Miłość ze smartfona: Roman i Julita
Rzecz nie działa nie w Italii, ale na Włochach. Warszawskich Włochach. Wiecie: miasto-ogród, parki, stawy Koziorożca, kilka dość obskurnych bloków i - żeby nie było tak świetliście - Willa Jasny Dom. Dla niewtajemniczonych w meandry historii najnowszej powiem, że to dawna sowiecka katownia. Na murach ciągle są inskrypcje, które wykonali więźniowie, głównie byli żołnierze AK. To właśnie tam, w najmniej romantycznych okolicznościach świata, spotkali się Roman i Julita. A potem były już tylko trupy.
***Roman lubił nosić włosy na żel, Julita za to puszczała je na wiatr. Podczas gdy ona miała tysiąc pomysłów na minutę, jego hobby sprowadzało się do spania. Julka lubiła ludzi, Romek lubił jak mu się nie pałętali po obejściu. Altruistka i egocentryk, marzyciel i pragmatyczka. Capuleti i Montecchi. Dwa światy, które połączyła miłość do historii. A później było jak w dramacie Szekspira: błysk, blask, grom z nieba i ślub szybszy niż przeliterowanie imienia Merkucjo. Biegali wspólnie na rekonstrukcje historyczne, szukali skarbów, eksploatowali ruiny i świetnie się bawili. Było szczęśliwie, ale... krótko. Może nie aż tak krótko, jak w szekspirowskim oryginale, ale nie minął rok, a już mieli się serdecznie dosyć. Jego denerwowały jej pretensje, ją denerwował bałagan, który Roman tworzył z mistrzowską wprawą. On uznawał jedynie towarzystwo pilota do telewizora, a Julita usychała bez ludzi. To, co na początku zapalało w ich oczach ogniki, zwiędło, zdechło i odeszło w niebyt.
***
Pierwszą ofiarą była rozmowa. Kiedy na fali euforii i endorfin godzinami gadali o przeszłości, wszystko było ok. Ale teraźniejszość, przyszłość? Szybko okazało się, że ich wizje świata są skrajnie różne. Każda próba konwersacji kończyła się kłótnią, więc po pewnym czasie przestali rozmawiać.
Druga odeszła radość życia. Stała towarzyszka Julki i Romka stała się towarzyszką z przypadku. Najczęściej odwiedzała ich wtedy, kiedy współmałżonek był przynajmniej 4 przecznice dalej. Pojawiała się nagle i znikała wraz z przestąpieniem progu domu. Przestali więc czuć potrzebę powrotu.
Trzecia umarła pewność siebie. Z każdą kolejną kłótnią, z każdym niechętnym spojrzeniem i cierpką myślą zaczynali wierzyć, że coś z nimi jest nie tak. Cokolwiek to "nie tak" oznacza. Ciężko jednak czuć się męsko, kiedy żona reaguje alergicznie na najmniejszą próbę dotyku. Trudno czuć się kobieco, gdy mąż traktuje cię jak niezbyt ciekawy mebel.
A na koniec zamordowali miłość. Rozwiedli się szybko i bez większych pretensji, ale żadne z nich nie wierzy już w porozumienie serc, ciał i dusz. Opancerzyli się cynizmem i z pogardą patrzą na zakochanych, wróżąc im szybki koniec.
I to jest najgorsza zbrodnia.
Pierwszą ofiarą była rozmowa. Kiedy na fali euforii i endorfin godzinami gadali o przeszłości, wszystko było ok. Ale teraźniejszość, przyszłość? Szybko okazało się, że ich wizje świata są skrajnie różne. Każda próba konwersacji kończyła się kłótnią, więc po pewnym czasie przestali rozmawiać.
Druga odeszła radość życia. Stała towarzyszka Julki i Romka stała się towarzyszką z przypadku. Najczęściej odwiedzała ich wtedy, kiedy współmałżonek był przynajmniej 4 przecznice dalej. Pojawiała się nagle i znikała wraz z przestąpieniem progu domu. Przestali więc czuć potrzebę powrotu.
