Luksus

Jestem kobietą luksusową i drogą w utrzymaniu. Wiem, bo sama sobie płacę za kosmetyczkę i udział w kulturze. O ile jednak bilety do kina da się ogarnąć po promocji, skorzystać z darmowych wejść do muzeów i obejrzeć spektakl w ramach wejściówki, o tyle prawdziwy luksus jest trudniejszy do zdobycia.

A jest nim czas.

W dawnych czasach łatwo było zdefiniować człowieka sukcesu: wykształcony i bogaty. A dziś? Dyplomem może pochwalić się coraz więcej osób, a jednak w żaden sposób nie przekłada się to na rzeczywistą wiedzę. Brutalna prawda jest taka, że połowa nie powinna skończyć studiów. Po pierwsze dlatego, że robią to dla papierka. Ślizgają się po najmniej wymagającym kierunku i zaraz po obronie zapominają co studiowali. Zakuć, zdać, zapomnieć: żelazna zasada trzech Z. 

Po drugie dlatego, że w ogóle nie wiedzą po co studiują. Nie dlatego że ich temat pasjonuje, ani dlatego, że wymyślili sobie jakąś ścieżkę zawodową i ją konsekwentnie realizują. Raczej dlatego, że wszyscy szli, to i oni. Owczy pęd. 

Po trzecie dlatego, że obniżenie wymagań pokutuje tym, że mamy społeczeństwo wtórnych analfabetów. Magistrów, którzy nie czytają. Ludzi, którzy nie myślą, nie wyciągają wniosków, nie dyskutują. Opowiadają się po stronie większości, przyjmując etos zbiorowości za swój. Często dla wygody. Naprawdę matura sprzed 30 lat była bardziej wartościowa, niż dzisiejszy dyplom uniwersytecki.

Ostatnio koleżanka nazwała nas "oszukanym pokoleniem". Mówiono nam, że wystarczy się uczyć, by znaleźć dobrą pracę, a potem żyć w dostatku - właśnie jako ten człowiek sukcesu.

A w rzeczywistości rynek pracy przesycony jest ludźmi teoretycznie tak samo wykształconymi. Musimy się ciągle doszkalać - co akurat uważam za plus. Kłopot w tym, że dla ludzi dopiero zaczynających swoją ścieżkę zawodową brakuje alternatyw.

Żeby zaistnieć trzeba wykazać się kreatywnością, wytrwałością, umiejętnością żonglowania zadaniami - to zupełnie inne umiejętności niż mityczne wykształcenie. Nie zrozumcie mnie źle: uważam, że ono jest ważne. Ale tylko wtedy kiedy chcemy z niego skorzystać, a nie odbębnić z przymusu. 

Zmienia się także podejście do tego, co uważamy za "dobrą" pracę. Czy to stabilny etat? Wysokie uposażenie? Elastyczny czas pracy? Bonusy w postaci opieki zdrowotnej czy dofinansowania do sportu i kultury? A może dobra praca to taka, która nas rozwija? Taka, do której chodzi się z przyjemnością? Coraz więcej osób decyduje się na inne formy zatrudnienia, niż klasyczny etat 8-16. Fajnie, niech każdy dopasowuje to tak, żeby było mu wygodnie.

Jednak czy to już jest sukces?

Myślę, że ambicjonalnie nas łechce, kiedy padają pochwały dla naszej kompetencji. A jeszcze bardziej, jeśli za słowami uznania idzie podwyżka, albo premia. Tylko ilu z nas ma czas i siły, by się tym wszystkim cieszyć?

Większość moich znajomych jest przemęczona. Pracują na 1,5 etatu lub wyrabiają nadgodziny. Czekają na weekend, jak na zbawienie, by potem przez 2 dni... spać. Żadnych wielkomiejskich szaleństw, dresy, włosy w koczek i wyłączony telefon. O ile tak się da, bo przecież niejeden szef dzwoni po 20 i wysyła maile w środku nocy. Co w zasadzie też jest przykre, bo ten człowiek z pracy nie wychodzi. 

