Czas nie liczy godzin i lat

Na studniówce puścili nam piosenkę Maryli Rodowicz:

Ale to już było i nie wróci więcej –
I choć tyle się zdarzyło
To do przodu wciąż wyrywa głupie serce.
Ale to już było, znikło gdzieś za nami –
Choć w papierach lat przybyło
To naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami.

Nie ma co, idealny kawałek na twój pierwszy bal w życiu (nie licząc kinderbali ofc). Sto dni, matura, część na studia, część do wojska, część do pracy. Dziecko, drugie dziecko, pies. Składki do ZUS-u i daniny dla banku. Wybieranie kafelek i ulubiony palnik na kuchence, a potem to już tylko gastroskopia, leki na nadciśnienie i wymienianie się numerami do lekarza. Tylko pamiętajcie, wciąż jesteście tacy sami!

No dobra, koniec demonizacji – piosenka sama w sobie nie jest zła. Może bliżej mi do Andrzeja Rybińskiego, by śpiewać, że „odmierzam świat nie używając dat”, ale byłoby potwornie gdybym miała powiedzieć, że jestem taka sama jak wtedy, gdy kończyłam liceum.

Tak się cieszę, że jestem już dużo dalej! Uwielbiałam moją klasę i ówczesne życie, ale one było dobre w tamtym momencie. Byłam pisklakiem, który rozbił już skorupkę jajka, ale wciąż wygodnie w niej siedział.

Życie płynie, ale nie obok nas. Nawet gdy mamy wrażenie dryfowania z prądem, to i tak nas szlifuje. Błogosławiony piach z dna i kamyczki – serio. Tak się cieszę, że straciłam część uprzedzeń, zrozumiałam niektóre mechanizmy, które rządzą moim życiem. Przepracowałam wiele, poodcinałam to co ciągnęło mnie w dół i dałam sobie szansę na fruwanie.

Z perspektywy czasu lepiej rozumiem siebie i innych. Widzę, jak dom rodzinny rzutuje na dalsze życie – zarówno w tym dobrym, jak i złym znaczeniu. Błąd ojca powiela córka w stosunku do swojego dziecka. Syn reaguje na stres tak samo, jak matka. Wnuczka nieświadomie kopiuje zachowanie babci. Pokoleniowa siatka napręża się, ale nie pęka, a my wszyscy jesteśmy w nią uwikłani.

Czy trzeba to przecinać? W niektórych sytuacjach tak, zwłaszcza gdy pojawiają się zachowania patologiczne i pełne przemocy. Osobiście skłaniam się raczej ku temu, by zrozumieć problem – dlaczego tak się zachowuję, dlaczego w ten, a nie inny sposób reaguje mój tata, mama, siostra, brat, córka i syn? 

W wielu kwestiach jestem podobna do taty – wtedy wystarczy spojrzenie, pół uśmiechu i już wiemy co pomyślało drugie. Ale gdy się kłócimy to lecą wióry! Ile musieliśmy włożyć oboje pracy w to, by nauczyć gryźć się w język, pohamować emocje i wrócić do sprawy na chłodno. Nie było to łatwe, wciąż nie jest, ale daje efekty.

W wielu sprawach jestem podobna do mamy – te same zajawki, te same głupawki, ale czasem jedna nie potrafi zrozumieć drugiej. Choćby nasze reakcje na stres są skrajnie różne. Czasem jedna musi ustąpić pola, oddać stery i pozwolić się pokierować. Nie jest łatwo być pasażerem w swoim życiu, nawet jeśli trwa to tylko chwilę. Zdobycie się na to wymaga ogromnego zaufania.

Potrzeba setek przegadanych godzin, by dokopać się do siebie nawzajem. Tysięcy przemyśleń, by odkryć swój rdzeń. Czas mija, dając nam siebie – nie liczy godzin, ani lat. My też nie powinniśmy. Kiedyś każdy z nas stanie w obliczu wieczności (mam nadzieję, że życiodajnej i pełnej piękna, a nie mierzonej czasem połowicznego rozpadu), ale zanim to się stanie popatrzmy na swoje życie.

Co widzicie?

Ja widzę kalejdoskop. Witraż złożony z setek ważnych momentów. Były chwile tryumfu, nieskrępowanej radości, ulgi, rozpaczy, złości. Wszystko to składa się na moją historię. Mało w niej dat, mierzę ją raczej poczuciem szczęścia. Tam gdzie udało mi się zrobić coś dobrego, pokonać swojego małego demona, coś przemienić, odpuścić.

Widzę ludzi, którzy są dla mnie ważni.

Mam wspomnienie rozmów z siostrą, gdy wspinałyśmy się na mur i ukryte w cieniu drzewa opowiadałyśmy sobie o najpilniej strzeżonych sekretach. To tam wybierałyśmy, którą czarodziejką z „Sailor Moon” będziemy w zabawie i obgadywałyśmy chłopaków, którzy nam się podobali.

