Laleczka z pudełeczka

Laleczka jest bardzo prosta w obsłudze. Wystarczy zadzwonić, albo napisać smsa i w ciągu kilku chwil rzuci wszystko, by: popilnować kota koleżanki, odebrać ze szkoły dzieci brata, upiec ciastka na szkolny kiermasz, podjechać do ex-męża z zakupam...

I tak dalej.
 
Nie zrozumcie mnie źle: dobrze jest pomagać innym. Byłym mężom też. To zdecydowanie lepsze niż ciągła wojna podjazdowa. Laleczka ma jednak tę właściwość, że natychmiast po wykonaniu zadania wraca na półkę. Wkłada się ją do pudełka, wstawia na pawlacz i zapomina zaprosić na kawę bez okazji. Czasem nawet w święta jest traktowana jak zło konieczne. Ktoś kogo wypada przyjąć, mimo tego, że jego obecność ani parzy, ani ziębi. Ktoś, z kim kontakt utrzymuje się jedynie w celu wykorzystania. I wcale taką laleczką nie musi być kobieta.

Znam ludzi, którzy latami byli - lub nadal są - na wiecznych usługach. Robią wszystko o co bliżsi i dalsi poproszą, często kosztem siebie czy swojego wolnego czasu. A jeśli nawet kiedyś się zbuntują, to okupują to długimi dąsami usługobiorców i własnym poczuciem winy. Są uprzedmiotowieni przez tych, którzy ich wykorzystują, ale również przez siebie samych.

Człowiek jest wartościowy dlatego, że jest człowiekiem. Każdy ma inne talenty, inny potencjał i życiową ścieżkę, ale nie może definiować siebie i swojej wartości przez usłużność i przydatności. Bo czy babcia, która nie chce zajmować się wnukami na pełen etat jest przez to mniej kochana?
 
Żeby ludzie szanowali człowieka wraz z jego autonomią, musi on najpierw uszanować sam siebie. Trzeba nauczyć się doceniać swoje walory, ale i akceptować ograniczenia. Dostrzec to, nie da się żyć na pełnych obrotach 24 godziny na dobę. Uznać wyższość budowania relacji z drugą połówką czy dziećmi nad relacją z dalszą koleżanką czy kolegą. Może i możesz skrócić urlop nad morzem i jechać do przyjaciół, żeby skręcać szafki do rana. Pytanie tylko, czy rodzina będzie zachwycona tym "to przecież nic takiego"?

Dobrą córką i dobrym synem jest się także wtedy, gdy stawia się tamę rodzicielskim żądaniom. W pewnym momencie każdy z nas dorasta. Rodzice mogą doradzać, ale nie mogą naginać dzieci do swojej woli. Nie wybiorą im studiów, partnerów, majtek i menu na najbliższy tydzień. Nie mogą dzwonić i bez uprzedzenia wydawać poleceń gdzie "pojedziemy", albo co "zrobisz jak przyjedziesz". To też jest trzymanie człowieka w pudełku. 

I cóż - brutalna prawda jest taka, że tylko laleczka może wyjść z pudełka i postanowić, że już tam nie wróci. 

Świat ma do zaoferowania znacznie więcej, niż tylko szybkę z celofanu!

Fot. Tengyart / Unsplash



Komentarze

  1. Pomagać zawsze warto, jednakże należy umieć rozróżnić pomaganie od wykorzystywania :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne zagadnienie poruszyłaś o pomaganiu jakie może czasami przerodzić się w coś "nie na miejscu"? Każdy z nas powinien sam zacząć podejmować decyzję jak np: dzieci, a rodzice nie powinni im narzucać czegoś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powinni. Jednak czasem narzucają. A jak mówi mądrość ludowa: człowieka nie zmienisz, ale możesz siebie. I to jest prawda. Tylko my sami możemy zmienić swoje myślenie, zachowanie. Stawiania tam trzeba się po prostu nauczyć. A granica zawsze przechodzi tam, gdzie ktoś jest zraniony.

      Usuń
  3. niestety teraz wartość człowieka przedstawia się lajkami lub ilością wyświetleń. Ostatnio mój znajomy umieścił post jak to pomógł ptakowi, bo przecież musiał się pochwalić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zawsze dysonans przy czymś takim: z jednej strony odbieram to właśnie jako chwalenie, ale z drugiej strony może to też promowanie jakiegoś dobra? Uczciwie przyznam, że kiedyś do głowy by mi nie przyszło, żeby robić poidełka dla ptaków czy pszczół. A jednak to Internet uświadomił mi, że natura nie zawsze poradzi sobie sama. Przy akcjach pomocowych najważniejsze według mnie jest to, żeby nie umniejszyć czyjejś godności. Nie promować siebie kosztem człowieka, któremu chcemy pomóc. Natomiast o samych akcjach warto mówić, jeśli mamy do nich przekonanie.