W tym tygodniu świadomie nie wchodziłam na bloga. Chodziłam do pracy, a po pracy starałam się żyć. Czasem mi się udawało, tak jak w środę, kiedy przeszłam się Polem Mokotowskim, a później poszłam na kawę. Czasem wręcz przeciwnie: w piątek popłakałam się ze zmęczenia, bo nie dość, że w pracy biegałam jak chomik w kołowrotku, to jeszcze wracałam do domu 2 godziny. Wiecie: korki, demonstracje, wypadki. 

Miałam poczucie winy, że nie wchodzę na bloga. Że nie odpowiadam na komentarze, że już powinnam coś opublikować. A przecież sama sobie powiedziałam, że ten blog to moja przestrzeń. Mój mały kawałek Internetu, w którym panują moje zasady. Nie powinnam czuć się winna.

Im więcej bierzemy na siebie, tym łatwiej dorzucić kolejną paczkę. Nawet przyjemność może stać się obowiązkiem. Głupi manicure, czy odcinek serialu potrafią wisieć nad człowiekiem, niczym miecz Damoklesa. 

Czas stał się prawdziwym dobrem luksusowym. Potrzeba przestrzeni na bycie, na myślenie, na odczuwanie. Na to żeby zająć się samym sobą. Żeby wsłuchać się w potrzeby ciała i duszy; żeby pielęgnować w sobie pasję i ciekawość świata. I właśnie ten czas jest tak trudnodostępny. Łatwiej jest znaleźć dodatkową godzinkę na kurs kaligrafii, niż godzinkę na spacer. 

Mam postanowienie, żeby pilnować tego, aby mieć dla siebie - tylko dla siebie - kawałeczek dnia. Nie liczy się prysznic, ani bezmyślne gapienie się w telewizor. To ma być czas, który naładuje mi baterie. Czas na świadome bycie tu i teraz. W końcu głupio przepuszczać lekką ręką coś, co jest tak cenne i tak trudne do zdobycia.

Fot. Peter Mitchell / Unsplash


Komentarze

  1. Dlatego ja w pewnym momencie swojego życia postawiłam wyłącznie na książki i dzisiaj mogę powiedzieć, że było warto. Sama sobie ustalam godziny pracy, robię to co kocham i mam czas dla dzieci i męża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę ci odwagi :) życie według własnych zasad wymaga ogromnego hartu ducha. Widać pasje w tym co robisz, a to chyba najważniejsze :)

      Usuń
  2. Zgadzam się w pełni, nic dodać nic ująć. Kiedyś byliśmy państwem wysokorozwiniętym, w którym projektowano własne samochody czy samoloty a dzisiaj nic, totalnie nic.
    Pozostali nam tylko nieliczni pasjonaci. Na PŁ powstał projekt samochodu na energię słoneczną na konkurs. Niewiele tego.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy naszym zachmurzeniu obawiam się, że daleko byśmy nie zajechali ;)
      Masz rację, mieliśmy niesamowitych naukowców, ale... ciągle ich mamy. Biodegradowalne opakowania z wiórek, zupełnie nowe ogniwa fotowoltaiczne dr Olgi Malinkiewicz, jadalne opakowania wymyślone przez Różę Rutkowską, polskie wynalazki kosmiczne... Trochę tego jest, ale praktycznie niedofinansowane i w ogóle nie rozreklamowane.

