Opowieść o WB

W pewien zimny, wczesnowiosenny piątek X wpadła do knajpki wyglądając jak kot Schrödingera – trochę żywa, trochę martwa w środku. Bardziej martwa. Po 10 godzinach w kołchozie to nic nadzwyczajnego, ale teraz prócz zwyczajowego zmęczenia niósł ją też zimny i niedający się z niczym pomylić W.K.U.R.W.

– Ta bladź wywaliła Margo – fuknęła, nim na dobre opadła na stołek. – Dziewczyna pracowała jak mrówka, znosiła jej humory i sprzeczne polecenia, a ona po prostu… Ugh…!

– Pij – podsunęłam jej aperolka. Od tego ma się przyjaciół – a teraz na spokojnie mów o co chodzi. Margo to wasza sekretarka, tak?

– Tak. A jej największą wadą i niewybaczalnym błędem jest to, że była sekretarką poprzedniego szefa. Paszczaku wróć! – jęknęła X. – Ta baba ma problem z ludźmi, samą sobą, a już największy z tym, że ktoś może kogoś zwyczajnie lubić. Nic nie mogła od Margo wyciągnąć na byłego szefa, więc skazała ją na banicję w najgorszy sposób.

– To jej nie wywaliła?

– Wywaliła, tylko w białych rękawiczkach. W południe Generalny wezwał Margo i dał jej do wyboru: albo rozwiązanie umowy ze skutkiem natychmiastowym, albo przeniesienie do działu administracyjnego. Tam się można papierem pociąć z nudów. Faktura. Ostempluj. Opisz. Wklep do systemu. Faktura. Ostempluj… i tak przed 8 godzin, 5 dni w tygodniu, 4 tygodnie w miesiącu, przez resztę życia. Ma-sa-kra.

Faktycznie, niezbyt kolorowa perspektywa.

– Pracę zawsze da się zmienić, nie martw się. Może Paszczak wróci z emerytury?

– Może świnie zaczną latać, a Polska odnosić sukcesy w piłce nożnej… Daj spokój – X nakręcała się coraz mocniej. – To jest rasowa psychopatka uwielbiająca niszczyć ludzi. Zrobi się z tego nieszczęście.

***

Nieszczęście to mało powiedziane. Bilans kilku miesięcy rządów WB (Wielkiej Bladzi, ale nie mówcie nikomu) to trzy osoby z ciężką nerwicą, sześć kolejnych lecących na mieszance melisy i chmielu, dwie na prostej drodze do zaczadzenia się nikotyną. I jeden 30-latek po zawale, którego dostał podczas spotkania zespołu.

Oczywiście nikt nie poczuwał się do winy. Nierealne terminy, sprzeczne informacje, krzyki na forum i pisanie do ludzi o każdej porze doby nie są przecież niczym złym. Wymóg czasów, ot co.

Przeraziło mnie to. Tak samo jak X i resztę zespołu. Ileś rzeczy byli w stanie znieść, jak wolno gotująca się żaba. W pewnym momencie jednak wszystko pękło.

Chciałabym filmowej sprawiedliwości, gdy ludzie odzyskują wiarę we własną sprawczość i wytaczają proces mobberowi. A potem go wygrywają, złol zostaje wytarzany w pierzu i wywieziony na taczkach, albo chociaż zwolniony dyscyplinarnie. Nic się jednak takiego nie stało, bo ciężko jest przywrócić podeptaną godność.

X rzuciła papierami, podobnie jak dwie inne dziewczyny z jej zespołu. Widać ten rok jest czasem zmian. Ja też zmieniam pracę.

– WB będzie teraz szczęśliwa – rzuciłam, gdy poszłyśmy świętować podpisanie nowych umów. – Wykurzyła stary skład, będzie mogła tworzyć swoją klikę od podstaw.

­­– Proszę cię – zaśmiała się X – nikt z nią nie wytrzyma. Zresztą to wbrew pozorom nie jest taka prosta branża. Nie dopilnujesz terminu, podasz nie taki przypis i lecisz. Ona się na tym kompletnie nie zna.

