Dzień dobry. Kocham cię...

 ... świecie :) I ciebie - moje życie. 

Czuliście kiedyś taką absolutną, obezwładniającą wręcz wdzięczność za swoje istnienie? Ja tak czasem mam. 

Poranki to dla mnie zazwyczaj czas, kiedy mogę grać zombie bez charakteryzacji. Trzeba do mnie mówić głośno i wyraźnie, a najlepiej nic nie mówić, bo i tak zwoje mózgowe są dopiero we wstępnej fazie rozruchu.

Jeśli po pracy pamiętam jeszcze swoje personalia to znaczy, że dzień był spokojny. Bywają takie. Średnio 3 na kwartał. 

Wieczór? Najlepsza pora na życie! Chyba, że o 18.00 człowiek zaczyna świrować, że zaraz musi iść spać i jęczy tak przez 4 godziny...

Ale czy wiecie, że chmury o świcie mają inny odcień różu niż te przy zachodzie słońca? Że sroki wcale nie są czarno-białe, ale mają zielone pióra w ogonie? I że jak pomyka się z kawą z Żabki w okolicach ronda ONZ, to można przez chwilę poudawać, że to kadr z nowej komedii TVN? :P 

Czasem sama się sobie dziwię, że przy całym marudnym usposobieniu jestem w stanie zauważyć tak dużo detali i czerpać z nich prawdziwą przyjemność.

Łatwo jest przejść do porządku dziennego nad tym, że jest dobrze i zacząć traktować to jako należną nam oczywistość. Lubię budzić w sobie wdzięczność za to co widzę, czego doświadczam, co mam. Kojarzy mi się to z pielęgnowaniem w sobie dziecka. Dziecko potrafi patrzeć w zachwycie na biedronkę przez pół godziny i nie czuje się znudzone. Cieszy je i to, że ta biedronka jest i to, że ma kropki. To, że usiadła na ręce, albo że ma takie małe nóżki. To, że jest taka lekka i to, że w pewnym momencie wzbija się w powietrze. A dziecko puszcza ją wolno i może cieszyć się dalej - letnim słońcem, kolorowymi liśćmi, tym, że fajnie jest lepić bałwana. Nie przejmuje się, że jutro zamiast bałwana będzie tylko kałuża. Dziecko ma radość z bycia TU i TERAZ, z tworzenia dla samej przyjemności kreacji. 

Mam wrażenie, że jako dorośli często wpadamy w pułapkę racjonalizacji świata. Kalkulujemy na ile dane działanie jest opłacalne, odkładamy na później zachwyt. A trzeba łapać chwile, bo one już nie wracają. Jutro będą inne chmury - może o wiele ładniejsze - ale czy to znaczy, że dziś nie możemy się nimi cieszyć?

Czuję się obdarowana tym co mam: rodziną, przyjaciółmi, światem, który mogę oglądać. Im bardziej jestem wdzięczna, tym więcej powodów do wdzięczności dostrzegam. A czy wy patrząc w gwiazdy macie poczucie, że są wasze? Że możecie korzystać z ich piękna? Czy jedząc coś pysznego myślicie o tym, że macie szczęście znać taki smak? Czy macie gdzieś obok ludzi, którzy wyciągną ręce, kiedy będziecie upadać?

Myślę, że jest wiele prawdy w powiedzeniu: Można przeżyć życie tak, jakby nic nie było cudem lub tak, jakby cudem było wszystko.

Fot.: Clarinta Subrata / Unsplash


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Ramen z przypałem

Obdarowani