      Usuń
  3. Piszesz o pokoleniu oszukanym...moje pokolenie uważa się za stracone. Z różnych powodów.
    Choćby podróże - najpierw brak paszportów i zimna wojna, potem zarabianie na własne M i wykształcenie dzieci, teraz gdy można i kasa się znajdzie, to często zdrowie już nie to.
    Czas zakpił sobie po prostu...
    Ale masz rację, warto żyć wedle własnego zegara, nie ulegając presjom, bo życie mamy tylko jedno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zawsze trawa jest bardziej zielona u innych, a najlepsze czasy to nie nasze? "O północy w Paryżu" było taką pogonią za ideałem. Ekonomia, polityka, epidemie, wojny, huragany - ile rzeczy ma na nas wpływ, a jak bardzo znikomy jest nasz. Na politykowi i ekonomię może jeszcze w jakimś stopniu, ale na wiatr? Wieje kędy chce. Wiatr zmian podobno też :) chyba najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby nie patrząc na metrykę żyć pełnią - tak jak każdy ją definiuje

      Usuń
  4. Między innymi dlatego zrezygnowałam z pracy na etacie. Nie byłam ani dobrym pracownikiem, ani dobrą matką. Nie wyrabiałam z czasem..., a teraz... też ciągle mi go brakuje 🙃!!! Czas wolny znajduję na... placu zabaw 🤣... jak teraz. 3 razy w tygodniu, bez względu na okoliczności, olewam system i fitnessuję w domu... tyle mojego. Ale... wszystko co robię skupia się na córkach... to daje mi radość i satysfakcję!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mnie coś takiego przeraża... Absolutnie rozumiem macierzyńską dumę, radość ze wspólnego czasu i satysfakcję, kiedy widzisz, że to co robisz owocuje. Mnie jednak zawsze przerażało to, że człowiek upatruje swoje szczęście w drugim człowieku. Chociażby najbliższym i najukochańszym. Bo ten człowiek kiedyś odleci: z kolan i przytulanek pobiegnie do swojego pokoju, albo wyjedzie na studia gdzieś daleko. Partner może dostać pracę w innym mieście i można widywać się tylko weekendami. Ktoś może odejść albo umrzeć. I wtedy świat wali się w posadach. Dlatego "wszystko" to dla mnie za dużo. Niech to będzie 95%. Tak jak ty masz swój fitness ;)

      Usuń
  5. To co piszesz jest bardzo prawdziwe i bardzo smutne zarazem :( A jeszcze zewsząd zasypują nas hasła dotyczące samorozwoju (bo przecież musisz się rozwijać), bycia perfekcyjnym, spełnionym, szczęśliwym (te tematu hasają już nawet radośnie po bajkach dla dzieci), a potem człowiek jest tak tym wszystkim zmęczony, że ma po prostu dość. Dlatego uważam, że bardzo dobrze zrobiłaś odpuszczając sobie na tydzień bloga (może zabrzmię banalnie, ale to blog jest dla Ciebie, nie Ty dla bloga) :) I tak jak piszesz - bardzo ważny jest właśnie ten czas, gdy ładujemy baterie.
    Trzymam kciuki by tego czasu było jak najwięcej i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perfekcjonizm to nie... Wystarczy nie olewać ;) Ale już pod hasłem o szczęściu podpisze się dwoma rękoma - tyle tylko, że każdy szczęście definiuje zupełnie inaczej. Najgorsza jest utrata własnego ja, kiedy człowiek goni i nawet nie wie za czym. A nawet "bezproduktywne" gapienie się w chmury może być rozwijające i inspirujące. Żebyśmy tylko o tym ładowaniu pamiętali ;)