      Usuń
  4. Przez wiele lat uczyłam się asertywności, odchodzenia od stawiania potrzeb innych przed swoimi, trudna sztuka. Teraz pomagam, ale pod warunkiem, że mam na to czas i wybranym osobom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, asertywność. Jedna z ważniejszych umiejętności w życiu. Zbyt łatwo wpadamy w pułapki myślenia o sobie w kategoriach dobry=pomocny zawsze i wszędzie i zły=samolub i skrajny egoista. A jednak umiejętność odmowy czy jasnego wyrażenia swoich oczekiwań w ogóle nie mieścisię w tych kategoriach. Asertywność jest przejawem szacunku do samego siebie.

      Usuń
  5. uważam że to okrutne utrzymywanie relacji z kimś bo jest korzysć. Oczywiście że relacja to wzajemna wymiana i czasem bywa to asymetryczne ale traktowanie instrumentalne to po prostu przykre, i raniące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Tylko niektórzy nawet nie zdają sobie sprawę z tego, że żyją w takim układzie. Np rekacja rodzic-dziecko, kiedy jedno oczekuje atencji i pomocy bez względu na koszty i porę dnia, w zamian dając tylko niezbędne minimum. Łatwo jest to sobie usprawiedliwiać tym, że przecież to rodzina.

      Usuń
  6. Po tytule spodziewałam się zupełnie innego tekstu. Co do pomagania innym to warto to robić, ale trzeba pamiętać o tym ,kiedy możemy to zrobić a kiedy nie bo nie jesteśmy w stanie lub po prostu nie chcemy, bo czujemy, że to pomaganie staje się wykorzystywaniem trochę. Asertywność to coś czego czasem trzeba uczyć się całe życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pomaganie to normalka w zdrowych relacjach. Schody zaczynają się wtedy, kiedy relacja zaczyna nas drenować z chęci do życia i zawłaszcza kolejne aspekty naszego życia. Jak chociażby czas wolny.

      Usuń
  7. Lubię innym pomagać, ale nie ukrywam, że sporo osób wykorzystuje takie podejście do sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomaganie też jest korzyścią dla nas. Większość ludzi lepiej czuje się ze świadomością, że robi coś dobrego. Jeśli jednak zaczyna się człowiek czuć jak maszynka przynieś-podaj-pozamiataj to zdecydowanie nie jest dobra droga.

      Usuń
  8. Trudny problem, ponieważ osoba wykorzystywany często nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest ofiarą. I musi minąć wiele lat, zanim się ocknie. Na taką postawę ma też duży wpływ wychowanie, a czym "skorupka za młodu..." Wtedy tak trudno dać sobie radę ze zmianą postawy :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Czasem to praca na całe życie. A są też ludzie, którzy nie chcą dostrzec tego, że ich inni wykorzystują. Albo wiedzą i pozwalają na to w obawie przed samotnością. Wydaje mi się, że pozwalając na takie przedmiotowe traktowanie, już są samotni. Bo czy ten "usługobiorca" wysłucha ich problemów? Tak, jednym uchem, a później zmieni temat na pogodę...

      Usuń
  9. Trzeba się stawiać. Rodzicom zwłaszcza. Bo jak ulegniemy raz, to potem całe życie każdemu... 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy od rodziców 😜 batalię o brukselkę w wieku 4 lat można uznać za normalną 😉 jeśli rodzice szanują autonomię dziecka to bunt dla buntu nie ma sensu. Gorzej gdy robią z niego "przedłużenie" siebie.

      Usuń
    2. Akurat brukselka jest spoko 🤓 Raczej mam na myśli stawianie się w poważniejszych kwestiach. Ograniczanie, presja, autorytaryzm. Podcinanie skrzydeł, umniejszanie. Sama przez to przechodziłam. Bunt uratował mi psyche i poczucie własnej wartości i godności 🙆🤷

      Usuń
    3. Wtedy tak 👍 ale są też ci fajni rodzice, którzy dodają skrzydeł 😉 ważniejsze od tego komu się stawiamy, jest to dlaczego się stawiamy 😉

      Usuń
  10. Ja lubię pomagać, ale niestety jestem przez to wykorzystywana. Nie potrafię odmawiać, a sama o pomoc proszę w ostateczności. Kiedyś poprosiłam o coś kogoś, komu ciągle w czymś pomagałam i dostałam obuchem w łeb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem rzeczywiście nie ma proporcji w tym pomaganiu. Raz jedno może dać więcej, raz drugie. Ważne, żeby mieć kogoś, na kogo można liczyć. Kiedy tego braknie, rzeczywiście robi się ciężko.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Bezdzietne lambadziary kontrakują