Pamiętam jak z tatą, kuzynką i wujkami stałam pod szpitalem, gdzie dwie ciocie urodziły synów w odstępie kilku dni. Pamiętam bramę, którą uczniowie mojej chrzestnej zrobili na jej ślubie. Torba cukierków i można było jechać na wesele. A mi nawet nie pozwolili wcześniej wybrać kokosowych. Zero zrozumienia…

Pamiętam zapach perfum pierwszego chłopaka. Zapach szczeniaka, którego dostałam po długiej kampanii. Pamiętam jak u pradziadków na balkonie wkładałam ręce po pachy w wiadro pełne karasi, a one tak śmiesznie łaskotały mnie w palce.

Pamiętam, gdy pierwszy raz usłyszałam „Anielski orszak”, który wydał mi się przepiękną piosenką. Pamiętam jak bardzo nienawidziłam jej, gdy uczestniczyłam w pogrzebach bliskich.

Życie biegnie w nierównym tempie. Jednym pisane jest wiele lat i zim, inni odchodzą zbyt szybko. Zawsze wydaje się, że nie mogliśmy coś jeszcze powiedzieć, za coś przeprosić, coś wyjaśnić. Nie odkładajmy rozmów na potem. Szczególnie tych ważnych – opieprz za nieposkładane pranie może zaczekać.

Byłoby strasznie zatrzymać się na poziomie dziecka czy nastolatka, skupionego na sobie i swoich emocjach. Dorastamy, by zacząć patrzeć pod szerszym kątem. Rozumieć siebie i innych. Czasem odpuścić, a czasem wyjść naprzeciw. Błędy innych ludzi nie muszą nas definiować. Wychowanie wyniesione z domu jest w nas zakorzenione, ale z biegiem lat uczymy się sami weryfikować te wzorce. Jedne się bronią, inne nie.

Jesteśmy inni niż byliśmy wczoraj. Inni niż dekadę temu. To co przeżyliśmy, czego doświadczyliśmy jest naszym bagażem, ale nie ciężarem. To tam znajdziemy latarkę i mapę, które pomogą wrócić na szlak, jeśli z niego zboczyliśmy. W którejś kieszeni czeka wspomnienie, które jak batonik energetyczny doda sił, by przejść przez trudne chwile. To tam leży ulubiony sweter, w który można się wtulić i rozkoszować poczuciem, że wszystko się układa.

 

 ***

A teraz część Od autora i wcale nie będzie tu biografii 😉 Chcę Wam serdecznie podziękować za to, że odwiedzacie, czytacie i polecacie dalej mojego bloga. Szczególnie dziękuję sekcji z Hongkongu: ostatnio to Wy nabijacie mi największe statystki. Mówię o sekcji, bo nawet gdy wejdę na wyższy poziom samozachwytu, to nie sądzę, by 1 osoba wracała do tego samego posta po 15 razy. Aź tak próżna nie jestem 😜Więc jeszcze raz przeogromnie dziękuję.

Czasem zostawienie komentarza jest trudne i rozumiem to. Sama wiele razy nie wiem co mogłabym powiedzieć. Lubię jednak Wasze ślady. I przyznam się Wam do czegoś: ten blog i ludzie, którzy tu zaglądają to jedna z szybek mojego życiowego kalejdoskopu. 

Dobrze, że jesteście ♥️


Fot. Morgam Housel / Unsplash

Komentarze

  1. To, co napisałaś to samo życie. Nikt nie wie, ile życia jest mu przeznaczone, a biegniemy ciągle za czymś nieuchwytnym.

    OdpowiedzUsuń
  2. To pewnie nie jest cała prawda o czasie, osobiście jednak od lat nie mogę pozbyć się wrażenia, że to jak wewnętrznie mierzę i odczuwam upływ czasu w ogromnym stopniu zależy od tego ile uwagi przykładam do tego co aktualnie robię. Drugie moje spostrzeżenie jest takie, że czas dla każdego z nas powinien być mierzony osobno w zależności od tego w jakim stadium życia jesteśmy i z pomocą funkcji logarytmicznych i wykładniczych a nie liniowych.

    Zmieniając temat, z tego co zauważyłem, w twoich wpisach rzadko używasz odnośników, tak do własnych jak zenętrznych treści. Wewnętrzne odnośniki pomagają Twoim odwiedzającym znaleźć starsze wpisy. Zenętrzne linki odbierają Google przewagę nad blogerami. Dlaczego? Odnośniki do innych witryn pozwalają odwiedzającym poruszać się od witryny do witryny z pominięciem wyszukiwarki jak Google. W ostatnich czasach ludzie przestali umieszczać odnośniki bo boją się, że może to mieć negatywny wpływ na ich własną stronę. Otóź nic takiego nie ma miejsca. Im mniej linkujemy do innych stron, tym bardziej ludzie polegają na wyszukiwarkach aby nas znaleźć. Innymi słowy oddajemy nasze niemal pełną władzę nad tym kto do nas trafi w ręce korporacji, która na względzie ma tylko jej własny interes. Rezultat jest taki, że Google ma się świetnie, podczas gdy strony i blogi znikają z interenetu, bo nikt przez zapchane reklamami wyniki wyszuiwania na nie nie trafia. Jedyna szansa aby to zmienić, to znów zacząć umieszczać odnośniki do swoich własnych tekstów i do zewnętrznych stron.

