Pierwszy dzień po końcu świata

Piękny dzień dziś miałam. Po pierwsze: mamy w pracy nowy ekspres do kawy. Taki, który robi mleczną piankę w 3 stopniach spieniania. Moc można ustawić. Sam się płucze. A co najważniejsze - napój nie śmierdzi mokrym psem. Doceniajmy małe rzeczy.

Po drugie: byłam dziś piękna, jak bogini. No dobra, może odrobinę przesadzam, ale po pierwsze chciało mi się zamaskować cienie pod oczami, a po drugie wytrzymałam cały dzień na obcasach. Mam takie cudne, różowe szpilki. Właściwie to nie jest róż, tylko wściekła fuksja. Stópka mi się w nich robi zgrabna, jak Kopciuszkowi na balu. Tylko ja przytomnie nie siedzę w robocie do północy. A nie, wróć! Wczoraj siedziałam. Miałam dyżur, ważny projekt itd., itd. – i mam dzień wolny do odebrania. Czy to nie jest wspaniałe? Dla mnie jest. Wracając jednak do mojego samozachwytu: ile radości daje świadomość, że jest całkiem dobrze. Może i znalazłam pierwsze siwe włosy, ale – kurczę – lubię siebie.

Miałam jednak dość długą przeprawę sama ze sobą, nim doszłam do takich wniosków. Dawno, dawno temu, byłam niezłym wypłoszem. Zresztą teraz też zdarza mi się zapomnieć języka w ustach. Albo wręcz przeciwnie – chlapnąć za dużo, w nieodpowiednim momencie. Tak się ostatnio posprzeczałyśmy z kumpelą: od słowa do słowa i awantura na cztery fajerki. Ja nie załapałam o co jej chodzi, ona nie załapała moich wywodów i rozpętałyśmy burzę w szklance wody. Teraz jest już ok, ale wiecie co sobie pomyślałam? Że najtrudniejszy jest pierwszy dzień po końcu świata.

Odwieczna mądrość, rozporoszona po wszystkich ludach i językach mówi, że trzeba czasem coś stracić, by otworzyć drzwi nowemu. Że jesteśmy niczym feniksy, zdolni odrodzić się z popiołów. Że nawet jeśli nasz świat ulegnie zrównaniu z ziemią, jak po wybuchu bomby atomowej, to jednak mamy w sobie siłę miłorzębu i damy radę rozkwitnąć na nowo.

Kłopot w tym, że nie ogarnia się tej mądrości siedząc na kupie gruzu. Do decyzji o odbiciu się od dna trzeba dorosnąć. Tak jak do każdej innej decyzji w życiu. Są jednak takie sytuacje, kiedy trzeba po prostu opłakać zgliszcza. Trudny jest ten pierwszy dzień po kłótni, kiedy chcesz przeprosić lub przyjąć przeprosiny, ale nie wiesz jak się za to zabrać. Niby już wszystko wyjaśnione, ale jeszcze się nie możemy przyjacielsko szturchnąć i obchodzimy się z sobą, jak z jajkiem. Męczące i smutne.

Trudny jest pierwszy dzień po tym, kiedy rzuca się wszystko i wyjeżdża, niekoniecznie w Bieszczady. Kiedy zrywa się z dotychczasowym modelem życia, który nie służył, ale był w pewien sposób oswojony i „bezpieczny”. Nawet jeśli niebezpieczeństwo było wpisane w codzienność, to i tak człowiek miał złudne poczucie kontroli. A tu nagle: wielka niewiadoma.

Ekstremalnie trudne są dni po tym, gdy bezpowrotnie traci się kogoś, kto był naszą latarnią morską. Gdy odchodzą przyjaciele, rodzice, rodzeństwo, żona czy mąż. Gdy cel życia ucieka nam sprzed oczu. Gdy choroba pożera siły lub zdajemy sobie sprawę z tego, że jakieś marzenie nigdy się nie ziści.

Świat się rozsypuje i trzeba to przetrwać.

