Zaginiona córka Atlasa

Hesperydy, Hiady i Plejady - na pewno słyszeliście nie raz o córkach mitycznego tytana. W końcu mieszkamy w Polsce i mity greckie znamy o wiele lepiej niż słowiańskie :)

***
Hesperydy, zwane nimfami Zachodzącego Słońca, były strażniczkami rajskiego ogrodu, w którym rosły złote jabłka. Pamiętacie, jak Eris rzuciła jedno na stół? To właśnie od niego zaczęła się wojna trojańska. Te trzy siostry: Ajgle, Eryteja, Hesperetuza - są dla mnie uosobieniem tajemnicy, powściągliwości i cichej pracy. Takiej niby niedostrzegalnej, a jednak ważnej, ukrytej gdzieś na skraju świadomości.

A Hiady? Siostry-płaczki. Po śmierci brata po prostu umarły z żalu. Jest w nich jakaś rzewność, głębia, ale też proza życia. Ich pojawienie się na nieboskłonie zapowiadało rozpoczęcie prac polowych.

Z kolei Plejady to mój ulubiony "Maleńki Wóz". Łatwo je znaleźć na niebie. Pojawiają się w maju i przynoszą pogodę. W micie o Plejadach i Orionie uciekają przed olbrzymem, aż wreszcie zostają przemienione w gwiazdy. Przewrotnie jest w nich i niemoc i zwycięstwo.

Wszystkie te Atlantydy odzwierciedlają różne aspekty kobiecości, ale jest jeszcze jedna córka Altasa - ta najbardziej do niego podobna. Kobieta nosząca świat na barkach. I założę się, że ją znasz.

***
Mimo tego, że to właśnie Atlasa przedstawia się jako mężczyznę dźwigającego kulę ziemską, mam wrażenie, że faceci umieją ten świat czasem odłożyć. Może przez swoją "jednozadaniowość". Mężczyzna jak pracuje, to pracuje; jak śpi, to śpi; jak skacze po kanałach, to nie zabieraj pilota. A kobiety, tak jak kury, dziobią w pięciu miejscach na raz. 

Jest w tym oczywiście pewna przesada, ale mamy tendencję do namnażania sobie prac. A najgorzej, kiedy się w tych pracach zapętlimy i zaczynamy żyć w wiecznym niedoczasie. Jasne, są rzeczy, które trzeba zrobić, ale są też takie, które można odpuścić albo odłożyć na później.

Świat się nie zawali, jeśli nie będzie dziś obiadu. Można zamówić pizzę, albo zrobić ryż ze śmietaną. Można opchnąć się kanapkami i serio, jeszcze żadne dziecko nie umarło, bo nie miało na obiad kotlecika. Chleb z majonezem też jest spoko.

Żadna konwencja nie zabrania oglądania filmu o 20.00. Tak, można odmówić czytania trzeciej bajki pod rząd. Można powiedzieć: "Dobranoc, kocham cię. Ty idziesz spać, a ja idę oglądać film". Nadal jesteś dobrą matką, a nawet trochę lepszą, bo nie podpierasz się nosem.

Można powiedzieć, że w ten weekend nie przyjedziesz na obiad do rodziców, można nie odbierać w wolnym czasie telefonów z pracy. Nie musisz być na każde zawołanie, niezależnie od tego, jak bardzo są ci drodzy inni ludzie. Rodzina i przyjaciele są ważni, ale ważna jest też twoja osobista przestrzeń.

***
Zawsze gdy myślę o siłaczkach, które za wszelką cenę chcą ogarniać rzeczywistość, nie widzę ich z siatami i dziećmi przy spódnicy. Widzę samotną postać nad brzegiem urwiska, a w głowie odtwarza mi się: Kiedyś powiem sobie dość, a ja wiem, że to już niedługo... I to mnie przeraża. 

Boję się, że taka kobieta w pewnym momencie nie wytrzyma tego ciągłego napięcia. Że ucieknie od życia, zamknie się w sobie i zniknie.

Jeśli nie umiemy odłożyć roboty chociaż na chwilę, to ona nas w pewnym momencie przytłoczy. Zamiast brudnych skarpetek, będziemy widzieć GÓRY PRANIA. Zamiast szefa, będziemy mieć POGANIACZA NIEWOLNIKÓW. I zamiast życia, będzie krew, pot i łzy. Mało zachęcająca perspektywa.

***
Nie definiujmy się przez to jakie prace już wykonałyśmy i jakie jeszcze nas czekają. Nasze babcie były wiecznie zarobione. Pamiętam sąsiadki, które przychodziły i z pewną dumą oznajmiały, że "jeszcze dzisiaj nie usiadły". Były takie gospodarne, praktyczne, pożyteczne i pracowite. Były też cholernie zmęczone, ale o tym nie można było mówić głośno.

