Ryszard rwie serce

Ryszard rwie serce. Na strzępy i z premedytacją. Wchodzi do pokoju, a wszystkie oczy skupiają się na nim. On wie, że jest cudny. Wie, że jest lepszy od całej reszty tego tałatajstwa zebranego w pomieszczeniu. A może i w bloku. Zresztą, nie oszukujmy się, na całym świecie nie ma drugiego takiego. Ryszard to wie i wie, że inni też wiedzą. On nawet klęskę przekuwa w sukces, bo kiedy ogolono go na zero, to na kanwie współczucia umiał wydębić dodatkowe żarcie. A hańba gołej skóry dla rudowłosego persa musiała być dotkliwa. Tak samo jak mało eleganckie rozpłaszczenie się na podłodze, kiedy źle obliczył trajektorię skoku na lodówkę. Ale to detale. Ryszard robi to, co umieją robić wszystkie koty: trwa w podziwie dla własnej doskonałości, której nie jest w stanie zachwiać nawet chwilowa kompromitacja.

Tego się powinniśmy uczyć od Rysia i innych dzieci bogini Bastet. Tego, żeby się nie kopać po kostkach za to, że coś nam nie wyszło. Każdy ma w życiu taki czas, kiedy bajoro wydaje się być luksusowym kurortem, a potępieńcze wycie uroczą muzyką. 

Żyjemy w przekonaniu o własnej sprawczości - to dobrze. Jestem zwolenniczką tezy, że wszystkie zmiany zaczynają się w głowie i dużo zależy od naszego nastawienia. Jak człowiek chce być szczęśliwy to będzie i tak dalej. Jednak nawet ja nie jestem tak naiwna, by nie zauważać, że nie mamy wspływu na wszystko. 

Można chuchać na siebie i dmuchać, a i tak przyjdzie choroba. Można wyliczać na wszystkie strony czy nas stać na mieszkanie, a z czwartku na piętek zmienią się stopy procentowe i wszystkie kalkulacje szlag trafi. Można wreszcie prześwietlać firmę pod każdym możliwym kątem, ale nie da się sprawdzić czy złapie się wspólny język z załogą i czy ktoś nie podbiera notorycznie mleka z lodówki. 

Można chcieć budować rodzinę, a druga strona może odejść. Można mieć talent, ale cięgle trafiać na zamknięte drzwi do sukcesu. Tak bywa. To nie jest twoja wina. To nieprzewidywalność życia, która po prostu jest. Przeraża mnie ile wspaniałych osób biczuje się za te niezawinione sytuacje. Jak bardzo sobie wyrzuca, że nie jest Alfą i Omegą, nie ma daru przewidywania przyszłości i bilokacji. Ile osób mówi wprost, że "przegrywa życie"...

A życie to coś o wiele, wiele większego niż nasz pomysł na nie. I tak naprawdę przegrywamy je tylko wtedy, gdy przestaje nas cieszyć to, że żyjemy. Gdy tracimy wolę walki o lepsze jutro. Kiedy przestaje nas zadziwiać piękno świata. Wtedy coś w nas umiera. Wierzę w nieśmiertelność duszy i jej nieprawdopodobną zdolność regeneracji. Nawet złamany, zniszczony człowiek może na nowo rozkwitnąć. Może nie sam z siebie, ale podlany troską i wsparciem innych ludzi. 

Jak jesteśmy mali to wizualizujemy w głowach sukces, nie zdając sobie nawet sprawy z możliwości porażki. Chcemy być księżniczkami i rycerzami, piosenkarkami i piłkarzami - nikogo nie obchodzi to, że czasy feudalizmu już się skończyły i ciężko o zamek, nie wspominając o własnym smoku. Kiedy dorastamy, zaczynamy sobie uświadamiać, że może jednak nie wszystko uda się zrealizować, ale młodzieńczy zapał i tak w nas jeszcze buzuje. Potem przychodzi zderzenie z rynkiem pracy, dysproporcjami zarobków, tłamszeniem kreatywnego podejścia i szybko człowiek potrafi zdziadzieć. A jednak nie można się poddawać. Niekoniecznie oznacza to rzucenie papierami i wielki foch na świat, ale nawet pracując u poganiacza niewolników można szukać innych opcji i nie uznawać patologii za standard.

Marzymy o miłości i jesteśmy świecie przekonani, że ta pierwsza będzie też tą ostatnią - jak z bajki. A potem się okazuje, że życie jest o wiele ciekawsze niż baśnie, właśnie dlatego, że ma niespodziewane zwroty akcji. I zamiast zdejmować u krawcowej miarę na suknię ślubną, trzeba zmierzyć się z rzeczywistością w innych kolorach. Ważne jest by po pierwszym zawodzie nie sypać głowy popiołem i nie wyklinać twórców komedii romantycznych. 

