Biurowy Surfer

 Po słynnym rycerzu ortalionu,

którego uniósł w dal rączy rumak samozaorania, nadszedł czas na bliższe zapoznanie z Biurowym Surferem.

***

Są kobiety, które powodują wypadki samym swoimi istnieniem. Wiecie – idzie sobie dziewczyna ulicą, skupiona na milionie rzeczy do ogarnięcia i nawet nie zauważa, że 4 samochody za nią się stuknęły, a wszyscy mijający ją faceci mają nadwyrężone karki. Niektórzy pewnie mają też już guzy na czołach, jeśli w porę nie odwrócili wzroku od jej biustu/pośladków/włosów, czy co tam którego kręci. Jeśli taka kobieta jest nieświadoma swojego uroku, albo świadoma lecz nie wykorzystuje go perfidnie i traktuje jako część rzeczywistości, to nie dziwię się śliniącym przedstawicielom płci męskiej. Anioł zstąpił i niech wygra najlepszy ;) Gorzej, gdy cały powab jest ściśle obliczony na efekt. W takim wypadku przebić ją może tylko jedna rzecz – gdy taką boginią z morskiej piany jest facet.

***

Kojarzycie typ surfera? W naszych warunkach bywa ciutkę zakamuflowany, ale zobaczcie oczami wyobraźni tę przydługą, rozwianą grzywkę (najlepiej z blond pasemkami), wyrzeźbioną klatę ociekającą wodą, deskę pod pachą i ogólny luz wylewający się każdym porem skóry. 

A teraz odziejcie tę klatę w hipsterskie ciuszki, zamieńcie deskę na teczkę z cielęcej skóry i posadźcie za biurkiem w dowolnym korpo. Albo urzędzie. Albo w pakamerze na zapleczu jakiegokolwiek zakładu, w którym pracuje więcej niż 5 osób. Powiem jedno: będzie masakra.

Charakterystyczną cechą takich osobników jest przekonanie, że są osobną galaktyką fantastyczności. 

Wszyscy, co do jednego, są niezwykle pewni siebie. Tylko nie mylcie tego ze zdrową samooceną! Prawdopodobnie już pierwszego dnia pracy zaproponują reorganizację wszystkiego i niespecjalnie będą chcieli przyjąć rady starszych stażem. Nie po to zstąpili z Parnasu, by ktoś im mówił jak mają pisma pisać, czy ustawiać segregatory. Wychodzą z założenia, że są najdoskonalszymi przedstawicielami gatunku, mają najśmieszniejsze żarty, najtrafniejsze spostrzeżenia i każdy facet chciałby być jak oni. Ewentualnie orbitować w pobliżu i robić za tło.

Biurowi Surferzy obowiązkowo są przystojni – i doskonale o tym wiedzą. Nie wyobrażają sobie, że istnieje na świecie kobieta, na której nie zrobią wrażenia. A jeśli nawet trafią na taką, to przecież wiadomo, że coś jest z tą biedulką nie tak. Ładna buzia nie jest jednak dodatkiem do ciekawej osobowości i prawego charakteru, ale w mniemaniu jej właściciela stanowi bilet do świata bez problemów. Wystarczy się uśmiechnąć i ta okropna starta papierów po prostu zniknie z biurka. Tak magicznie. Bo wiesz, Aniu, ty to robisz o wiele szybciej, jakoś tak łatwo ci to przychodzi. Może mogłabyś rozliczyć te 42 faktury, jak będziesz rozliczała swoje?

A przede wszystkim – i niestety mówię to z prawdziwą przykrością – Biurowi Surferzy nie grzeszą intelektem*. O ile jednak niewiedzę wybaczam chętnie, to głupoty noszonej niczym order na piersi nie jestem w stanie wytrzymać. Wiedzą najlepiej nawet wtedy, gdy się mylą. 

Mają za to niezwykłą zdolność ślizgania się po fali deadlinów, unikania zdradliwych wirów odpowiedzialności, a niebezpieczeństwo nowych projektów wyczuwają niczym rekiny świeżą krew. Tylko w przeciwieństwie do rekinów uciekają wtedy na wydmy Straszliwego Zarobienia.

***

Pewność siebie uważam za cnotę, nie będę też narzekać widząc wokół siebie piękne twarze, ale miałam wątpliwą przyjemność spotkać kiedyś takiego Biurowego Surfera.  Był impregnowany na wiedzę niczym lakierowana deska, a po terminach ślizgał się z wprawą mistrza świata. Dołączył do zespołu, który nowych witał z otwartymi ramionami i szybko przygarniał zbłąkane owieczki. Owieczka miała więc czystą kartkę na wstępie, ale to był wstęp do równi pochyłej. Wystarczyło, że się odezwał. A potem z każdym dniem pogrążał się coraz bardziej...


Fot. Alex Shutin / Unsplash


* W tym miejscu przepraszam wszystkich prawdziwych surferów, którzy znają się na falach, wiatrach, prądach morskich i uprawiają sport, który wymaga nie tylko siły mięśni, ale również odwagi. Wierzę, że w biurze nikt z was się nie ślizga  :)

Komentarze

  1. Może już stara jestem, ale po pierwsze, znam wielu takich typów, ale po drugie, już mnie to zupełnie nie rusza. Nie wściekam się na nich, raczej patrzę jak na zjawisko socjologiczna, które ma dwie drogi, zginąć marnie, albo się ogarną. Nie ma trzeciego wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczęście spotkałam takiego tylko raz. Przerażające jest to, że mogą występować stadnie O.O

      Usuń
  2. Spotkałam kilku takich na swojej drodze, przyznam, że ich czar nie działał na mnie, raczej dostarczali mi materiału do pobłażliwych uśmiechów. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie tacy nie potrafią niczym zaskoczyć, są dla mnie zupełnie obojętni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, potrafią... Ja się czasem zastanawiam czy to już dno, a wtedy zaczynają pukać od spodu...

      Usuń
  4. ja na szczęście nie mam do czynienia z takimi :D chociaż na korkach trafiam na uczniów, którzy nadają się na otrzymanie takiego miana w przyszłości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jeszcze jest nadzieja? Proszę, płoń kaganku oświaty 🤞😊

      Usuń
  5. Ten opis sufera z blond grzywką przywiał do mnie wszystkie seriale o super wakacjach na Hawajach... Ale niestety szkoda, że mało ma to wspólnego z rzeczywistością... :( Szkoda też, że takiego człowieka nie można spytać o pomoc - myślę, że prędzej by to się spotkało z wyśmianiem, co mnie straszliwie denerwuje. W końcu każdy kiedyś się uczył, gdzieś zaczynał, ale cóż, tacy zapominają, że kiedyś też byli tylko nowicjuszami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację.
      A te seriale o Hawajach... aż się sama rozmarzyłam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okrutnik

Ramen z przypałem

Boski pierwiastek