Miłość ze smartfona: Tabula rasa

Wspominałam już, że uwielbiam inteligentnych ludzi? Serio – uwielbiam. Takich, z którymi można pogadać i o Ptaszku Staszku i o teorii względności. Ale nigdy nie sądziłam, że w Internetach można znaleźć tylu filozofów. A już szczególnie nie spodziewałam się tylu fanów „czystej karty”.

Pamiętacie ze szkoły wykłady o baroku i empiryzmie? Francis Bacon, John Locke i teoria białej karty?* Tabula rasa to dosłownie „czysta tabliczka”, bo właśnie na deseczkach pokrytych woskiem pisano i rysowano już od starożytności. Empiryści uważali, że dziecko przychodzące na świat ma umysł jeszcze niczym niezapisany, a wszelka wiedza pochodzi z doświadczenia, nabywanego w ciągu życia.

I teraz hit: na portalach randkowych „czysta karta” jest noszona dumnie niczym sztandar. Naprawdę? W wieku 35 lat? Ciutkę creepy.

Kiedy spotkałam się z tym po raz pierwszy pomyślałam, że ktoś tu najwyraźniej uważał na zajęciach z filozofii i chciał zaszpanować. Ale później tych białych kartek namnożyło się tyle, że można było zebrać cały blok rysunkowy. Bloczek z filozofami, a raczej z ludźmi, którzy bezrefleksyjnie powtarzają ładnie brzmiący frazes.

W założeniu chodzi oczywiście o brak żony/męża i dzieci w życiorysie, ale czy przez te kilka dekad nic się nie działo? Jeśli tak, to z mojej perspektywy jest to jednocześnie smutne i przerażające.

Nie jesteśmy „białą kartą” – przychodzimy na świat w konkretnych rodzinach, zasysamy z mlekiem matki całe systemy zachowań. Już wczesne dzieciństwo, a nawet życie płodowe, ma wpływ na nasz dalszy rozwój. To jak odnoszą się do siebie nasi bliscy rezonuje i w nas.

Czasy się zmieniają, coraz później wchodzimy w związki małżeńskie, jest też większe przyzwolenie społeczne na życie „bez papierka”. Ale czy to znaczy, że wszyscy single mają absolutnie czyste konta?

Pamiętam każde moje zakochanie – począwszy od Maćka z przedszkola. Zawsze dzielił się ze mną kredkami, a takich rzeczy dziewczyny nie zapominają ;) Nie wymieniliśmy się pierścionkami z „Turbo”, ale sentyment został. A później była podstawówka, gimnazjum, liceum, studia… Każdy z nas ma swoje szkolne miłości – bardziej lub mniej szczęśliwe. Dorosłe związki, które przetrwały lub nie, niezależnie od stopnia sformalizowania. A co z ludźmi, których partnerzy umarli zanim zdołali dotrzeć do Urzędu Stanu Cywilnego? Co z dziewczynami i chłopakami tych, którzy zamiast do ołtarza pobiegli do zakonu?

Nie każde rozstanie wiąże się z traumą, ale każdy człowiek, z którym weszliśmy w jakąś interakcję zostawia po sobie ślad.

W opozycji do „czystych kart” są te „pokreślone” ­– gdy w życiorysie pojawił się rozwód. A mnie aż krew zalewa, bo jak można powiedzieć o sobie, drugim człowieku, czy kawałku życia, ze jest „przekreślone”? Przecież to było ważne! Ważne były uczucia w chwili ślubu, ważne było wspólne życie, ważne były wreszcie emocje towarzyszące rozstaniu i walka o powrót do równowagi. To była cześć życia i to bardzo, bardzo istotna.

A co z odpowiedzialnością za innych? Nie tylko za dzieci, ale też za potrzebujących pomocy dziadków czy rodziców. Pamiętacie filmy z chrzestnymi, którzy po śmierci przyjaciół musieli zająć się ich potomstwem? Albo historie o ludziach, którzy zostawali prawnymi opiekunami młodszego rodzeństwa?

To są nasze historie. Pisane od pierwszego dnia. I nawet jeśli rzeczywiście zdarzyło się tak, że nie było czasu na miłość, to są w tej opowieści inne rozdziały, wypełnione pracą, pasją, walką o zdrowie. Zmagamy się z życiem, bo na tym to właśnie polega. Doświadczamy całej gamy uczuć, emocji. Konfrontujemy się z tym co przynosi los.

Z dumą mówię więc o sobie, że nie mam czystej tabliczki. Jest na niej dużo śmiechu, dużo łez, dużo nerwów. Są stempelki z różnych wycieczek, odznaki dzielnego pacjenta, siniaki po upadkach. Są podkreślone różowym markerem dni, kiedy miłość wypełniała mnie aż po koniuszki włosów i strony zalane czarną rozpaczą. Są akapity pisane przez przyjaciół, kiedy sama nie miałam siły trzymać długopisu. I jest całe mnóstwo żółtych, samoprzylepnych karteczek z planami na przyszłość.

To moja never ending story. Bądźcie dumni ze swoich.

