Żabi skok

Iiiiii, zrobiłam to! Wreszcie!

***
Podobno nie jest dobre dla naszego rozwoju, jeżeli pomijamy jakieś etapy. Wiecie: najpierw turlanie, potem pełzanie, raczkowanie i dopiero na nóżki, a nie hyc! i z pozycji horyzontalnej od razu do biegu. Mówią, że często dziecko wraca do pominiętych etapów i nawet jeśli już chodziło to znów zaczyna pomykać na czworaka. Ale żeby się cofnąć o plus/minus 15 lat?!
***
Od czerwca funkcjonuję w systemie weekend pracujący, weekend wolny, weekend pracujący, weekend wolny, weekend... świra można dostać. Jedyny plus jest taki, że natrzaskałam nadgodzin aż miło. Teoretycznie powinnam je w pewnym momencie odebrać, ale ciągle coś: a to nie ma nikogo, kto mógłby wziąć dyżur; a to niebo wylewa z siebie hektolitry wody; a to moc mi spadła do poziomu ślimaka na kacu. Aż nadszedł pamiętny wtorek, kiedy się udało! Zrobiłam sobie wagary!

Nic tego nie zapowiadało. Przyszłam do pracy jak gdyby nigdy nic, odpaliłam pocztę, tu coś skrobnęłam, tam zadzwoniłam, skserowałam parę kartek - a jak wiadomo dzień bez ksera się nie liczy - ale z minuty na minutę narastał we mnie bunt. Tylko szyba dzieliła mnie od słońca, woni świeżych spalin i życia. Bo wiecie, życie zaczyna się dopiero po odklikaniu się na bramce. Myśli galopowały, tabelka w Excelu wyliczyła mi, że jeszcze chwila i kadry zrobią mi pogadankę na temat odbioru godzin, a układ planet powiedział, że to jest właśnie dzień idealny na żabi skok.

Wystarczył jeden druczek, jeden podpis i jeden zjazd windą, żebym poczuła się jak zerwana ze smyczy nastolatka. Moja klasa była tak fajna, że do szkoły chodziliśmy w zasadzie rekreacyjnie. Pewnie, były jakieś tam kłótnie, spiny i fochy, ale w ogólnym rozrachunku byliśmy całkiem zgrani. W szkole razem, po szkole razem, trochę wspólnego zakuwania, jeszcze więcej wspólnych plot i marzeń o podbiciu świata. Tak się jednak złożyło, że na wagarach byliśmy może ze trzy razy. A ponieważ te pominięte etapy jakoś i tak w człowieku siedzą, to ucieczka w plener po prostu musiała się zdarzyć.

A jak już się zdarzyła to pomknęłam, jak na skrzydłach, do kina. Na Disneya, oczywiście: Raya i ostatni smok, szczerze polecam. Twardo trzymam się tezy, że te bajki są bardziej dla dorosłych niż dla dzieci i chyba nie ja jedna, bo na sali pięćdziesiąt procent widzów to ludzie z dowodami osobistymi i bez przychówku. Swoje człowieki.

Przed kinem wypiłam w biegu kawę z pianką, po kinie podreptałam na obiad, a jak już ogarnęłam temat jedzenia to postanowiłam pojechać do Łazienek. A tam dopadł mnie kryzys wieku dojrzałego, bo okazało się, że wcale nie potrafię odpoczywać.

Kawa była na szybko, bo śpieszyłam się na film. Obiad jadłam z namaszczeniem, bo mnie w pracy coachują, że trzeba przeżuwać długo i dokładnie, więc wczuwałam się w smak buraka, liczyłam ziarenka pęczaku, a o subtelnościach fety mogłabym napisać doktorat. Za to spacer po parku po prostu mnie pokonał.

Gdyby to nie był spontan, tylko starannie zaplanowane wyjście, miałabym z sobą kocyk i gazetę; rozłożyłabym się na trawniku i podziwiała chmury, albo czytała to, na co zwykle brak mi czasu. Ponieważ jednak wagary były decyzją pod natchnieniem chwili, nie miałam żadnych akcesoriów. 

Na początku szłam wolnym krokiem spacerowym, ale tak mnie to zmęczyło, że musiałam przysiąść. Jak usiadłam na ławce, to z miejsca załączył mi się syndrom nieproduktywności: kto to słyszał, żeby siedzieć tak bezczynnie! Zaraz wskoczył więc fejsbuczek, wiadomości, komiksy i blogi, aż Bóg się zlitował i zesłał wiewiórkę. 