A przecież to takie same kobiety, jak my dzisiaj. Też chciały w spokoju poczytać gazetę, wyjść na spacer z koleżanką albo posiedzieć w ciszy. Tylko wychowano je w innym systemie, w innych czasach. Wymagało się, by były zawsze uśmiechnięte, by w domu było ciasto na niedzielę, by podłoga błyszczała.

***
Dziś na szczęście możemy sobie odpuścić. Nie musimy żyć pod dyktando innych, a nad swoim wewnętrznym krytykiem możemy pracować. Dobrze jest zrzucić ciężar z barków i wyciągnąć się na kanapie. Chociaż na chwilę.

To właśnie wtedy, gdy na moment odkładasz listę z rzeczami do zrobienia, pojawia się przestrzeń do bycia. Do tego, żeby wsłuchać się we własne potrzeby, poczuć co mówi twoje ciało, uspokoić natłok myśli. W tym "bezczynnym siedzeniu" odbywa się całe morze prac. Nawet jeśli nie do końca zdajesz sobie z tego sprawę. 

Więc, córko Atlasa - daj ojcu dźwigać te wszystkie kontynenty, oceany, szczepienia dzieci i weki na zimę. To co musisz zrobić, zrobisz i tak, ale daj sobie czas na zapatrzenie się w gwiazdy. Plejady pojawią się już za chwilę.

Fot. Naeim Jafari / Unsplash




Komentarze

  1. Świetny artykuł! My kobiety nie umiemy odpuścić, bo jak czegoś nie zrobimy to boimy się zaraz powiedzą, że jesteśmy niezdarne i nie potrafimy odpowiednio zająć się domem, dziećmi, mężem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba właśnie dlatego musimy ciągle na nowo uczyć się tego odpuszczania. Przecież mąż też może położyć dzieci spać, albo poodkurzać. I to ostatecznie będzie jego "wina", że ma nieuprasowane koszule. W żadnej przysiędze małżeńskiej nie ma frazy: "I ślubuję prać i gotować póki śmierć nas nie rozłączy" 😉 Czym innym jesr wsparcie i rozdział obowiązków, a czym innym ciągłe matkowanie. Dobrze, że coraz częściej odchodzimy od takiego sposobu myślenia, że wszystko musi być "na mojej głowie". Bardzo się cieszę, że spodobał Ci się ten tekst 😊 zapraszam częściej 😉

      Usuń
  2. Bardzo mądry artykuł :) ja mam ogólnie problem trochę byciem samą ze sobą i cieszeniem się chwilą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, że Ci się tu podoba. Mam nadzieję, że będziesz wpadać 😊Wiesz, myślę, że jak się człowiek zapętli to bardzo ciężko jest mu wyhamować. Pamiętam, że kiedyś po bardzo intensywnym czasie w pracy pojechałam na urlop i... nie umiałam siedzieć bezczynnie. Wszyscy chillują, łapią słońce, a ja musiałam pomalować paznokcie, bo bym szału dostała. Niby nic, a jednak trochę przerażające. Dopiero po kilku dniach wyluzowałam i zaczęłam cieszyć się tym nic-nie-robieniem.
      Może nie ma co rzucać się od razu na głęboką wodę tego bycia ze sobą? Może na początek wystarczy dłuższa niż zwykle kąpiel albo spacer w pojedynkę? Takimi małymi kroczkami można osiągnąć cuda 😉

      Usuń
  3. Ciekawe i prawdziwie, chociaż chyba już się to zmienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby :) Ja ciągle widzę mnóstwo kobiet, które nie potrafią odpuścić. A to nie chodzi przecież o całkowite porzucenie obowiązków, ale o danie sobie chociaż kilku minut tylko dla siebie. Dobrze, że jest więcej kobiet, które umieją znaleźć ten złoty środek:)

      Usuń
  4. Wartościowy wpis, ciekawe przemyślenia, nie ma, co brać na ramiona całego świata. Trzeba również umieć żyć dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak uważasz :) Ta odrobina zdrowego egoizmu jest bardzo potrzebna.