      Usuń
  6. Ja mam poczucie winy za każdym razem kiedy idę spać w ciągu dnia. Obiecuje sobie, że to tylko godzinka (która zamienia się w 3-4) a potem wstaję poirytowana, że zmarnowałam tyle czasu, który mogłabym przeznaczyć na czytanie książki na przykład.
    Dla mnie pojęcie dobrej pracy powoli zanika z mojego zakładu. Kiedy się zatrudniałam, była to dla mnie wręcz praca marzeń. Od 7 do 15. Od poniedziałku do piątku, weekendy wolne, premie co miesiąc 20%, urlop kiedy chciałam to brałam, tak samo przepustki, na halę zamawialiśmy sobie żarcie z miejscowej pizzerii, ludzi pracowali, ale mieli też czas by przystanąć, zażartować, pośmiać się, porozmawiać. Firma pięła się do góry, dyrektor był jeden a nie 10 od różnych wydziałów i przede wszystkim znali swoje miejsce, czyli nie kręcili się po hali CODZIENNIE tylko siedzieli na dupie za biurkiem, więc i pracownicy byli spokojniejsi. Zero kamer...
    Teraz jest to dosłownie przeciwieństwo. Nie wiem czy jutro nie pójdę do pracy i nie dostanę hasła - robisz do 18:00. Nie wiem czy jak jutro pójdę do pracy to nie usłyszę czegoś w stylu - idziesz na inny wydział.
    Nie możemy stać i gadać, bo kamery, jedzenie tylko i wyłącznie na stołówce, jak się za dużo hihrasz a napatoczy się dyrektor, który przyłazi na hale dzień w dzień, to sie zapyta co Cie tak bawi i ze masz się za robotę zabrać...
    Dobra praca była kiedyś tak samo dobra jak matura, o której wspomniałaś.
    Na matematyce obliczało się prawdopodobieństwo, jakieś cuda na kiju z kosmosu, a teraz trzeba narysować kwadrat -.-
    Sama na studia nie poszłam bo stwierdziłam, że nie bede płacić za coś czego nie lubie. Teraz mam możliwość, ale zaś mam "wymówkę", że na swój wymarzony kierunek to ja jestem nieco za głupia.
    Mówi się, że czasy się zmieniły, ale to chyba jednak ludzie. Bo gdyby nie my, nie ci którzy chcą coraz więcej i więcej i szybciej, to czas płynąłby o wiele spokojniej. To niczym robienie planka przez minute. Masz wrażenie, że trwa godzina. Albo widzisz na tarczy zegara 13:59 i czekasz aż ta zasrana minuta minie i będziesz mogła wyjść z pracy... natomiast kiedy się śpieszysz, Twoja minuta okazuje się być 20 minutami. Jak wyłączasz budzik i mówisz sobie "jeszcze minutka" to nagle budzisz się 5h później...
    Nie rób niczego na siłę! Nie pisz tutaj na siłę! Co prawda zaglądałam, ale miałam takie "uffff w końcu zdążę przeczytać kolejny post na spokojnie" :D
    I tak jestem pełna podziwu że masz takie pomysły na posty, że tak genialnie wplatasz jakąś historię a potem lep na pysk i metafora gotowa.
    Jesteś niczym współczesny Midas - czego nie napiszesz obracasz w złoto. I mam to w głębokim, czy będzie to co 2 dzień, co 6 dzień czy może raz na miesiąc. Ważne, żebyś Ty czuła flow :) tyle. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja praca to na serio materiał na horror... Ale prawdziwie straszny jest twój brak wiary w siebie! Dziewczyno! Masz porównania, pomysły i wiedzę - nie jesteś za głupia! Chyba, że twój wymarzony kierunek to fizyka kwantowa po chińsku z fakultetami w suahili. Wtedy po prostu będzie cholernie trudno ;) zawsze myślę sobie, że trzeba brać pod uwagę to, że przed nami jakieś 40 lat. I fajnie byłoby jednak przeżyć je po swojemu. Niektóre rzeczy nie wychodzą, inne rozczarowują, a jeszcze inne - zupełnie przez przypadek- stają się życiowym powołaniem.
      Ja z blogiem bujałam się kilka lat. Założyć, nie zakładać, czy ktoś to przeczyta? A kiedy zrobiłam to dla siebie, okazało się, że są ludzie o podobnej wrażliwości, którzy tu wracają. I jest to dla mnie ogromnie miłe :) Może łatwiej czasem podjąć decyzję, kiedy w centrum swojego świata postawi się... Siebie? A nie to co pomyślą inni, albo jakiś wydumany prestiż czy jego brak. Głupio tak robić deskę do końca życia, kiedy już wszystko boli, a wygodniej byłoby usiąść w pozycji kwiatu lotosu (na zajebiście spokojnej tafli jeziora, zwanego życiem) ;)