    W przypadku mojego bloga, każdy, kto zostawi komentarz pod wpisem a w jego formularzu poda adres do jego witryny automatycznie staje się członkiem społeczności i otrzymuje odnośnik do strony. Powszechne używanie odnośników, to jedyna szansa aby aktualny scentralizowany system, który jest oparty na wyszukiwarkach przywrócić do rozproszonego, jakim był w pierwszych dziesięsioleciach instnienia sieci. Stąd, linkujmy. Bez tego liczba osób, która będzie w stanie odnaleźć to o czym piszemy będzie tylko spadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad. czasu - tak, to prawda, że każdy inaczej odczuwa jego upływ i tow jakim stanie się znajduje ma duży wpływ na odbiór.
      Ad. 2 tematu - pomyślę o tym :) Dzięki za wpis, bo to rzeczywiście ciekawe zagadnienie.

      Usuń
  3. No i którą czarodziejką byłaś? :) Co do clue posta, zgadzam się z przesłaniem. Z jednej strony pewnych rzeczy żałuję, ale z drugiej pokierowały mnie to, a nie inne miejsce. Czy trafiłabym tu w inny sposób? A jeśli nie, moje życie byłoby lepsze? Nie chciałabym cofnąć czasu, wolę skupić się na tu i teraz, bo mam tylko jedno życie. Jedną szansę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tą z Jowisza ☺️ też bym nie chciała cofać czasu. Lubię tę wersję i wręcz przeraża mnie koncepcja wielu wszechświatów, gdzie żyją inne "ja".

      Usuń
    2. Ja Ami, z Merkurego :) Nie wiem, czy chciałabym poznać inne "ja". Byłoby to... co najmniej dziwne :)

      Usuń
    3. Z jednej strony pogadać z kimś kto doskonale mnie rozumie mogłoby być ciekawym doświadczeniem, ale boję się, że mogłabym być zazdrosna o jakąś linię czasu. I myślę, że taka zazdrość o "siebie" jest o wiele bardziej niszcząca niż o kogoś. Tu łatwiej pogodzić się z tym, że czegoś nie ma, albo jest, ale gdy inna "ja" ma lepiej to poczucie frustracji musi aż rozsadzać.

      P.s. Ami imponowała mi mądrością, ale Makoto miała jedną zdecydowaną przewagę: zielone wdzianko 💚

      Usuń
  4. Nikt nie wie, ile życia mu pozostało, warto cieszyć się każdym dniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet gdyby miało się żyć milion, lat lepiej jest żyć z radością. Milion lat smutku i skwaszenia to właściwie piekło...

      Usuń
  5. Twoje słowa naprawdę skłaniają do głębszych przemyśleń i wdzięczności za to, co mamy. Czekam na kolejne wpisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) Mam nadzieję, że będziesz wpadać :)

      Usuń
  6. A my tą piosenką Maryli żegnaliśmy gimnazjum. Śpiewaliśmy ją wtedy na apelu ❤️ Piękne wspomnienia! Oj tak, życie biegnie, ale wspomnienia z nami zostają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to ciut creepy. Tak jak puszczanie "Windą do nieba" na weselu :P Ale to urocze, że każdy z nas inaczej odbiera sztukę. Lubię to, że każdy z nas ma inną wrażliwość, albo inaczej koduje pewne rzeczy. To nas pcha na przód :)

      Usuń
  7. Życie płynie. Ciągle coś się zmienia. Trzeba czerpać z niego jak najwięcej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ważne jest to, że na przestrzeni lat zmieniają się nasze podejście do życia i emocje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To.prawda :) Dlaczego nie warto pielęgnować jakichś urazów z przeszłości

      Usuń
  9. To temat na który można by napisać tysiące, jak nie miliardy ksiażek ... bo każdy człowiek to osobna historia i pisze się zawsze w inny sposób. Ja znalazłam się w strasznym punkcie mojego życia , bo mama wymaga opieki i zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro i ogromnie Ci współczuję. Mam nadzieję, że znajdziesz w sobie wystarczająco dużo sił, a bliscy otoczą cię wsparciem. To bardzo ciężka sytuacja i naprawdę przykro mi, że musicie z Mamą przez nią przechodzić. Niech Was Bóg błogosławi, szczególnie na ten ciężki czas.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Folia Bąbelkowa

Smutne piękno

Kompania! Maskę włóż!