Serio, przybiegała taka śmieszna, ruda, z kitą zawiniętą zawadiacko do góry, narobiła rabanu w gałęziach i uciekła. Dopiero to mnie otrzeźwiło. Przecież przyszłam popatrzeć na zielone... Skoro tak, to zaczęłam się gapić. Jedne drzewa były jeszcze niewinnie zieloniutkie, inne już przykurzone, jeszcze inne tak ciemne, że prawie czarne. Zaczęłam patrzeć i dostrzegać pierwszy plan, drugi, tło. Zobaczyłam kształt chmur i trochę zwolniłam. To był dobry czas na to, żeby się pomodlić - więc się pomodliłam. Dobry na to żeby pomyśleć - więc pomyślałam. O tym co jest, co nie wyszło, o tym czego bym chciała od życia. Jakoś tak fajnie mi się zrobiło. A kiedy już tak się napatrzyłam na kwiaty, drzewa, kiedy już sobie poukładałam w głowie, wtedy znów poszłam na spacer. Tym razem w swoim tempie, bez zakładania, że jest jakiś schemat odpoczynku. 

***
Tak się cieszę, że miałam te kilka godzin wolności. Niby niewiele, a jednak moje nadwątlone baterie dostały zastrzyk energii. Na chwilę wskoczyłam w beztroskę, która przecież jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy na chwilę opuścić gardę, nie trzymać się kurczowo schematów i planów. Dziś już na nowo obowiązki sprowadziły mnie na tory odpowiedzialności i dorosłości. Ale mam świadomość, że za jakiś czas znów będę mogła pobawić się w żabę i zrobić sobie odskocznię. I tak - taktyką małych kroków - zbuduję sobie przyczółek do obrony przed wariactwem. Póki co kolejny weekend mam pracujący. Ahoj!

Fot.: Zdenek Machacek / Unsplash


Komentarze

  1. Czasami tak miałam dość kieratu pracy, że właśnie robiłam sobie takie wakacyjne dni, kiedy nie można było wziąć dłuższego urlopu, co ciekawe, wykorzystywałam je na maksa, ale w spontanicznym zrywie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze zbierałam te dni do kupy, żeby chociaż mieć przedłużony weekend, ale taka odskocznia w ciągu tygodnia całkowicie zmienia perspektywę :D Już się nie mogę doczekać następnej :D

      Usuń
  2. Świetne wagary, ale jeszcze lepiej opisane, aż mi pycho śmieje od rana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merci, merci :) Polecam się na przyszłość i obiecuję nie smędzić za bardzo :D Mnie od rana najlepiej nastrajają rytmy latino - zastrzyk endorfin gwarantowany ;)

      Usuń
  3. Czasem robię sobie wolne dni, ale chyba też za bardzo nie umiem po prostu usiąść i odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wydawałoby się, że to taka prosta sprawa, prawda?

      Usuń
  4. Takie zerwanie się ze smyczy to cudowne uczucie! Kiedyś też tak miałam. Teraz z dziećmi to niestety nie mam takiej możliwości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam... dzieci pod pachę i ucieczka w plener ;) albo jeszcze lepiej: dzieci na kolonie i 2 tygodnie wolności :D Zawsze się śmieję, że łatwo takie rady dawać z daleka, ale trzymam kciuki, żebyś znalazła dla siebie jakąś dłuższą chwilę ;)

      Usuń
  5. Wagary od pracy to takie ładne określenie ^^
    Podobno można się wyćwiczyć w odpoczywaniu i chyba nawet dobrze Ci to szło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się <3 ale sama sobie się dziwiłam, że to wcale nie jest takie proste, jak mi się zawsze wydawało

      Usuń
  6. Dobrze jest mieć czas na takie chwile dla siebie. U mnie przy rocznym dziecku i pracy nie mam prawie wgl czasu na nic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kiedyś minie :) Chociaż wierzę, że łatwo nie jest. Z drugiej strony teraz masz czas na rzeczy w stylu: oglądanie dżdżownic przez pół godziny i karmienie mrówek kamieniami - później dzieci mają inne zajęcia, a dorośli razem z nimi :)

      Usuń
  7. Przypomniałaś mi, że kiedyś chodziłam na wagary do Łazienek. I to zarówno ze szkoły jak i z biura...
    Widzisz ile nas łączy? --- chociaż jesteśmy z róznych pokoleń.:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ludzie w ogóle są do siebie podobni ;) Tak nam się tylko wydaje, że jesteśmy oryginalni na maxa :D

      Usuń
  8. Właśnie sobie uświadomiłam, że swego czasu też za mało wagarowałam, więc ... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam bardzo! :D A najbardziej spontaniczną decyzję - jaki wtedy świat się piękny robi :D

      Usuń
  9. Uwielbiam takie dni, kiedy mogę wyjść szybciej z pracy. Spacer wczesnym południem po mieście jest wtedy najlepszy :) Dawno już nie miałam takiego dnia ale muszę sobie w końcu zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Dzień robi się od razu dłuższy, nawet jeśli to tylko urwana godzinka. Ja zdecydowanie mam zamiar powtórzyć ten numer :D

