Powrót z Narni

Dzień dobry! Nie macie pojęcia jak bardzo doceniam to, że zaglądacie na bloga pomimo posuchy. Ostatnie dwa miesiące to był prawdziwy hardcore: mieliśmy w pracy BARDZO WAŻNE WYDARZENIE. Ale takie naprawdę BARDZO WAŻNE. Tak ważne, że z zakręcenia zdarzyło mi się zapukać do drzwi przed wyjściem z pokoju. Ludzie latali na wysokości lamperii, a obłęd sączył się z każdej strony. Tuż przed wybiciem „godziny zero” cała firma zasuwała po 12 godzin, by dopiąć szczegóły. Zresztą niech pierwszy rzuci zszywaczem ten, kto nie drukował listy VIP-ów o 22.30.

Wyszło pięknie i profesjonalnie: identyfikatory, filmiki 360°, kwiaty, ledy, reportaże, tłum, omdlenia i hektolitry kawy. A teraz bez szydery: naprawdę mi się podobało. Ładuję się energią dużych eventów, lubię widzieć efekt końcowy swojej pracy. Wykańczający był jedynie ogrom zadań i niebotyczne tempo ich realizacji.

Po pracy padałam w opakowaniu na łóżko i spałam tyle, aż nabierałam sił, by wziąć prysznic i wrócić w objęcia Morfeusza. Książki, filmy, blogi, spotkania – nawet wieczorna rozmowa przy herbacie – wszystko zeszło na dalszy plan. Szczęśliwie to już za nami. Być może szef napomknął mimochodem, że skoro tak nam się ta impreza udała, to niedługo ją powtórzymy, ale na razie wszyscy spychają takie informacje w głębokie czeluści zapomnienia. Majówka nadchodzi! Kwiaty kwitną! Jakoś nie zauważyłam wcześniej ani krzaków mirabelek, ani dywanów krokusów. Szala zatytułowana „work” zdecydowanie przeważyła nad tą z napisem „life”.

Hibernacja powoli się kończy – po sesji narkolepsji, wpadłam w szał sprzątania. Naprawdę, wlazłam w szafę i straciłam rachubę godzin. Muszę jednak przyznać, że było to… oczyszczające. Nowa aranżacja przestrzeni, nawet jeśli chodzi o głupie ułożenie bluzek kolorami, potrafi zdziałać cuda. Znowu chce mi się chodzić na wystawy i próbować nowych smaków.

A propos – piliście już kawę z buraczkiem? Brzmi obrzydliwie, smakuje obłędnie. No i jest przepięknie różowa. Na liście marzeń mam jeszcze zieloną z dodatkiem matchy i niebieściutką, jak niebo. Pojęcia nie mam od czego, ale kurczę, kto by nie chciał spróbować smerfowej kawy?

Psycholodzy twierdzą, że robienie wokół siebie porządku sprzyja też porządkowi w głowie i pośrednio otwiera na nowe możliwości. U mnie okazja pojawiła się dość nieoczekiwanie i muszę przyznać, że niesamowicie poprawiła mi humor. A było to tak:

Wracałam sobie z pracy w spokoju. Kolejką. Podmiejskim pod miasto. No może nie do końca, bo wysiadałam w ścisłym centrum, ale spróbujcie sobie zwizualizować ten luz: cisza, spokój, słońce nie daje po oczach, bo pociągi weszły w XXI i mają przyjemnie przyciemnione szyby. Po ośmiu godzinach zasuwania relaksuję się zasłużoną dawką romansu. Nos w książkę i świata poza historią Lucasa i Rose nie widzę.  Dobra, jednak widzę, bo nagle kątem oka zauważam, że z naprzeciwka przesiada się do mnie koleś w czarnej kurtce. Bywa – może mu klimatyzacja po karku wieje? Ale nie, chłopak zaczyna zagadywać, że mi się przyglądał, a w ogóle to też lubi książki, acz inne, non-fiction, a poza tym lubi taekwondo, pomidory, rocka, spacery, bardziej góry, ale grill też spoko, nie ma planów na majówkę… No… Dużo informacji do przyswojenia przez kilka stacji. Gaduła, ale z tych sympatycznych i z wyczuciem.