Możemy potraktować wszystko, jako trampolinę do sukcesu i radości, ale między sloganowym hasłem, a rzeczywistością jest sporo wolnego miejsca. Gdy zdejmie się filtry wyobrażeń o tym, jak sobie inny ludzie radzą, jak ja sama powinnam ogarniać życie, wtedy okaże się, że wszyscy jesteśmy ulepieni z jednakowej gliny. Każdego z nas ogarnia niemoc, strach, stres i emocje, kłócące się z wizerunkiem człowieka, jakim chcemy być.

Tych końców świata jest dużo. Jedne przychodzą niepostrzeżenie, niczym w wierszu Miłosza, inne odbywają się przy dźwiękach apokaliptycznych trąb. Ja tych Armagedonów miałam już na pęczki. Siadałam, jak taka kupka nieszczęścia i nie wiedziałam co zrobić. I wiecie co? To dobrze. W pewnym momencie szok mijał i można było brać się za sprzątanie. W życiu, w głowie, w podejściu do różnych spraw.

Wiele razy byłam sama dla siebie niszczycielem światów, ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie jest mi ich żal. Nie jestem idealna – ale polubiłam niektóre ze swoich wad. Czy bym coś zmieniła? No pewnie! Ale snu z powiek mi to nie spędza. Mogę się jarać tym, że akurat dziś umalowałam się ciut dokładniej i biegałam po biurze w szpilkach, ale nie muszę stawać na baczność przez swoim wewnętrznym kapralem, jeśli tego nie zrobię. Mogę wyciągnąć wnioski z chlapania jęzorem bez opamiętania i nie biczować się przez rok za to, że jednak coś spieprzyłam. Jesteśmy ludźmi, a nie maszynami. W naszych wnętrzach jest mnóstwo puzzli, które trzeba ułożyć na miejsce. Żeby to zrobić – tak porządnie, a nie tylko po łebkach – potrzebny jest czas.

Koniec świata wybija nas z rytmu. Ale po tym pierwszym dniu przychodzi kolejny, a po nim jeszcze jeden. I pewnego dnia można zachwycić się tym, że kawa smakuje wybornie.

***

Aha, z nowości: mam funpage na Facebooku. Świeża sprawa i jeszcze nie do końca ogarniam co i jak, ale jeśli chcecie wpaść i być na bieżąco z tym co się dzieje to serdecznie zapraszam 😁 https://m.facebook.com/Nika-z-Miasta-Sawy-100333019185485/?ref=bookmarks 

Fot. J Lee / Unsplash

Komentarze

  1. Taki ekspres do kawy to sama przyjemność. Aż zachciało mi się małej czarnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem już po dużej i mlecznej ❤️ mniam!

      Usuń
  2. Polubiłam stronkę jako ja, w sensie żywy człowiek z imieniem i nazwiskiem, a nie internetowy nick ;) Ten specyficzny wygląd strony to specjalnie, tzn. taki szeroki? Niektóre strony tak mi się wyświetlają, a inne "zwyczajnie".

    Co do kawy, nie jestem jakoś wielbicielką, wolę herbatę. Ae chyba chciałabym mieć ekspres, żeby robić sobie fikuśne kawusie ;)

    A co do tematu głównego, zgadzam się. Ten pierwszy dzień "po" jest jeśli nie najważniejszy, to baaaardzo ważny. Tak łatwo popsuć coś, co teoretycznie jest już naprawione :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, jednak widzę go normalnie. Nie wiem, może to była jakaś usterka :)

      Usuń
    2. Weź, ja i tak cała w stresie :D Niby to takie proste, niby oczywiste, a już z 15 razy się zgubiłam w tym co należy kliknąć i kiedy :D
      P.S. Ta kawa ratuje mi dzień ;)

      Usuń
  3. Super, że miałaś dobry dzień, pozytywne podejście to mega ważna rzecz 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio mam ich sporo - tak na przekór aurze. No bo hej, coraz bliżej święta! :)

