Noc to po prostu bardzo ciemny dzień

W poniedziałek znów złapał mnie deszcz. A może nie tyle złapał, co sama z siebie postanowiłam stawić mu czoła. Na tej szerokości geograficznej opady to nic nadzwyczajnego.

***
Uzbrojona w parasol wybiegam z pracy i już w połowie drogi na przystanek zaczynam wyrzucać sobie, że ten zryw był bez sensu. Wiatr wygina parasolkę, spodnie mokre do połowy uda, jedna torba spada z ramienia, druga obija się o bok, stopy ślizgają się w sandałkach pełnych wody. Dramat.

Wreszcie docieram do przystanku.
Wiata przystankowa pełna ludzi, autobus spóźnia się już 10 minut. Dobra, pojadę z przesiadkami. Parasol nie chce się złożyć, wreszcie zwijam go na siłę. Kapie z niego na potęgę. Ruszamy.

Wysiadam na skrzyżowaniu dwóch głównych arterii. Nogi mi się rozjeżdżają, woda chlupocze. Dobrze, że deszcz jest ciepły i przyjemnie odświeża tę betonową dżunglę. Jeszcze pół godziny i dom. Wiatr zacina pod dziwnym kątem, muszę mocno trzymać torby, które znów zaczynają zsuwać się z ramion.

Idealnie w połowie drogi między przystankami stoi knajpka, którą bardzo lubię - mają tam sezonowe menu, fajne wnętrze, miłą obsługę. Myślę sobie, że nic mnie do domu nie goni, obiad mogę zjeść na mieście, przeczekać deszcz. Nawet mam książkę w torbie, więc obstawa mentalna jest zapewniona. Myślę o tym, że jak przetnę trawnik, to może nie wywalę się w kałużę, bo przypominam, że cały czas walczę z utrzymaniem butów na nogach. Myślę i myślę, prując dzielnie dalej. Krok za krokiem, jeszcze jeden, jeszcze dwa. Mijam knajpkę, myśląc o tym czy te sandałki są jeszcze do uratowania. Przystanek.

Kolejna walka z parasolem, który odmawia współpracy. Nic to - przycisnę kolanem. Spodnie i tak całe mokre. Jedziemy. Korek, bo jak deszcz pada to korki tworzą się automatycznie. Pół godziny minęło, jeszcze chwila i dom. Jednak nie - stoimy. To się przesiądę po raz drugi. Może podjadę bliżej domu. Udaje się. Wreszcie mój przystanek. Po chwili mija mnie autobus, którym przyjechałabym z pracy, ale nie chciałam tak długo czekać.

Jeszcze spacer do domu. Nadal leje. Krople padają tak gęsto i z takim natężeniem, że kałuże zaczynają przypominać folię bąbelkową. Spodnie całkiem przylgnęły do nóg. Czuję się jak mokry wielbłąd. Zaraz to wszystko zrzucę, muszę tylko znaleźć klucze w odmętach torebki. Ufff, udało się. Dwie godziny wracania z pracy, ale można otrąbić sukces. Twierdza zdobyta!

***
Zła byłam na siebie. Zła i zmęczona, ale przecież nikt mi nie kazał brnąć przez deszcz. Mogłam się zatrzymać po drodze, przeczekać. Mogłam zostać na przystanku i wsiąść od razu w bezpośredni autobus. Mogłam, ale chciałam po swojemu. A jak już do tego domu dotarłam to i tak mi się wszystkiego odechciało. Może następnym razem będę mądrzejsza. A może zrobię dokładnie tak samo? 

Powkurzałam się na siebie, ale dziś mnie to już tak nie uwiera. Wszystko zależy od perspektywy. W końcu słońca nikt nie gasi, a noc to po prostu bardzo ciemny dzień. 

Fot. Daoudi Aissa / Unsplash


Komentarze

  1. Czasem bywają takie dni, że jedna decyzja potrafi nas skutecznie do wszystkiego zniechęcić... Wniosek taki (i znam go z autopsji), że czasem warto trochę poczekać :)
    W sumie dobrze, że wracałaś już do domu, a nie taka przemoknięta dopiero dotarłaś do pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt! Chociaż gdyby była taka ściana deszczu zanim bym wyszła z domu, może w ogóle bym wzięła urlop na żądanie 😜

      Usuń
  2. Niekiedy mam pod górkę, na co się nie zdecyduję wychodzi, że powinnam wybrać inny wariant, ale też są dni, kiedy wszystko sprzyja i z uśmiechem toczy się dzień. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem jedna decyzja jest w stanie zaważyć na naszym humorze i całym dniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego dziś przytomnie zaczęłam od dżemu naładowanego słońcem - ciągle lecę na endorfinach ;)