Inaczej sobie wyobrażamy, inaczej jest, ale to wcale nie znaczy, że musimy się zgodzić na to co dostajemy od losu. Możemy walczyć! Możemy przemalowywać kiepskie kicze i zmieniać je w prawdziwe arcydzieła. 

Może nie mamy takich słodkich łapeczek jak Ryszard, może ludzie nie rozpływają się z zachwytu na nasz widok, ale to wcale nie znaczy, że nie jesteśmy wartościowi czy potrzebni. Jesteśmy! Czasem musimy po prostu dać sobie trochę czasu na przegrupowanie sił, na uspokojenie emocji i wymyślenie planu gry. A potem możemy na nowo walczyć o swoje.

a
Fot. Aleksandra Sapozhnikova / Unsplash


Komentarze

  1. Jaki mądry wpis. Czasami nie warto planować, tylko iść na żywioł. Po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam wolę planować jednak. nigdy nie byłam zbyt spontaniczna.

      Usuń
    2. A może planowanie planowaniem, a odrobina elastyczności w dostrzeganiu szans od losu nie zawadzi? Są czasem takie błyski, że kosmos wręcz rzuca w nas brokatem, a to od nas zależy czy otrzepiemy się i pójdziemy wytyczoną ścieżką czy zatrzymamy się, pogapimy i kto wie - może nawet sięgniemy gwiazd?

      Usuń
  2. Nie ma już niczego, co chciałabym tu dodać. Wchłonął mnie Twój wpis.. Tak z rana, tak z poniedziałku, tak w momencie, kiedy szukam kurzu przeszłości, który mi doskwiera, bo go czuję ale nadal nie mogę zlokalizować.. Dziękuję za te słowa, właśnie teraz..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj daj spokój, jak kurz leży to ty też trochę poleż :) Może nie warto szukać na siłę? Przecież w pewnym momencie i tak dorastamy do zmian. A w czasie wzrastania można zachwycić się tym, że wróble są zabawne, a ciepłe kakao wieczorem cudownie odpręża. Takie niby nic, a jednak sprawia radość. I dzień wydaje się lepszy i życie i my sami też patrzymy na siebie odrobinę życzliwiej :)

      Usuń
    2. Tylko, że ja kakao nie lubię :) Ale zamienię go na książkę i chyba będzie miało takie samo działanie. A kurz i tak muszę odnaleźć i strzepnąć, bo mi przeszkadza bardzo w delektowaniu się chwilą, która trwa.

      Usuń
    3. W takim razie trzymam kciuki, żeby udało ci się znaleźć ten kurz jak najszybciej. Posprzątać i spryskać powierzchnię czymś, co nie pozwoli mu wrócić :) a potem będzie już tylko lepiej :)

      Usuń
  3. Wszystko, co ma wpływ na nasze życie, zależy od naszej interpretacji, przydaje się sporo wiary i ufności we własne siły, pozytywne i twórcze nastawienie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny temat - my swoje , życie swoje, nie na wszystko mamy wpływ, mimo chęci i predyspozycji, ale nie można tez siedzieć i czekać na zmiany, same się nie zadzieją.
    Podobno kocie mruczando ma na człowieka zbawienny wpływ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak usypia! Wystarczy, że ten motorek zostaje odpalony, a ja odpływam. Aaaa, kotki dwa ;)

      Usuń
  5. No, cóż... kilkanaście ostatnich miesięcy pokazało chyba nam wszystkim, że trudno planować, że nic nie jest trwałe, a naszym życiem może rządzić przypadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy rządzić? Chyba tylko wtedy gdy mu się na to pozwoli. Dla mnie przypadki to coś co się po prostu zdarza. Przychodzi nam żyć w takich a nie innych czasach i to fakt. Za to co zrobimy z tym czasem, który mamy w dużej mierze zależy od nas. Wszystko może być wyborem.

      Usuń
  6. Piękne słowa. Naprawdę dobrze napisane i trafiające do serca :). Potrzebowałam ich teraz, za to Ci dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) to niesamowite, że przez przypadek człowiek może znaleźć odpowiedzi, albo pocieszenie. Mnie wiele razy dotykały słowa piosenek czy wersy opowieści - takie pozornie nie na temat, a jednak idealnie odpowiadające moim myślom :)

      Usuń
  7. Być może tajemnicą życia jest balans pomiędzy rozumieniem na co się ma wpływ, czym warto się przejmować i w co wkładać wysiłek, a co zupełnie leży poza zasięgiem naszej kontroli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem możliwe :) tylko ile czasu musi upłynąć zanim człowiek ogarnie, że nie jest Atlasem :p

      Usuń
  8. Płynę z tym nurtem życia!!! Już dawno mu się poddałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to mądrość tej właśnie chwili? Nie zawsze trzeba walczyć i wiosłować pod prąd. Czasem wystarczy być i delektować się widokiem.