      Usuń
  5. Hm... Wydaje mi się, że to szczyt odwagi odłożyć listę zadań do wykonania i być samej ze sobą. Bo wiesz... gdy tracisz z oczy zadania do zrobienia otwiera się przestrzeń wewnętrznego świata... Nie każdy (nie tylko kobiety, mężczyznom też się to zdarza) ma w sobie tyle siły i odwagi, by zajrzeć do swego wnętrza - ujrzeć swoje prawdziwe pragnienia, marzenia, swoje potrzeby - bo może się okazać, że nijak się one mają do rzeczywistości w jakiej się żyje. Niewiedza daje złudne poczucie kontroli, "święty spokój" ubrany w formę ciągłej walki. Poza tym, by żyć dla siebie trzeba tego chcieć, być gotowym, mieć określone wewnętrze zasoby, odkryć w sobie taką potrzebę. Nie każdy chce, nie każdy wie, że może chcieć, nie każdy jest już na tym etapie życia, by żyć zamiast "tylko" wypełniać zadania z listy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fantastycznie to ujęłaś. Zgadzam się z Tobą, czasem człowiek nie jest jeszcze na takim etapie żeby skonfrontować się z samym sobą. Tylko czy taka gonitwa i odhaczanie kolejnych punktów (nie dlatego, że chcemy, ale z narzuconej powinności) rzeczywiście jest życiem w pełni? Czy człowiek, który nie spojrzał w siebie, nie zastanowił się czego pragnie, nie będzie na starość rozczarowany, że tak naprawdę nie żył?

      Usuń
    2. Hm... dla każdego pełnia może być czymś innym. Dla ludzi mających intuicję, wgląd w siebie samych, moc i chęć do samorozwoju - odhaczanie punktów dalekim jest od pełni. Ale jest też grupa ludzi, dla których taki styl życia jest jedynym znanym. I nawet jeśli czasem odczuwają coś na rodzaj pustki i miałkości codzienności, to i tak nie mają potrzeby czy wewnetrznego przyzwolenia, by doświadczyć czegoś więcej. Dla mnie to jest odkryciem roku-świadomość, że żyć pełnią życia dla każdego może oznaczać co innego. Co dla jednych sufitem dla innych podłogą. Choć uważam, że ogromnych błogoslawieństwem jest móc odczuwać i doświadczać wszystkiego głębiej i głębiej.

      Usuń
    3. Tak, każdy ma inną "pojemność", ale i tak jest mi żal tego zmarnowanego potencjału. Gdy widzę ludzi, którzy nie chcą spróbować inaczej żyć: puścić się tego co ich krzywdzi, co nie daje im poczucia spełnienia, ani nawet radość to ogarnia mnie smutek. Znam ludzi, którzy mają wszystko by spróbować: rodzinę, przyjaciół, środki materialne, a jednak brak im odwagi czy chęci. Jasne, nikogo nie uszczęśliwia się na siłę, ale oni nie są szczęśliwi sami z sobą. Mnie to przeraża.

      Usuń
  6. Tak słyszałam o tych bohaterkach, ale za mitologią nigdy nie przepadałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mitologia nie była w tym tekście najważniejsza, ale faktycznie, nie jest to konwencja, która każdemu pasuje

      Usuń
  7. Świetny artykuł, sporo w nim prawdy. Czasem po prostu chcemy za dużo na raz a do tego najlepiej perfekcyjnie, a tak się nie da. Życie to sztuka wyborów - trzeba nauczyć się odpuszczać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze podziwiam ludzi, którzy wiedzą o tym od początku - zdecydowana większość musi się tego nauczyć. Albo wariuje z przemęczenia.

      Usuń
  8. To prawda, czasami ciężko odpuścić! Ja natomiast uważam, że warto zachowywać balans. Nie wszystko musi być zrobione na tip top. W życiu liczą się rózne kwestie 🥰

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to całe morze różnych :) lubię te odnogi od głównego nurtu ;)

      Usuń
  9. Niektórzy wpadają w taki wir i nie potrafią? nie umieją sobie odpuścić? A przecież mamy jedno życie i warto brać pod uwagę różne priorytety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym właśnie polega zapętlenie - że nie potrafi człowiek odpuścić. Można y nauczyć żyć inaczej, ale wcale nie jest to prosta sprawa

      Usuń
  10. Kanapki z majonezem są spoko:). Ale tak do rzeczy, jak zwykle trafiasz w punkt moich myśli. Też uważam, że trzeba dać sobie czas na czas dla siebie. I to każda z nas. Bo ja nie mam rodziny i dzieci, ale potrafię sobie tak nawalić na głowę, że niekiedy nie wiem, jak się nazywam. Walczę o chwilę dla siebie. Odpoczynek od wszystkiego, to dobra rzecz. I na koniec. Juz dawno wyleczyłam się z tego, że na święta ma być w domu błysk. Jest lekki polysk, to wystarcza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuje się, bo wrzuciło mnie jako anonim- Noyer;)

      Usuń
    2. Myślę, że najważniejsze porządki to te w głowie i sercu ☺️ Pokutuje u nas przekonanie, że trzeba być produktywnym na 200 procent normy, ale tak się nie da. Trzeba umieć odpocząć, a to wcale nie takie proste 😉

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Ramen z przypałem

Obdarowani