      Usuń
  4. Oj tak wszystko zależy od perspektywy- życie uczy pokory

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, żeby się nie fiksować na gorszych momentach ✌

      Usuń
  5. Jakbym widziała siebie :D Ja zawsze mam takiego pecha, że trafię akurat na deszcz i jestem wtedy wściekła :D Całe szczęście, że po powrocie do domu i przebraniu w suche ciuchy już zapominam o tym incydencie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś też już mnie to bawi :D poczucie humoru to jednak skarb ;)

      Usuń
  6. I ja nie lubię deszczu, bo wszystko mi komplikuje. Chyba że jest to taki drobniutki deszczyk w którym można iść przez park albo łąkę i cieszyć się nim.... Każdy inny jest okropnu.
    Pięknie Cię pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię deszcz, dokładnie tak jak ludzi: kiedy nie jest upierdliwy i nie utrudnia życia :) Taki drobniutki jest najlepszy! Uściski!

      Usuń
  7. Naprawdę podziwiam, że wyruszyłaś w tę drogę - dla mnie wizja podróży z przesiadkami to koszmar, a jeszcze w taką pogodę ;<
    Ogromnie, ogromnie podoba mi się wyrażenie "kałuże zaczynają przypominać folię bąbelkową.", aż chyba je sobie gdzieś zapiszę, aby nie zapomnieć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak fajnie! Niech krąży :) kiedyś przeczytałam, że kiedy robią się bąble na kałużach to znak, że będzie długo padać. I w zasadzie to się sprawdza.

      Usuń
  8. Jedna decyzja potrafi zmienić wiele :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! A najśmieszniejsze jest to, że wiele wielkich wydarzeń miało swój początek w błahych decyzjach, albo nawet przypadku. Co by było, gdyby Newton nie wyrwał jabłkiem? ;)

      Usuń
  9. Czasami dobrze jest zrobić sobie taki spacer w deszczu ;p
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam serdecznie ♡
    Ja zawsze myślę sobie - "mogło być gorzej" i to w jakiś sposób pociesza. Bo, przyznajmy, mogło być gorzej, prawda? Np. zamiast deszczu mógł padać grad, a nie padał. Podziwiam Cię za tę podróż w deszczu. Gdybym wracała z pracy pewnie też bym się zdecydowała na taką wyprawę. Nie ma nic lepszego jak powrót do domu :D I w tedy ani deszcz, ani wiatr, ani wybuch wulkanu nie zmieni naszej decyzji. W tedy właśnie możemy podejmować decyzje pochopnie, w tedy też właśnie obok nas przechodzą te lepsze wybory. Jak mijający autobus, na który nie chciało się czekać. Ale takie jest życie. Czasem ma gorsze momenty, mimo wszystko jest najpiękniejszym darem jaki otrzymaliśmy :)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, życie z metodą Pollyanny jest dużo łatwiejsze :) To ciągła gra w zadowolenie: że pada deszcz, a nie grad; że jest ciepły i odświeżający, a nie zimny i paskudny; że zaraz w domu będzie sucho i odpocznę ♡ "Pollyanna" naprawdę dużo mi dała, więc z serca polecam :)

      Usuń
  11. też mam takie dni, a potem kiedy analizuje to wszystko często zadanie sobie pytanie po co było się tak denerwować ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Tylko zanim te emocje opadną, to człowiek zdąży już się odsadzić od czci i wiary :p

      Usuń
  12. haha taak... ile razy tak miałam... albo zapomniałam parasola... kiedyś wsiadłam do autobusu z którego muszę wysiąść przystanek wcześniej, bo zaraz przed moim autobus gdzieś odbija w bok i wsiadłam do niego tylko dlatego, że nie chciało mi się czekać 5 minut na ten który mnie podwiezie pod blok :P po drodze się rozpadało no i klops xD biegłam do domu śmiejąc się z siebie jakim to ja głupkiem jestem. Jak dobiegłam do "swojego" przystanku to przyjechał ten kolejny autobus, na który nie chciało mi się czekać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, zawsze tak jest, jak człowiek chce przekombinować :p ale przyjemniej nie jest nudno ;)

      Usuń
  13. Ah ja też tak czasem po prostu na przekór sobie gdzieś idę, choć wiem jak to się skończy. A deszcz też ma swój urok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że ma! Czasem słońce, czasem deszcz... czasem Bollywood ;)

      Usuń
  14. Ta pogoda jest ostatnio szalona, bardziej jesienna niż wakacyjna. ;) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... ale w Polsce w sumie to reguła, że jadąc na weekend potrzeba walizki, swetra, szortów, parasola i bikini :p

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Boski pierwiastek

Obdarowani

Ramen z przypałem