      Usuń
    2. Mam chyba zbyt mocno wryty w banie syndrom oszusta. Nawet jeśli ktoś dostrzega we mnie cos pozytywnego to ja macham ręką i mam takie - eeee są lepsi ode mnie... to tam takie... nic...
      Ale bardzo dziękuję za tyle miłych słów. Zwłaszcza od kogoś tak ogarniętego jak Ty :)

      Usuń
    3. Ale to prawda, że są lepsi! Zawsze są. Ale są też słabsi od ciebie. Zresztą wiesz, większość rzeczy i tak ogarnia się pracą i łutem szczęścia ;) A może ty "oszukaj" system: jak poudajesz sama przed sobą tę ogarniętą i kompetentną, to może przy okazji uwierzysz w siebie i właśnie taka się staniesz? ;)

      Usuń
  7. czas luksusem? nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób, ale coś w tym jest. Pracuję zawodowo i wychowuję dzieci i chociaż nie czekam na weekend jak na zbawienie to zdarza mi się myśleć, no idźcie już spać żebym mogła spokojnie... czas to też spokój ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzieciom nawet do głowy nie przyjdzie, że ktoś mógłby mieć dość ich towarzystwa ;) są jeszcze słońcami własnych galaktyk. To piękny wiek - tam czas płynie inaczej. I chyba nie ma lepszych nauczycieli niż dzieci, kiedy chcemy być tu i teraz całym sobą

      Usuń
  8. Warto mieć czas dla siebie, ale nie traktuję go jako luksus. Po prostu tak układam sobie dzień, aby mieć dla siebie "parę minut" wyłącznie dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę :) serio, dla mnie to towar reglamentowany ;)

      Usuń
  9. Czas faktycznie może być luksusem. Z dnia na dzień dobywa zadań do wykonania, a doba nie chce się rozciągnąć. Staram się sama siebie przekonywać, że nie muszę wszystkiego zrobić jednego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się tego uczę. Nie zawsze wychodzi, ale trzeba próbować, prawda? ;)

      Usuń
  10. Chyba sami trochę się zapętliliśmy w tej pogoni za luksusem tracąc po drodze to, co najważniejsze.
    Ze studiami masz rację. Teraz każdy ma studia, bo trzeba. Ludzie czasem kończą jakieś tam kierunki, aby tylko mieć w kieszeni dyplom.
    Sama mam studia. Ba, skończyłam nawet dwa fakultety (jeden dla chleba, drugi dla ducha), ale... Gdyby nie presja otoczenia, że muszę iść na studia obrałabym zupełnie inną ścieżkę zawodową. Może byłabym wtedy zawodowo spełniona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mając te naście lat człowiek nawet nie wie, że istnieje jakiś inny model życia. Bardzo podoba mi się opcja gap year, kiedy można zastanowić się nad tym czego tak naprawdę oczekuje się od dorosłości. Tyle, że u nas praktycznie nikt z niego nie korzysta.

      Usuń
  11. Czasami jest tak, że wysiadają nam baterie i już. Ja wtedy staram się nic sobie nie wyrzucać i mówię sobie. Mam słabszy czas, zgadzam się na niego. A dlaczego? Ponieważ świat mówi nam pędź i się nie zatrzymuj, bądź zawsze naj... najlepsza, najszybsza i zawsze na wysokich obrotach. A ja się pytam. A dlaczego? A moze, ja wolę dziś być gdzieś z tyłu. Życzę Ci tego dobrego czasu dla siebie:))) ps. Ja na przykład czasami sobie marzę, żeby wyjechać na pustynię i przyłaczyc sie do beduinów albo pod koło podbiegunowe i życ z niedźwiedziami. O!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko jest sobie uświadomić, że można zwolnić. Niby nikt z batem nas nie pogania, a jednak wcale nie łatwo jest dać sobie przyzwolenie na dzień leniucha :) kolejna rzecz do uczenia się przez całe życie :)

