Masz prawo zachować milczenie

Masz prawo nie mieć zdania, nie zajmować stanowiska, nie krzyczeć w pierwszym rzędzie. Fajnie, prawda?

Utarło się, że musimy ciągle walczyć, ciągle opowiadać się po którejś ze stron. Pewnie, dobrze jest wierzyć w ideały, chcieć lepszego świata, dążyć do niego. Pytanie tylko, czy każda rzecz jest tej walki warta?

Nie mam zdania na tysiące tematów. Nie wiem czy lepszy jest diesel czy hybryda. Nasłuchałam się zwolenników jednej i drugiej opcji i nadal nie mam pojęcia. Nie wiem czy lepiej jest wynajmować mieszkanie, czy postarać się o kredyt na 30 lat. Wszystko ma plusy i minusy. No dobra, może nie wszystko: szparagi mają tylko plusy. I to dodatnie :p

Czasem, w przypływie olśnienia, wiem co jest dobre dla mnie. Co ja bym zrobiła w konkretnej sytuacji. Rzadko zdarzają mi się chwile, kiedy nie mam wątpliwości i po prostu wiem, że jestem na właściwym kursie. Ale nie mam pojęcia co ma zrobić ktoś inny, nawet bardzo bliski.  

Dziś tak sobie po prostu jestem. Siedzę w ciszy. Zdjęłam plecak pełen "musisz" i odpoczywam. W milczeniu. 

Nie chodzi o to, żeby odciąć się od wszystkiego i udawać, że "mnie ta sprawa nie dotyczy". Wszystko nas w bardziej lub mniej bezpośredni sposób dotyka. Czasem nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. Pytanie tylko czy wiemy o co - w tej właśnie chwili - kruszymy kopie?

Są sprawy, o które warto walczyć. Są też takie, które pochłaniają mnóstwo energii, ale niczego nie wnoszą. Kiedy walka o to, by "wyszło na moje" staje się sposobem na życie bardzo łatwo jest się zagubić i pomieszać te dwa rodzaje spraw.

Przypomniały mi się wszystkie momenty, kiedy udało mi się ugryźć w język. Może i miałabym satysfakcję, że udowodniłam wszystkim swoją rację. Ale tak naprawdę nie były to rzeczy, za które gotowa byłabym umierać. Takie bicie piany dla zasady trochę przypomina wyrywanie skrzydełek motylom: jesteś silniejszy, więc możesz? A wtedy w imię własnej siły i ambicji okaleczasz innych. I oni już nie polecą. 

Przypomniałam sobie też te sytuacje, kiedy nie zamilkłam na czas. Kiedy z jednej iskry wzniecał się pożar, a później wszystkie strony wychodziły z dyskusji w jakiś sposób poparzone. I znów - nie było warto.

Ale były też te momenty, kiedy mój głos coś znaczył. Kiedy czułam, że ta sprawa jest "moja". Kiedy rzeczywiście dotykała czegoś w głębi mnie. Kiedy wiedziałam, jak argumentować. Kiedy przetrawiłam w sobie wszystkie za i przeciw.

To właśnie dlatego potrzeba nam chwil wyciszenia: by nabrać sił na te walki, które rzeczywiście wymagają naszej obecności i naszego głosu. 

Każdy ma swoje punkty zapalne. Jedni wznoszą bojowe okrzyki, gdy chodzi o dobro planety, inni gdy żądają równości społecznej. Niektórzy idą na barykady dla dobra bliskich, inni bronią tych, którzy sami nie potrafią. I dzięki Bogu, że różnimy się tak bardzo, że każdy z nas ma ten "krótki lont" w innym miejscu.

Dziś staję w roli rzecznika przestrzeni do niewiedzy. Do tego, bym sama przed sobą umiała przyznać, że nie znam się na wszystkim. Do tego, by przetworzyć w sobie wszystkie dane, okrzepnąć w emocjach. Do tego, by usiąść przy ogniu i posłuchać tej plemiennej starszyzny, która już coś wie. Nie muszę się zgadzać ze wszystkim co mówią, nie muszę przyjmować tego na wiarę. Ale mogę nie iść na udry. Larum będzie grane innym razem. Dziś mam prawo zachować milczenie.

Fot. Kristina Flour / Unsplash


Komentarze

  1. Nie trzeba wiedzieć i wypowiadać się na każdy temat, czasem lepiej pomilczeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zrobić w sobie przestrzeń na podjęcie decyzji czy warto, czy nie warto, wchodzić w dyskusję. No i przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie: czy rzeczywiście mamy coś do powiedzenia, czy to gadanie dla gadania.

      Usuń
  2. Czasami własne zdanie na jakiś temat lepiej zachować dla siebie i w pewnych rozmowach lepiej ugryźć się w język :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba najtrudniej jest rozpoznać kiedy to zrobić :) bo czasem naprawdę słowa cisną się same ;)

      Usuń
  3. Ja zawsze wypowiadam swoje zdanie i nigdy się tego nie wstydzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie chodzi o wstyd przed wypowiedzeniem swojego zdania, czy o jakieś umniejszanie siebie. Chodzi o to, żeby nie walczyć w każdej sprawie, bo może nie każda jest tej walki warta.

      Usuń
  4. Mądrości Nikowe! UWIELBIAM!

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja jestem taka "drama queen" bo powiem swoje nawet wtedy, kiedy nie trzeba 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, zaraz drama queen :) Może po prostu dostarczasz światu rozrywki, żeby nudno nie było? ;)

      Usuń
  6. Od razu przyszedł mi na myśl Efekt Dunninga-Krugera, ostatnio można zauważyć dość sporo przypadków tego psychologicznego zjawiska...ludzie przeceniają swoją wiedzę na konkretny temat i uważają się za ekspertów w każdej dziedzinie życia... Życie to ciągła nauka i to nie wstyd powiedzieć "nie wiem"... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do niedawna prześmiewczo mówiło się, że każdy w Polsce zna się najlepiej na mechanice, polityce i piłce nożnej, ale ostatnio wszyscy stali się specjalistami od biochemii i wirusologii... Zresztą media też mają spory udział w tym kreowaniu specjalistów: zwykły reportaż i bach: ekspert - bo brzmi to lepiej niż "pracownik firmy X". A na eksperta jednak trzeba zasłużyć, mieć wiedzę teoretyczną i praktyczną, ciągle się rozwijać w danej dziedzinie.
      A propos tego "nie wiem": zawsze bardziej szanowałam nauczycieli, którzy umieli przyznać, że czegoś nie wiedzą, ale sprawdzą, niż takich, którzy swoją niewiedzę przykrywali gadulstwem.
      Btw, ten eksperyment Dunninga-Krugerabył świetny! Nie wpadłabym na to, żeby zbadać poziom samozadowolenia i powiązać to z wiedzą. To bardzo ciekawe, dzięki:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Ramen z przypałem

Boski pierwiastek