­– Ale skończyła ekonomię?

– Raczej ekonomia skończyła z nią.

*** 

Nic się nie dzieje bez przyczyny. Może potrzeba czasem dostać kopa, by ruszyć się z wygodnego bajorka, w którym mamy kanapę? X długo nie chciała myśleć o zmianie pracy, w której już się trochę dusiła. Bez szefowej z piekła rodem pewnie wciąż byłaby w tym samym miejscu. Było średnio, ale dawało się żyć. 

Zmiana przyszła wymuszona przez okoliczności. Zaczęło się od problemów ze snem, przez bóle brzucha i trzęsące się ręce, a skończyło na lekach uspakajających. Zawał kolegi był przekroczeniem granic. Pokazał w dobitny sposób, że nie ma żartów. Trzeba było uciekać, by chronić siebie.

Teraz X ma lepiej płatną pracę, bliżej domu i w miłym zespole. Ciągle ma swoje tabelki przestawne, więc czuje się bezpiecznie. A przy okazji odzyskała wiarę w siebie i swoje możliwości.

Ja nie miałam tak dramatycznych przygód. Po prostu, poczułam, że trzeba iść dalej i łapać nadarzające się okazje. Bo może ta zmiana jest preludium do innej, jeszcze większej? Może to dopiero potarcie zaczarowanej lampy, a na obudzenie dżinna trzeba chwilkę poczekać? Wiem, że gdy się już zbudzi zacznie się magia.


Fot. Noah Buscher / Unsplash

Komentarze

  1. "Może potrzeba czasem dostać kopa, by ruszyć się z wygodnego bajorka, w którym mamy kanapę?" Niby pytanie trochę retoryczne, a jednak nie do końca :) Mnie też by się przydało takie motywacyjne kopnięcie, bo pracę mam może nie jakąś najgorszą, ale ostatnimi czasy płaca poleciała na łeb na szyję. Czekam na sygnał od wydawnictwa i zobaczymy, co dalej. Jeśli nic, w końcu zmienię robotę. Dałam sobie czas do końca roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś kolejną osobą, która daje sobie deadline w kontekście pracy. W tym roku to jakaś plaga. Aż mam ochotę sprawdzić przepowiednie na ten rok - wiesz, wróżka Gryzelda dla "Mojego stylu i waszej uciechy" ;)

      Niezmiennie trzymam kciuki za książkę!

      Usuń
  2. Uważam,że trzeb sobie szukac pracy, która będzie cieszyć..wiem łatwo mówic ,,ale próbowac trzeba w tak zwanym "międzyczasie" Monika F

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto trzymać rękę na pulsie żeby znać swoją wartość rynkową 😉

      Usuń
  3. Czasami trzeba zmian, nie można się dusić w pracy jaka przytłacza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, chociaż decyzja o zmianie nie zawsze jest łatwa. Czasem innej pracy po prostu nie ma, albo bardzo długo trwa zanim człowiek ją znajdzie.

      Usuń
    2. To wtedy można liczyć na szczęście jakie przyjdzie wcześniej czy później. Ja na pewno bym w takiej pracy nie została.

      Usuń
  4. Czasami mam wrażenie, że w ukryty sposób piszesz o mnie - tej, która od lat chciałaby się wyrwać ze swojego własnego bagienka, ale coś jednak dalej ją w nim trzyma...
    Trochę się zmieniło, nie wiem na ile, ale mam chociaż chwilę "wytchnienia". W cudzysłowie, bo praca gdzie na hali jest 30'C a człowiek dźwiga stalowe części maszyny nie należy do lekkich. I pot spływa po dupie. Ale jest jedna zmiana i zamykasz mentalnie wątek nazwany "praca" o godzinie 14:00 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temperatura powyżej 25 stopni Celsjusza to już zło. Kompletnie nie na moje nerwy 😜 ale super, że jest jedną zmiana. Da się coś zaplanować - najlepiej kawę w Warszawie 😁😁😁 Chyba w każdym z nas siedzi trochę wojownika i cykora, zależy który dojdzie do głosu 😉

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nadmiar

Kat i ofiara