      Usuń
  12. Czas dla siebie jest bardzo ważny ❤

    OdpowiedzUsuń
  13. To prawda, że dużo osób robi studia dla samego papierka, jednakże nie można znowu wszystkich wrzucać do jednego wora, bo niektórym osobą na studiach naprawdę zależy :)
    Z czasem nieraz bywa ciężko, jednakże dobrze jest wygospodarować chociaż godzinę dla siebie :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że zależy! Zdecydowanie nie chodzi mi w tym poście o ludzi, którzy lubią się uczyć i mają do tego predyspozycje. To nie tak, że jedni są oświeceni, zawsze wiedzą czego chcą, a cała reszta podąża ku zagładzie :p
      Ale ludzie byliby szczęśliwsi gdyby najpierw zastanowili się jak pragną żyć, a potem wytyczali własne ścieżki. Czasem właściwa droga wymaga przejścia 3 kroków wstecz.

      Usuń
  14. Naprawdę bardzo lubię Twoje teksty <3

    Co to tego, że odcinek serialu potrafi nad człowiekiem wisieć i że blog może być obciążeniem - wciąż się uczę, że blog jest mój i mogę robić co chcę, nic się nie stanie, jeśli opublikuję wpis innego dnia albo że obejrzę serial i nic o nim na blogu nie napiszę. Ale czasami ułożenie sobie w głowie takich obowiązków, które sami na siebie narzucamy, jest trudniejsze niż ogarnięcie obowiązków zewnętrznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale lubię, jak mi tak mówisz :) zaraz mam banana od ucha do ucha :)

      Masz rację, że obowiązki narzucone i te, które sami sobie narzuciliśmy to dwie zupełnie inne kategorie. I że te 2 są trudniejsze do odpuszczenia, bo często wchodzą w kategorię "przyjemności". Tak jak blog czy serial. A potem człowiek łapie poczucie winy, że nie ma siły, albo mu się nie chce; że nie potrafi sobie tak zorganizować czasu żeby mieć go trochę dla siebie itd.

      Usuń
    2. Najgorzej gdy "czas dla siebie" zmienia się w obowiązek...

      Usuń
    3. Prawda? A jednak posmarowanie się balsamem czy zrobienie peelingu nie wiadomo kiedy wpada właśnie w taką przestrzeń. Niby "powinnam" się tym cieszyć, potraktować jako czas dla siebie i dbanie o siebie, a jednak nagle staje się to obowiązkiem - spychanym tak daleko, jak tylko można.

      Usuń
  15. Bo to jest chory i przestarzały system. Dziwnym trafem - tylu wykształconych, teoretycznie, a o fachowców trudno. I świat taki coraz bardziej głupi. Studia mają sens w przypadku lekarzy czy prawników. Chociaż tu też... Raczej chodzi o to, żeby stałe się rozwijać, uczyć, poszerzać horyzonty. Być dobrym w tym co się robi. Machanie papierkiem, to żaden dowód. Obserwuję to od lat. Moi rówieśnicy mieli pierdolca na punkcie studiów. Chcieli nimi coś udowadniać. Że mądrzy? A w życiu głupi, nieporadni, i niejeden magister pisać po polsku nie potrafi 😜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być dobrym w tym co się robi i szczęśliwym ze swoimi wyborami - to bardzo ważne. Ciągły rozwój to też rewidowanie wyobrażeń o świecie, poznawanie mikrokosmosu drugiego człowieka, uważność i zachwyt. Kiedy tego zabraknie to i profesura nic nie znaczy.
      Z drugiej strony ogromnie cenię w ludziach rzetelną wiedzę i umiejętność jej wykorzystania w praktyce. Niezależnie od tego czy robi to lekarz, prawnik, mechanik czy urzędnik. Lubię mieć świadomość, że człowiek z drugiego strony okienka/biurka/kozetki faktycznie się na swojej robicie zna.