Trzecia umarła pewność siebie. Z każdą kolejną kłótnią, z każdym niechętnym spojrzeniem i cierpką myślą zaczynali wierzyć, że coś z nimi jest nie tak. Cokolwiek to "nie tak" oznacza. Ciężko jednak czuć się męsko, kiedy żona reaguje alergicznie na najmniejszą próbę dotyku. Trudno czuć się kobieco, gdy mąż traktuje cię jak niezbyt ciekawy mebel.
A na koniec zamordowali miłość. Rozwiedli się szybko i bez większych pretensji, ale żadne z nich nie wierzy już w porozumienie serc, ciał i dusz. Opancerzyli się cynizmem i z pogardą patrzą na zakochanych, wróżąc im szybki koniec.
I to jest najgorsza zbrodnia.
***
"Romeo i Julia" to 5 dni płonięcia z miłości i 5 stygnących ofiar. Niezły bilans, jeśli ktoś lubi krwawe jatki i rozchwianych emocjonalnie nastolatków. Swoją drogą, dobrze, że ta hormonalna burza w pewnym momencie mija. Roman i Julita to historia trzydziestolatków, rozciągnięta na kilka aktów i parę lat. Ale prawdziwym dramatem jest to, że wydarzyła się naprawdę.
"Romeo i Julia" to 5 dni płonięcia z miłości i 5 stygnących ofiar. Niezły bilans, jeśli ktoś lubi krwawe jatki i rozchwianych emocjonalnie nastolatków. Swoją drogą, dobrze, że ta hormonalna burza w pewnym momencie mija. Roman i Julita to historia trzydziestolatków, rozciągnięta na kilka aktów i parę lat. Ale prawdziwym dramatem jest to, że wydarzyła się naprawdę.
Moim zdaniem pośpieszyli się za bardzo i pomylili miłość z pożądaniem. To para fajnych kumpli, ale katastrofalne małżeństwo. Myślę, że sami by to zauważyli, gdyby dali sobie czas na prawdziwe poznanie siebie i drugiej strony. Co nagle, to po diable. Niestety.
Zobaczcie też inne wpisy z tej serii:
A pewnie, nie ma się co spieszyć. Najpierw trzeba zrobić rozpoznanie. Dowiedzieć się, czego się nie chce 😉 Nika, jesteś pisarką? Dawno żadnych tekstów tak dobrze mi się nie czytało 🖤🖤🖤
OdpowiedzUsuńNie masz nawet pojęcia, jak miło mi czytać takie słowa! ❤ Chcę być pisarką, mam w głowie kilka pomysłów z niezłym rozstrzałem gatunkowym, ale póki co, ciii🤫 jak już napiszę to z pewnością się pochwalę 😁
UsuńKiedyś nie wiedziałam, że jest coś takiego jak Warszawskie Włochy. Dopiero kilka lat temu o tym przeczytałam.
OdpowiedzUsuńWłochy to osada z czasów średniowiecznych i ma bardzo ciekawą historię. Do Warszawy została przyłączona na początku lat 50., a od 2002 jest samodzielną dzielnicą.
UsuńNie zawsze tak jest, że bycie razem tworzy szczęśliwe małżeństwo.
OdpowiedzUsuńA nie masz wrażenia, że właśnie tak nie powinno być? Po co komu nieszczęśliwe małżeństwo? Być dla bycia, bez miłości, bez szacunku i bez sensu? Nie da się wszystkiego przewidzieć przed ślubem, ale zawsze trzeba się starać i przede wszystkim znać człowieka, z którym się wiąże. A jeśli rzeczywiście nie da się być razem, to może nic na siłę? Osobiście nie lubię tego "jakoś" i "męczeństwa". Samo bycie razem nic nie znaczy, jeśli ludzi nie łączy miłość. A takie nakręcanie się goryczą, że "małżeństwo nie jest szczęśliwe, ale tak już musi być" jest dla mnie czymś strasznym.
UsuńCzasami osobno jest zdecydowanie lepiej niż razem, choć uważam, że każdy powinien kogoś mieć. Trudno iść przez życie w pojedynkę.