      Usuń
  9. Jak zawsze inspirujący i mądry post. Dzieci rodzą się z „zaprogramowana „ pewnością siebie. Tańczy ,chociaż bardziej wyglada to jak wygibasy z powodu bólu brzucha ,a rodzice klaszczą dumnie z dziecka ,które dzięki temu jeszcze bardziej czuje się dowartościowane. A potem , idzie do przedszkola, podstawówki , na studia… i społeczeństwo , standardy , wszystko wkoło miażdży ta pewność siebie a co za tym rowniez często idzie zwykle szczęście.
    Takie moje małe przemyślenia po przeczytaniu twojego wpisu , nasuwa się wiele innych wniosków , można by pisać i pisać… :) to tak odnośnie Ryska ,który jest po prostu szczęśliwy i nic go nie rusza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz nic... A kulka z papieru? A dźwięk otwieranej puszki? ;)

      A na serio, wiele razy zastanawiałam się jak uchronić dziecięcą kreatywność, zapał, myślenie poza schetamami, a jednocześnie pozwalać dzieciom być dziećmi. Jak zaopiekować się każdym elementem: emocjami, intelektem, rozwojem fizycznym, a przy tym dbać o duszę/serce? Dzieci są pewnym momencie bardzo zero-jedynkowe, jednocześnie słodkie i okrutne. Życie społeczne i normy, którym się poddajemy uczą zdrowej koegzystencji. Z drugiej strony potrafią zadeptać nasze prawdziwe Ja... Nie wiem jaki jest właściwy sposób na życie. Może jest tak jak napisała Mirabelka- trzeba umieć znaleźć balans:)

      Usuń
    2. Tez myśle,ze trzeba znaleźć balans . Nie ma żadnej sprawdzonej recepty ,ani na zycie,ani na wychowanie dzieci … musimy to po prostu jakoś ogarnąć haha!

      Usuń
  10. Listopad ma w sobie coś skłaniającego do przegrupowywania sił i ukochania emocji... Z każdym tekstem lubię Cię czytać jeszcze bardziej!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem pod wrażeniem tekstu, tylu mądrych słów... I to wszystko jest prawdą, tylko my czasami nie chcemy widzieć pewnych rzeczy...
    Poranną jawa z Twoimi słowami dodała mi skrzydeł i większej pewności siebie :) dzieki...

    OdpowiedzUsuń
  12. Cytuję: "Tego się powinniśmy uczyć od Rysia i innych dzieci bogini Bastet." Jest mi bardzo miło, że moja kotka Bastet zainspirowała Cię do kreacji Rysia :) Co zabawne, u mnie na dzielni chodzi sobie kot, którego ochrzciliśmy mianem "Rudzika". Czyli też na "R". Nie wiem, ale zawsze kiedy tu przychodzę, a przyznać muszę że ostatnio nie jestem dobra w te klocki ;/ to trafiam na posty, które w jakiś sposób obrazują to, co wewnętrznie czuję, z czym sama się akurat mierzę, lub co mi chodzi po głowie. Nie wiem jakim cudem, ale Twoje posty zawsze dodają mi wtedy otuchy, że chyba nie jest aż tak źle jak sobie sama wyobrażam. Lecę czytać jeszcze jeden post by nadrobić chociaż troszkę <3 Buziam z Pomorza <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mi miło!!! :) Ja też tak czasem mam- myślę o czymś i bach: piosenka, post, mural czy film i mam łopatologiczną odpowiedź :D Czy posłucham to już inna sprawa, ale jest coś takiego :) Uściski wielkie! I mizianko dla Bastet :*

      Usuń
  13. Przekaz Rysiowi ze jest obledny :) Przytulam mocno. Post madry i tak wiele daje do myslenia. Jako 12 letnia dziewczynka chcialam byc jak Lucy Maud Montgomery :) powaznie, marzylam ze w przyszlosci bede wielka pisarka... Kto wie moze kiedys... Nie mowie nie :) Czas pokaze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryszard to wie :D A za pisarską karierę trzymam kciuki :) L.M.Montgomery jest nie do podrobienia, więc wzorzec sobie wybrałaś z naprawdę górnej półki :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Umiarkowanie w jedzeniu człowieka

Oszlifowani

Boski pierwiastek