 

Fot. Kelly Sikkema / Unsplash

* Pojęcie tabula rasa ugruntowało się w czasach nowożytnych i jest kojarzone z empiryzmem. Jednak już Arystoteles używał pojęcia czystej duszy, która w trakcie życia będzie nabierała wiedzy i doświadczenia. A ponieważ uwielbiam rozkminy – jakie jest wasze zdanie na ten temat?


Tekst jest częścią serii Miłość ze smartfona. Poprzedni wpis znajdziecie TUTAJ

Komentarze

  1. Kapitalny tekst 🙂i bardzo lekkie pióro 🙂 może by te historyjki składające się na Miłość ze smartfona, zebrać w całość i wydać jakiś mały tomik? 😎

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło :) A co do książki - kto wie :) Marzenia lubią się spełniać, tylko trzeba czasu, żeby dojrzały :)

      Usuń
  2. Ja mam swój oryginalny styl życia. Ogólnie nie uznaję stałych związków. Dla mnie nie ma takiego czegoś. Zawsze można poznać kogoś nowego, fajniejszego z kim ma się więcej wspólnego, więc dla mnie ''czysta karta'' również nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uznaję i to bardzo :) Ale chyba na tym polega piękno świata, że każdy jest inny i póki nikogo nie krzywdzi ma prawo żyć po swojemu. Dla mnie czysta karta nie istnieje z zasady, niezależnie od tego, czy ktoś w życiu był w związku, czy też nie. A przede wszystkim - nie powinniśmy negować swojej przeszłości, bo dzięki niej jesteśmy tacy, jacy jesteśmy dzisiaj.

      Usuń
  3. studiowałam na wydziale filozofii, więc takie rozkminy nie są mi obce ;-) Wszystko zależy od tego jakie kryterium postawimy jako czystość, czy to że nie ma się żadnego doświadczenia, czy może, że nie mamy bagażu życiowego, od tego trzeba zacząć ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy bagaż doświadczeń z automatu jest ciężarem? Bo w powszechnym rozumieniu nie są to lekkie sprawy- właśnie czy samotne rodzicielstwo, czy burzliwe rozstanie, albo żałoba. Jakoś zawsze miałam wrażenie, że ten bagaż doświadczeń ma nas hartować. Ale tam sobie myślę, że każde doświadczenie-doznanie, będzie takim kolejnym kamykiem w kolekcji. Wiesz, coś takiego jak pizza z wątróbką - niby nie traumatyczne (aż tak), a jednak odciskające pewne piętno. Podoba mi się ten wątek. Jeśli znasz jakieś ciekawe książki/artykuły w temacie daj koniecznie znać :)

      Usuń
  4. Każdy z nas ma jakąś przeszłość z którą wchodzimy w teraźniejszość.

    OdpowiedzUsuń
  5. A to nie jest może trochę tak, że ludzie boją się doświadczeń innych? Że potrzeba czasu, bezpiecznej przestrzeni, by móc się otworzyć i stopniowo "udostępniać" ryciny z tabliczki życia? Internet i instant rozwiązania nie sprzyjają byciu otwartym/otwartą od pierwszej sekundy wchodzenia w kontakt w wirtualnym świecie. I zwyczajnie bardzo często zawartość zapisanej karty nie zmieściłaby się w konkretnych polach do wypełnienia w "formularzu" zgłaszam gotowość do wspólnego życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to ujęłaś: "boją się doświadczeń innych". Coś w tym jest. Ale czym innym jest niewywalanie bebechów na wierzch przy pierwszym spotkaniu czy w Internecie, a czym innym przekonanie, że nie mamy nic do opowiedzenia.

      Usuń
    2. tak zdecydowanie pisałam tu o bebechach. Choć bywają sytuacje, że można nie mieć nic do powiedzenia, to jednak na ogół jakieś myśli/słowa/odczucia mamy.

      Usuń
    3. Pewnie, gadanie dla gadania jest bez sensu. Chodziło mi o przekonanie, że bez "kamieni milowych" w postaci ślubu czy dzieci ludzie uważają się za karty niczym nieskalane, a przecież każdy ma jakąś przeszłość. To że nie chce się wybebeszać na wstępie całkowicie rozumiem:)

      Usuń
  6. świetnie napisane. nikt z nas nie jest czystą kartą, bo każdy z nas przeżył swoje. Od pozytywnych, do negatywnych zdarzeń... i to wszystko ma na nas mniejszy lub większy wpływ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że się zgadzamy :) Właśnie o to chodzi, że jesteśmy wypadkową wszystkich dobrych i złych chwil. Czasem jesteśmy uskrzydleni, czasem poharatani, ale każda z nich była ważna.

      Usuń
  7. Dokładnie tak. Każdy z nas przebył swoją drogę, miał lepsze i te gorsze momenty, ale jak to mówią „nie rozdrapuj starych ran”. Niekiedy opieram się na tych przeżyciach i lubię wyciągać wnioski stwierdzając, jaki to miało na mnie wpływ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :) fajnie jest spojrzeć wstecz i zobaczyć te ciemne doliny, które się przeszło i szczyty, które się zdobyło. I masz rację - rozdrapywanie ran i życie przeszłoscią niczemu nie służy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Umiarkowanie w jedzeniu człowieka

Oszlifowani

Boski pierwiastek