      Usuń
  10. Czasami taka odskocznia dobrze robi :D Bardzo lubię filmy Disneya :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. ..witam Niko 💝 ..cudownie mieć chwile dla siebie i nie wyobrażam sobie bez tego życia <3
    ..super był Twój żabi skok! .. i .. wiadomo, wagary to fantastyczna i jedyna w swoim rodzaju rzecz <3
    ..uwielbiam 'Łazienki Królewskie', mam to szczęście mieszkać na Powiślu pośród parków ^^ ;)
    ..jeśli mam coś zrobić, to tylko na spontanie, to cała ja!

    - pozdrawiam serdecznie, uroczego weekendu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, super! Tak blisko Wisły musi być genialnie :) Ja do Łazienek mam całą wyprawę, chyba dlatego cieszą mnie podwójnie ;)

      Usuń
  12. A to ciekawe z tym że dziecko wraca do pominiętych etapów rozwoju. Ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie jest to reguła, ale często się tak dzieje. Przynajmniej w moim otoczeniu dzieciaki skakały - jak żabki ;)

      Usuń
  13. Chyba jest coś na rzeczy z tym, że trzeba nauczyć się odpoczywać ;) Przynajmniej po sobie to widzę. Cały czas praktycznie w pracy i wreszcie miałam wolny weekend. I... nie mogłam sobie miejsca znaleźć. Za to w środę zostawiłam pracę na wieczór i pomknęłam na drugi koniec miasta odebrać książki z biblioteki. Przy okazji posiedzieliśmy nad Wisłą, bo piękna pogoda i ładne widoki. Może faktycznie spontan to jest to? :) Korzystać z okazji i wyrywać sobie piękne momenty tymi żabimi skokami? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to zależy od człowieka, albo o tempa życia? Ostatnio mam wrażenie, że biegnę tak, że aż brakuje tchu. I kiedy wreszcie jest trochę tego luzu to nie wiem co z sobą zrobić. Może za dużo planujemy i nie dajemy sobie przestrzeni na powłóczenie się bez celu i spontaniczne zjedzenie lodów w jakimś odpałowym smaku? A w sumie czemu by nie iść do Zakopca przez Gdańsk? ;)

      Usuń
  14. Bardzo pozytywny i inspirujący tekst. Mam tak samo, w wolnym czasie muszę uczyć się odpoczywać.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że ci się spodobał :) Chyba my wszyscy musimy się tego uczyć ciągle na nowo - uroki XXI wieku ;)

      Usuń
  15. Wagary... Od pracy :D szczegolnie, ze ten system pracy jest taki uciazliwy... no nie zazroszcze :D No, ale... reset sie udal ;) A no i dziekuje za polecajke :) Mam nadzieje, ze uda i mi sie obejrzec dzisiaj ;) pozdrawiam!
    ps. baaardzo przyjemnie mi sie Ciebie czyta <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mega miło mi to słyszeć :) Daj znać jak wrażenia po filmie!

      Usuń
  16. Czasami wagary są potrzebne! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny wpis! Mega ciekawie napisany, aż mi się usta same wykrzywiły w kształt uśmiechu :D
    Ale najważniejsze, że reset się udał i naładowałaś baterie. :)

    Pozdrawiam
    Piotrek (Muzyka na Kółkach)
    www.muzykanakolkach.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! O tak, wagary są zdecydowanie do powtórki :)

      Usuń
  18. Wagary i reset należą nam się dla własnego oderwania od codziennej pracy i obowiązków. Wtedy człowiek zaczyna funkcjonować lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  19. Chyba każdy potrzebuje czasami takiego odpoczynku, nie zaraz 2 tygodni, dzień wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż te 2 tygodnie brzmią baardzo kusząco ;)

      Usuń
  20. Sztuka odpoczywania nie jest łatwa, znam to doskonale, wciąż się uczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że to sztuka, którą się doskonali aż do śmierci ;)

      Usuń
  21. Ale wciągająca relacja z ucieczki z pracy :D czasem jednak tak trzeba, może za dużo pracy i Cię to przygniotło. Jednak to nie to samo co wagarzy ze szkoły. Odpoczywać/oddzielić się chyba trzeba się ponownie nauczyć, bo świat chce nas nakręcić nawet w odpoczynku. Mimo to widzę, że udało się oderwać od ''rzeczywistości''. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak i nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo było mi potrzebne takie popołudnie 🤷‍♀️

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wskrzeszeniomat – część pierwsza

Okrutnik

Wskrzeszeniomat – część druga