, albo kupił książkę o krucjatach, to chociaż
go wysłuchaj.
***
Tamtej dziewczynie opadły skrzydła. Założę się jednak, że
już lata. Gorzej, kiedy te skrzydła są sukcesywnie łamane przez dezaprobatę czy
obojętność. Na złamanych nikt nie przyleci…
I nie chodzi o to, że nie poleci w ogóle. Wierzę, że mamy w sobie tyle siły, by pokonać krzywe spojrzenia innych i żyć po swojemu. Kłopot w tym, że relacja, której się nie pielęgnuje po prostu usycha i z czasem umiera.
Dezaprobata może być dobra. Zdarza się to w tych momentach, kiedy ratujemy innych przed jakąś straszliwą głupotą. Przed wdaniem się w romans rozbijający rodzinę, przed stoczeniem w nałóg, przed porywczością każącą spalić świat. Wtedy możemy głośno protestować, rzucać się w progu jak Rejtan i perswadować do utraty tchu. Kiedy jednak czyjaś wizja świata nie przystaje do naszej, ale nie jest krzywdząca, to nie atakujmy jej dla zasady.
***
Nasze wybory są nasze. Niby truizm, ale czy na pewno? Nikt nie musi się zachwycać naszą perspektywą. Dla wnuczki w tym momencie ważniejsze były studia, dla babci to, czy doczeka się prawnuków. Każdy mierzy swoją miarką. To się chyba nie zmieni. Wystarczy tylko, że nie będziemy się tymi miarkami okładać po głowach i używać ich z większym wyczuciem. I nawet jeśli nasze decyzje nie będą robiły wrażenia na innych, to wciąż pozostają nasze i rozświetlają nam niebo.
Fot. Ludovica Dri / Unsplash |
Jeju, nie. Najgorzej. Nie ma jednej miarki dla wszystkich. Ale to problem tej babci, że nie rozumie wyborów wnuczki. Wnuczko, powiedz jej to. Naprawdę, trzeba być trochę egoistą i nie przejmować się zdaniem innych. Nie jesteśmy niewolnikami cudzych wyobrażeń. Swojemu synowi ciągle tak gadam - nie pozwól, żeby ktokolwiek, nawet matka (ja, he he 😆) podcinali ci skrzydła ✌️
OdpowiedzUsuńTo chyba nawet nie jest kwestia problemu. Problem zakłada zgrzyt i dezaprobatę, a tu chyba jest po prostu kwestia inaczej rozłożonych priorytetów. W gruncie rzeczy wszystko rozbija się o to czy umiemy żyć po swojemu, czy jesteśmy uzależnieni od akceptacji innych ludzi. I zdecydowanie to jedna z najważniejszych nauk w życiu: sami jesteśmy kowalami swojego losu!
UsuńTaki błąd robią często rodzice, gdy chcą by dziecko realizowało ich marzenia, a nie swoje.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, znam dorosłe osoby na garnuszku rodziców, bo realizują swoje marzenia, ale jakoś o zapracowaniu na nie nie pomyślały.
Samo życie, nie ma łatwych spraw , nie ma prostych rozwiązań...
Realizowanie ambicji rodzica przez dziecko jest strasznie nie fair.
UsuńNo właśnie - czym innym jest rozbudzanie pasji, a czym innego tresura. Czasem przecież tak jest, ze pasja łączy kilka pokoleń i to jest piękne. Grunt to żyć w wolności i zgodzie z samym sobą, nie krzywdząc innych.
UsuńO jejku, zgadzam się z Tobą w 100%! Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje priorytety w życiu i każdy marzy o czymś innym. Rodzina powinna wspierać i kibicować, zamiast podcinać skrzydła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO tak, cudownie mieć wokół siebie ludzi, którzy dopingują nas w spełnianiu marzeń <3
UsuńCzy Ty brałaś jakieś korki lub chodziłaś na kursy z pisania zajebistych tekstów? Nie? A może dajesz prywatne lekcje rozkminiania świata? :D
OdpowiedzUsuńMów mi sensei ^^ a na serio, uwielbiam to, że każdy z nas ma swój własny świat i możemy czerpać od siebie nawzajem <3
UsuńNa pewno każdy mierzy swoją miarą i niekiedy te idee nie są zbieżne.
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie. Każdy z nas jest inny, ale to jak z puzzlami: co z tego, że nie jesteśmy tacy sami - razem tworzymy fajną mozaikę :)
UsuńDużej pewności siebie wymaga nieocenianie wyborów innych. Trzeba ogromu siły i miłości do siebie samego, by pozwolić sobie i światu żyć na własnych zasadach i nie przekraczać cudzych granic. Dobry tekst!! I daje do myślenia!