      Usuń
  16. oj zgadzam sie z każdą literką tego postu... na maksa ;) sama mam papierek, nawet dwa i nie wiem na co mi on haha to co robię mogłabym spokojnie robić i bez nich :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam to szczęście, że pracuję w zawodzie i wiedza ze studiów jest u mnie wykorzystywana - a jednocześnie patrzę na znajomych z roku i 80% znalazło zatrudnienie w zupełnie innych branżach. Czyli co, liczył się tylko mgr przed nazwiskiem? :P

      Usuń
  17. Aż trudno się nie zgodzić z tym co zawarłaś w poście. Mam bardzo podobne wrażenie, że obecnie wolny czas jest prawdziwym luksusem. Niektórzy zatracają się w pogoni za bogactwem, powiększaniem dóbr nie doceniając tego co najprostsze - odpoczynku, wprowadzeniem równowagi w swoje życie.
    Co do realiów studiowania... mój kierunek rozpoczynało blisko 70 osób, po dwóch latach edukacji pozostała nas niecała trzydziestka. Co było powodem odejścia prawie 40 osób? Ciężko stwierdzić, niemniej jednak kiedy Ja podczas dwóch lat nauki upewniałam się, że wybór kierunku był trafny inni mogli podzielić się zupełnie odmiennymi odczuciami.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rezygnacja, zmiana zdania, wyznaczenie innych priorytetów - to nic złego. Często o wiele bardziej ubogacające niż uparte trwanie w tym pierwotnym postanowieniu, które niczemu już nie służy. Kwestia tylko tego na ile to jest świadomy wybór, a na ile dryfowanie z prądem :P

      Usuń
  18. Ciekawe spostrzeżenie z tym luksusem i czasem. Coś w tym jest ;) Przykro, że z tego wszystkiego sie popłakałaś, ale niekiedy pęka granica naszych możliwości i lepiej w taki sposób niż w inny. Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej po napisaniu tego wpisu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawiło mi się jak już wreszcie dotarłam do bezpiecznej przystani domeczku :) Ale fakt, miałam dość wszystkiego i wszystkich. Zdecydowanie wolę te dni, kiedy autobus przemyka niczym strzała i dostaję w bonusie dodatkowe 15 minut. Tyle wygrać <3

      Usuń
    2. To najważniejsze, że się poprawiło. Dom ostoja spokoju super :) Zapewne jeszcze w przyszłości będziesz mieć sporo dobrych takich dni z szybkim autobusem :)

      Usuń
  19. :) co do studiów, nie żałuję że studiowałam i skończyłam - tam pozbyłam się kompleksów - bo jak zobaczyłam jakie matołki studiują i zdają egzaminy to ręce mi opadały. Wydawało mi się, że nie poradzę sobie ale jakież było moje zdziwinie co do swojej samooceny - na pierwszym roku miałam nawet stypendium naukowe :) później mi się już nie chciało , a może po prostu zobaczyłam że wysilając się mniej też dam sobie radę :) A co do pracy ,,,, echhh, , dobrze mi w domu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też! Tylko za długo siedzę w pracy, by móc się nim cieszyć 😜
      A studia faktycznie podnoszą samoocenę - ale tylko jeśli są dobrze skrojone do zainteresowań, temperamentu. To świetny czas, ale trzeba dorosnąć do tego, żeby przeżyć w pełni. Dla mnie najlepsza była końcówka - kiedy wyluzowałam i wiedziałam czego chcę :)

      Usuń
  20. Bardzo mądry tekst. Niektórzy nie powinni nawet wchodzić do uczelni ze swoim nastawieniem. W tej chwili jestem na emeryturze, zajmuje się tylko blogiem i powiem Ci, że ostatnio też jestem jakąś zmęczona. Nie dziwię Ci się, trzeba sobie dać urlop, kiedy się potrzebuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze "potrzebuję" zgrywa mi się z "mogę";) Ale jak już mogę i mam, to jest tak cudownie, że nie chce mi się wracać :)
      A wiesz co jest dobre na zmęczenie? Czekolada ❤️ taki mój doraźny patent na małe doładowanie

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Ramen z przypałem

Boski pierwiastek