      Usuń
  4. Potrafić doceniać i czuć wdzięczność za drobnostki dnia codziennego - to umiejętność tak niewielu w dzisiejszych czasach. Smutne ale prawdziwe. Smutniejsze, że cieszenie się drobnostkami jest uznawane za dziecinne, głupie, nie na miejscu; że tylko pęd, pozycje, nazwy na metkach i liczba obserwujących ma znaczenie. A może się mylę? Tak bardzo chcę się mylić..
    Chyba aby odbić się od dna, trzeba najpierw spaść na to samo dno, bo dopóki siedzimy na kupie gruzy to nadal utrzymujemy się na powierzchni, a tam na dole jest piekielnie ciemno, zimni, smutno... Pamiętam taki jeden szczególny upadek i ten dół... Ale gdyby go nie było, gdybym nie spadła, możliwe, że cały czas siedziałabym na tej kupie gruzu i wmawiała sobie, że siedzę na wygodnej sofie..
    Gratuluję strony na fb, polubiłam a jakże z prywatnego konta :) i poczucia bycia piękną i tych szpilek też gratuluję, bo dlaczego nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że niewielu? To chyba zależy od ludzi, którymi się człowiek otacza. Ja widzę głównie pozytywne podejście. Na zasadzie: "Kto jak nie ja" i "Patrz, mleczyk, chyba ostatni w sezonie!" Dużo jest prawdy w tym powiedzeniu, że kto z kim przestaje, takim się staje. Trudno być optymistą w świecie ponuraków.

      Wierzę, że w życiu wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Może te zgliszcza, gruzy i doły są właśnie po to, żebyśmy nie zatrzymywali się na najniższym szczebelku swojego rozwoju, tylko nieustannie parli w górę? Jak się pokona kryzys to dopiero widać jaką drogę się przeszło.

      I serdecznie dziękuję za gratulacje :) Jeszcze nie ogarniam fb, ale jak już rozgryzę to będzie śmigało. Na różowych szpilkach :D

      Usuń
  5. Może i w komentarzach nie jestem pierwsza, ale kiedy klikałam na Fejsie "Polub to" byłam według mojego telefonu PIERWSZA! HA! Tyle wygrać! :D Jak tak piszesz "Koniec świata" to mi się przypomina, że Justyna Mazur - podcasterka, napisała książkę pod tytułem "Małe końce świata". Justyna wydaje mi się, czytała 1 rozdział swojej książki i jeśli to, co czytała to była jej książka, to ja się boję jej ruszać, jak już po pierwszym rozdziale ryczałam xD :D a ja dziś też mam dobry dzień! Socjalne wpłynęło na święta! całe 700 złotych! i zatankowałam samochód za szalone 5,98 zł! (w sensie za litr! a litrów 21 z hakiem tankowałam ) i książkę dziś skończyłam czytać, zaraz idę pisać recenzję. Także jest git ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, śmiejesz się, że polecam Ci książki, o których nie słyszałaś, ale w drugą stronę działa tak samo: mówisz mi o piosenkarzach, twórcach podcastów, blogerach, a ja robię taką mądrą minę w stylu "YYYYY??" xD Obczaję te "Małe końce świata" :)

      A paliwo taniutkie! Pamiętaj, dziś zawsze taniej niż jutro :P

      Usuń
    2. Karma wraca xDDD haha :D co tu sie kuwa ładnego podziało w szacie graficznej? Podoba mi się mimo że nie jestem zwolenniczką ciemnego tła bo mi oczy odpadają. Całe szczęście to nie jest dobitnie czarne tylko szarawe :)

      Usuń
    3. No wiesz, ten wiatr zmian dotarł i tutaj ;)

      Usuń
  6. No no, ekspres do kawy w pracy - zazdroszczę!
    Konta na FB nie mam.
    Konce świata jednych motywują do odbudowy życia na nowy, innych dołują maksymalnie.
    Szkoda, że niektóre aspekty życiowej mądrości docierają do nas zbyt późno, ale lepiej późno, niż wcale :-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że lepiej późno niż wcale! Na tym polega rozwój :) Byłoby strasznie osiągnąć pułap, w którym już nic człowieka nie zaskoczy, niczego się nie nauczy i w ogóle niczego nie chce od życia.