OdpowiedzUsuńWiesz, że nigdy tak o tym nie myślałam? Zakładałam, że to po prostu powinna być norma, że żyjemy swoim życiem wspierając innych w ich drodze i wyborach. Może rzeczywiście wiąże się to z pewnością siebie. Pewni swoich decyzji nie musimy rozglądać się na boki. Ogromnie lubię twoje spojrzenie na świat :)
UsuńSmutne to, ale takie, nazwijmy je nietaktowne pytania, wynikają chyba też z tego, że danej osoby nie interesuje to, co ma do powiedzenia inna, tylko żyje wyłącznie tym, co ją interesuje... A babcię interesuje bardziej potencjalny chłopak wnuczki, aniżeli sama wnuczka... Prawdę mówiąc przez takie zachowania straciłam ochotę na wszelkie rodzinne spotkania...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tak nie jest. W końcu patrząc z boku widzimy tylko jakiś maleńki wycinek rzeczywistości. W dodatku filtrowany przez nasze wyobrażenia i przeżycia.
UsuńDokładnie. Każdy lubi co innego, i każdy powinien mieć prawo żyć jak chce i być szczęśliwy - a nie oceniany.. U mnie np. niektóre osoby nie może przeżyć tego , że wydaje większość zarobionych pieniędzy na podróże bo to mnie uszczęśliwia - a nie kupie sobie np. nowego samochodu tyko jeżdżę starym. Żyjmy i dajmy żyć innym.. i otaczajmy się ludźmi którzy nie podcinają nam skrzydeł :) szkoda , że czasami o to tak trudno.
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Przecież sami wybieramy ludzi, z którymi chcemy przebywać. A najlepiej: fruwać :D A propos podróży, też dziś snułam wizje wyjazdów - bliskich , dalekich, odwleczonych w czasie... :P
UsuńBardzo nie lubię takiego narzucania swoich wartości bliskim. Wszystkie babcie, ciocie, mamy, wujkowie zadając takie pytania tłumaczą to troską, ale nie myślą o tym czego tak naprawdę chcemy. Kiedy i czy w ogóle chcemy mieć dzieci to nasza sprawa, małżeństwo tak samo, bo przecież kto powiedział, że chcemy wziąć ślub kościelny czy ślub w ogóle? Według rodziny oczywiście huczna impreza na 100 osób, z grajkiem disco polo i świniakiem. Biała suknia w stylu bezy i oczywiście piosnką o cudownych rodzicach. Niestety doświadczam tego co i rusz i coraz bardziej mnie to zniechęca do dzielenia się z bliskimi moimi planami, bo dziwnie roszczą sobie prawo do kwestionowania moich wyborów i dawania rad nie pozostawiających miejsca do polemiki... Ostatnio wdałam się w dyskusję z moją mamą na temat potencjalnych dzieci i ich wychowywania. Mama powiedziała tylko, że jak już będę je miała to ona na pewno będzie się u mnie zjawiać raz w miesiącu... nie zapytała tylko oznajmiła. Albo tekst w stylu "no jak już się wprowadzicie to my przyjeżdżamy do was na nowe mieszkanie zobaczyć co i jak" Irytuje mnie to, bo gdy odparłam, że może dałaby nam się najpierw wprowadzić, urządzić i może poczekała na zaproszenie kiedy będziemy mieli ochotę przyjmować gości to tylko się uśmiechnęła. Nie mam 15 lat, nawet 20 lat, żeby ktokolwiek wchodził z buciorami w moje życie.
OdpowiedzUsuńW ogóle każdy człowiek powinien posiadać własną autonomię. Nie tylko ten 30-, 20-, 15-, ale i 5-latek. W końcu przedszkolak też może zdecydować czy woli dziś niebieski sweterek czy zielony, skarpetki w paski czy w misie. Szanowanie granic jest bardzo ważne! Rozmawiać można o wszystkim, ważne żeby nie narzucać swojego zdania, jak tyran.
UsuńZgadzam się z Tobą, że każda relacja, która nie jest należycie pielęgnowana to prędzej czy później po prostu usycha i z czasem umiera. Zawsze powinno podejmować się decyzje zgodne z naszym sumieniem, a niżeli spełniać dookoła oczekiwania innych ludzi :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Nikt za nas życia nie przeżyje. Nawet jeśli mamy zetrzeć kolana, poobijać łokcie, albo nabić sobie guza, to widać jest to konieczne dla naszego rozwoju. Tak po prostu.
UsuńTeż zawsze mówię, że nie chodzimy w czyichś butach, więc nie wypowiadajmy się za niego i nie mówmy mu, co dla niego najlepsze.
OdpowiedzUsuńA co do skrzydeł, moje akurat trochę podcięte, ale wiem, że jak się zrosną, to będą mnie niosły jeszcze wyżej :)
Pewnie, że będą! Ogromnie trzymam za ciebie kciuki :)
UsuńŚwięte słowa, że wielu mierzy swoją miarą. Nie ma otwartego umysłu, tylko widzi jak ten nieszczęsny koń przy wozie - jedynie widok z przodu, bo boki zakryte klapkami. Tyle że ten koń nie ma wyboru, a człowiek ma. Może się rozejrzeć, dopuścić do głowy myśl, że inni żyją, myślą i czują inaczej. I to jest dobre. Inne, ale dobre.