A ja? Jak to ja – wytrąciło mnie coś z mojego bezpiecznego świata wyobrażeń i złapałam fazę rozdymki: kolce, dużo kolców. Nie naciskał bym dała mu numer, nie wyskoczył za mną na peron, by zaciągnąć na lody – zapytał tylko czy często jeżdżę tą trasą. Słodkie, prawda? Ewentualnie to rasowy stalker z bardzo ładnymi niebieskimi oczami. Chociaż mam nadzieję, że nie, bo jednak miło jest doświadczyć takiej baśniowości. Ogromny plus za odwagę i drugi, równie duży, za delikatność.

Pamiętacie pierwszy tom „Opowieści z Narni”? Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja Pevensie przez magiczną szafę wchodzą do zaczarowanej krainy, w której przeżywają dziesiątki przygód, a w międzyczasie… dorastają. Jako dorośli ludzie znów przechodzą przez portal i na powrót stają się dziećmi. W Narni minęły lata, w rzeczywistości była to tylko chwila – dziś czuję się podobnie.

Mam wrażenie, że czas pognał do przodu, a ja stoję w miejscu. Działo się tak dużo i byłam tym tak zmęczona, że nie zauważyłam, gdy luty zmienił się w marzec, a marzec w kwiecień. Za chwilę będzie maj. Prawie przegapiłam wiosnę, przykurzyło mi się kilka relacji. Czas wyleźć z szafy i trochę posprzątać.


Fot. Ashwini Chaudhary (Monty) / Unsplash

Komentarze

  1. No, niezły miałaś kołowrotek! Zmęczyłam się samym czytaniem :/

    Oooo, wypiłabym taką niebieską kawę! Kocham niebieski! I tę z buraczkiem też, chociaż brzmi hardkorowo - a pisze to ta, co nie lęka się próbować kolejnych warzyw na surowo. Tych, które całe życie jadła tylko w wersji gotowanej ;D

    W sumie to słodka ta historia z posiadaczem niebieskich (sic!) oczu. Chyba nigdy nic takiego mi się nie przydarzyło. Tzn. czasami zaczepiali, ale albo żul ("Pani kierowniczko!"), albo świr. To już wolę żula ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasłuchałam się podcastów "Kryminatorium" i teraz to już wolę żeby nikt nie zaczepiał 😜
      Btw, próbujesz też kiszonek? Kiszone buraki są super, ale rzodkiewki to sztos 😁

      Usuń
  2. Ojej, rzeczywiście sporo się u ciebie działo. Na nudę na pewno narzekać nie mogłaś. Na szczęście zawsze po takim kołowrotku przychodzi chwila wytchnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę tylko ta myśl trzymała mnie przy życiu 😁

      Usuń
  3. Nigdy nie pilam kawy z burakiem, a ta niebieska zapowiada się naprawdę interesująco.
    Mam nadzieję, że teraz czas na wytchnienie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kawa nie dla mnie, nie lubię - po prostu. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie spędziłaś ten czas :) Buraków nie lubię, więc raczej nie wiem czy kiedykolwiek spróbuję ;) Miłego końca kwietnia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam staram się w miarę możliwości odkurzać naszą relację na bazie wysyłania Ci zdjęć nieba xDDD I zdecydowanie nogi miękną przy BRĄZOWOOKICH! aczkolwiek i niebieskoocy mają czasem to coś :D 22:30 mówisz Myłam okna o północy. Pobij mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie będę próbować 🤣 zdecydowanie wolę przemieszczać się w stronę luzu 😜

      Usuń
  7. Kurka wodna nie zazdroszczę takiego hardkoru. Ja jestem osobą, która niestety okropnie się stresuje w takich sytuacjach. Dobrze, że już po wszystkim i można oddychać swobodnie. Szef wyjął z tyłka przysłowiowego kija.

    Pozdrawiam serdecznie. Spokojnej nocy

    Kasinyswiat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było faktycznie ciężko, ale na szczęście to już za mną. I zostało całkiem sporo satysfakcji :)

      Usuń
  8. Ogromnie jestem ciekawa tej kawy z buraczkiem. Ostatnio też mam ciężki czas. Tylko bym spała. Może mam coś z cukrem albo znów tarczyca fiksuje. Czas się przebadać kontrolnie.

    Spokojnej nocy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ramen z przypałem

Obdarowani

Boski pierwiastek