      Usuń
  7. Takich końców świata każdy z nas doświadcza, ważne, żeby nas czegoś uczyły i zebysmy z każdego potrafili wyjść z podniesioną głową.
    Pozdrawiam.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie dzieje bez przyczyny. Czasem tylko dostrzec ten klucz ;) ale w końcu jesteśmy homo sapiens ;)

      Usuń
  8. Mam wrażenie, że społeczeństwo nie pozwala przeżywać tych dni po końcu świata i oznacza je jako słabość. Gdy czytałam o tej kłótni przypomniała mi się historia z podstawówki, gdy ktoś powiedział mi, że kogoś tam nie przeprosi, bo to przyznawanie się do słabości... dzieci w wieku 10-11 lat już tak myślały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie to smutne :( jaką krzywdę zrobiono tym dzieciom takim wychowaniem... Ludzką rzeczą jest błądzić, robić głupoty, płakać, złościć się i nie wiedzieć. Te wszystkie stany i emocje są potrzebne, nie ma tu dobrych i złych. Jakie spustoszenie robi w człowieku brak zgody na przeżywanie w zgodzie ze sobą, z naturą...

      Usuń
  9. Dokładnie - najtrudniejszy jest pierwszy dzień po końcu świata.. a potem okazuje się, że wszystko jesteśmy w stanie przeżyć. Ale chyba właśnie potrzeba gorszych dni, aby docenić te lepsze i różnych rzeczy które nas uczą - tego, że jesteśmy tylko ludźmi. Mam nadzieje że z kumpelą czas sprawi że co złe, odejdzie w zapomnienie... ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odeszło :) szybki zapłon, krótki lont, ale już jest pełna zgoda :) może w ogóle takie końce świata są potrzebne, żeby zrozumieć siebie i innych? I zrobić porządki ;) mamy więcej siły niż sądzimy 💚

      Usuń
  10. Piękny niosący ukojenie post. Takich słów potrzebowałam :). Mam dzisiaj swój taki mały koniec świata. Uświadomiłaś mi, że to nie pierwszy nie ostatni i w końcu znów wstanie ten dobry dzień. Teraz do szczęścia brakuje mi tylko kawy z tego świetnego ekspresu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Tak się cieszę 🥰 uwielbiam chwile, kiedy świat daje recepty, odpowiedzi i maskotki pocieszenia ☺️
      A kawa? Idealna ☕☕☕ tylko strasznie uzależnia 😜

      Ściskam cię mocno! Przykro mi, że masz teraz gorszy czas. Ale pamiętaj, że nawet na tych gruzach nie jesteś sama ❤️

      Usuń
  11. Widzę nowy wygląd bloga! Wygląda świetnie. Szczerze mówiąc bardziej mi się podoba. Ma charaktere...k tak samo jak Twoje treści :)
    Z facebooka jako tako nie korzystam, ale może kiedyś się zaloguję i zerknę do Ciebie na fanpage:)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo :) mi też się ta zmiana podoba. Od czasu do czasu dobrze jest troszkę zamieszać ;)

      Usuń
  12. Doskonale wiem, o czym piszesz. Bo od dwóch miesięcy noszę kwiaty na cmentarz, a przecież miało być długo i szczęśliwie. Kawa znów zaczyna smakować, nawet niebo czasem wygląda pięknie, i uśmiecham się częściej... ale żadna kawa nie będzie już smakowała tak, jak ta robiona przez niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie mi przykro :( nie ma dobrych słów, które mógłby zmniejszyć tę pustkę. Ten banał, że czas leczy rany jest w pewnym stopniu prawdziwy, ale nie będzie już tak samo i chyba to zawsze będzie siedzieć jakąś zadrą. Bardzo ci współczuję, Karo.

      Usuń
  13. Wiele jest takich końców świata, trzeba się jakoś po nich pozbierać ❤

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Boski pierwiastek

Ramen z przypałem

Obdarowani