OdpowiedzUsuńTakie proste, a takie trudne.
Dygresja: nie pamiętam już ile razy musiałam wysłuchiwać w domu, że A to już męża ta, B urodziła, a C pracuje w sklepie. Nie mogło dotrzeć, że ja wychodzić za mąż nie zamierzam, dzieci mieć nie będę, a pracę też wolę inną. Wiadomo, że bliscy raczej chcą dobrze, tylko nie rozumieją, że to "dobrze" jest różne dla różnych ludzi. Wiele nieprzyjemnych słów padło w rozmowach, z obu stron. Dziś już nie ma rozmówców, a ja mogę tylko żałować, że nie ucinałam tych rozmów, zanim padły przykre słowa. Gdyby żyli, pewnie i tak by gadali, że ślub nie taki, dzieci wciąż nie ma, a praca też jakaś dziwna. Ale wiedziałabym już, jak postępować.
Niestety, najczęściej uczymy się na błędach. Z perspektywy czasu widać, że można było zrobić coś inaczej, coś powiedzieć, coś przemilczeć, ale człowiek po prostu nie miał takiej świadomości czy wrażliwości. I wyszło jak wyszło... Czasem mam tylko wrażenie, że jedna strona biczuje się poczuciem winy, rozmyśla co może poprawić w relacjach i stara się zrozumieć drugą stronę, natomiast oponent okopuje się na pozycji "urażonego Ja Wiem Lepiej" i czeka. Bo przecież chciał dobrze, a ty człowieku nie doceniasz :p
UsuńOstatnio zastanawiałam się nad konceptem "troski" (bo przecież babcia z przykładu chce dla wnuczki jak najlepiej) i tego, że narzucanie tejże troski innym ludziom jest nieco przemocowe, ale przecież nie można postawić takiego zarzutu, bo to w imię martwienia się. A od zamartwiania się czyimś życiem to można się tylko pochorować....
OdpowiedzUsuńI ani sobie nie pomoże człowiek, ani innym. W dodatku trwa w wiecznym niezadowoleniu, a to niszczy od środka.
UsuńCzy takie gadanie jest przemocą? Moim zdaniem nie, o ile na samych rozmowach się kończy. Może to ciut upierdliwe, ale jeszcze nie niszczące. Kłopot zaczyna się w chwili, gdy człowiek wymusza na drugiej stronie dostosowanie się do jego wizji, np. przez czynniki ekonomiczne, szantaż emocjonalny, karanie milczeniem. Wtedy to chory układ, który trzeba przerwać jak najszybciej.
Nienawidzę mierzenia wszystkich jedną miarą. Jakie to durne i stereotypowe. Można się załamać. Ja mam wiecznie problem z teściową. Jej myślenie doprowadza mnie do szału. Nie zna kobita słowa kompromis. Jestem otwarta tolerancyjna i nie uznaje tego jej osądzania wszystkich. Słucha tylko tego co jej plotą w tej TYP i nic innego nie przyjmie, a wszystko co jest sprzeczne z jej poglądami jest beeeee. No nie mogę. Często muszę sobie urlop od niej robić bo bym zwariowała.
OdpowiedzUsuń:( dobrze, że masz gdzie uciec i możesz fundować sobie taki detoks w miarę regularnie. Ja mam zasadę pt.: "Toksyny daleko". Są takie relacje, które w żaden sposób człowieka nie ubogacają, a jedynie dołują. I wtedy ograniczam się do "dzień dobry", bo nic więcej się nie zbuduje. Co w sumie jest przykre, bo jesteśmy w większości jednak istotami społecznymi i łatwiej nam żyć z innymi. A tu proszę - okazuje się, że czasem potrzeba uciec jak najdalej stąd.
UsuńNie znoszę takiego podcinania skrzydeł. W mojej rodzinie robiło się nagminnie, ale u moich koleżanek też można było zawsze usłyszeć podobne teksty.
OdpowiedzUsuńUczysz się czegoś nowego, a jak ci to potrzebne w szkole? Do niczego? To po co to robisz?
Studia na politechnice? Dziewczyna? Taki lotny umysł, będzie się marnować jak jakiś robol.
Masz nowego chłopaka? Och, niezbyt przystojny, no i twój były był wyższy... Ja bym tylko chciała mieć własne wnuki
O rany... współczuję! Serio, przeczytałam to i już mi ciśnienie skoczyło. Właśnie rodzina powinna te skrzydła jeszcze pielęgnować, rozwijać i dmuchać tak, żeby niosły jak najwyżej. Może łatwiej czasem puścić to wszystko mimo uszu...? Tylko nigdy nie rezygnuj z marzeń!
Usuń