OdpowiedzUsuńPewnie, że we dwoje jest łatwiej i milej, ale nie zawsze człowiek ma szczęście spotkać kogoś z kim jest stanie wejść w związek. A bycie byle z kim i byle jak jest niszczące dla dwóch stron. Po to jest się z kimś, by razem wzrastać i się wzajemnie ciągnąć do góry, a nie w dół
OdpowiedzUsuńI dlatego ja uważam, że lepiej być samemu, niż w kiepskim związku. Niestety, kultura i tradycja i przekonania przekazywane z pokolenia na pokolenie ugruntowały schemat, że małżeństwo to synonim "udania się" w życiu. Społeczeństwo dopiero uczy się tego, że życie w pojedynkę nie świadczy o przegraniu czegoś i nie jest to coś gorszego.
UsuńTeż uważam, że lepiej być samemu, niż się wzajemnie niszczyć. Dobrze, że już nie ma takiego przymusu wchodzenia w związek, chociaż pewnie zależy to od konkretnej rodziny, środowiska i "silnej woli" zainteresowanych.
UsuńOd dawna już nie wierzę w wirtualną miłość
OdpowiedzUsuńTa nie była wirtualna. A może inaczej: związek był jak najbardziej realny. Czy była tam miłość, czy raczej zauroczenie, które nie zdążyło przerodzić się w miłość - tego nie wiem. Ale obojgu życzę wiele szczęścia. A tobie miłości, która będzie jak najbardziej rzeczywista.
UsuńCo nagle, to po diable - jak kończysz treść pasuje tu idealnie i jest dobrym zakończeniem tej historii.
OdpowiedzUsuń😊
Usuńlepiej bym tego nie podsumowała. Jednak czasem i związki z długim stażem rozpadają się przez niedogadanie... choć kiedyś było pięknie rozstają się jedynie z wzruszeniem ramion, jakby to co ich połączyło nigdy nie miało miejsca...
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nic nigdy nie konczy się ot tak. Może nikt nie zauważył, że coś się wypala i dogasa? Ale masz rację: to straszne, że tak łatwo można zrezygnować z człowieka...
UsuńChętnie zobaczyłabym te warszawskie Włochy na własne oczy. Ciekawa historia.
OdpowiedzUsuńNie jest to najbardziej oczywisty kierunek wycieczkowy, ale wszędzie da się znaleźć coś ładnego. Chociaż osobiście polecam rejony bliżej Wisły ;)
UsuńHistoria w pierwszym akcie zapowiedziana, z góry na klęskę w epilogu była skazana. Zbyt często dwie Dusze zapakowane w piękne i młode ciała, łączą się sugerując jakością opakowania. Chwilowa iluzja zauroczonego ciała, szybko upada bo nie tego Dusza chciała.
OdpowiedzUsuńKto powiedział, że to piękno zdecydowało? Może to historia z cyklu: "brzydki on, brzydka ona, jaka ładna (nie)miłość"?
UsuńNie tylko uroda roznieca zainteresowanie i oczarowanie. Wspólne pasje, zapach, barwa głosu, albo zachowanie w konkretnej sytuacji - wszystko może stać się wabikiem.
Bywa i tak, że ludzie mylą miłość z pożądaniem i na początku jest fajnie, a jak przychodzi normalność to ludzie się rozstają. Jest też nieraz tak, że ludzie są w związku przez kilka lat, a jak biorą ślub to czar pryska i zaraz też jest rozwód, dlatego też mi się wydaje, że chyba lepiej być samemu niż w związku, który niszczy obie strony .
OdpowiedzUsuńPiotrek (Muzyka na Kółkach)
www.muzykanakolkach.pl
To na pewno. Nie ma nic gorszego niż zmiana domu w pole bitwy.
UsuńDlatego jednak dobrze jest nie biec na oślep 😉
UsuńCzasem tak bywa z tą miłością, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo ;D. Świetnie napisane, masz lekkie pióro :D. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńDzięki Jolu! A że nie zawsze jest łatwo? Pewnie. Tylko czy koniecznie musi być aż tak trudno? ;)
Usuń